Kasia, dziennikarka radiowa, i Marcin, komentator sportowy oraz były piłkarz, wychowali się w warszawskich blokowiskach. Nie mieli na wsi dziadków. Ba, w rodzinie nikt nawet nie uprawiał niczego w ogródku działkowym. Wakacje spędzali jednak w gospodarstwach agroturystycznych, rytualnie powtarzając: „Też kiedyś będziemy mieszkać w takim domu”. Ale to „kiedyś” nie nadchodziło. Warmia była za droga, góry zbyt odległe. Dom na mazowieckiej wsi – 90 km od Warszawy i 30 km od Płocka – kupili trzy lata temu. W korzystnej cenie. To nie była romantyczna historia w rodzaju „trafiliśmy na ten dom, gdy zgubiliśmy się w drodze na grzyby”. Kasia po prostu przeglądała fejsa, a znajomy udostępnił ogłoszenie. Na zdjęciu: mały domek, niebieski z białą werandą. Zadzwoniła, zapytała, co to za miejsce. Pojechali z Marcinem na rekonesans.
Dom z dobrą energią
– Jest nieduży, ale wystarczający – mówi Kasia. – Znajoma prowadząca agroturystykę na Warmii, posiadaczka wielkiego budynku z czerwonej cegły, przekonywała nas, byśmy szukali czegoś małego. Wielka przestrzeń jest fajna, ale skoro i tak nie zamierzamy wynajmować pokojów letnikom, tylko potrzebny jest nam dom całoroczny, lepiej zdecydować się na coś, co łatwo będzie ogrzać zimą. Ze względu na finanse i ekologię.
Niebieski domek ma 40 lat i 115 m2. Pierwotnie należał do rodziny właścicieli pobliskiego pola. Bezpośrednimi poprzednikami Kasi i Marcina była jednak inna warszawska para. Krzysiek (absolwent ASP) miał smykałkę do odnawiania przestrzeni i mebli. Razem z Magdą hodowali tu psy. Zostawili po sobie dobrą energię i parę ciekawych rozwiązań. To oni przeprowadzili generalny remont budynku. Podnieśli dach, dzięki czemu górna kondygnacja zyskała mieszkalny charakter.