Przejażdżka łodzią po Sekwanie, jak na obrazie Maneta, czy noc w kawiarni uwieczniona przez van Gogha... Nieosiągalne marzenie na własnej ścianie? Otóż nie, bo dzięki miniaturom tworzonym w technice emalii na miedzianych płytkach, pokrytych specjalnymi farbami i wypalanych w piecu o temperaturze ok. 900ºC, sztuka wchodzi pod przysłowiowe strzechy. I nie rujnuje portfela.
Choć najbardziej ceni się prace z Limoges, to hiszpańskie miniatury są szczególnie poszukiwane przez wielbicieli tego typu obiektów, z pogranicza rzemiosła artystycznego i sztuki. Charakterystyczna gama barw i dowolność w traktowaniu detali sprawiają, że każda z miniatur staje się małym dziełem sztuki i oryginalnym akcentem we wnętrzu.
– Zainteresowałem się emaliowanymi obrazami ze względu na technologię produkcji zbliżoną do wytwarzania porcelany – przyznaje Andrzej Kareński-Tschurl, przedstawiciel na Polskę marki Rosenthal (w wybranych salonach firmy oraz na www.rosenthal-gallery.com znajdziemy blisko 200 emaliowanych obiektów). – Proces jest skomplikowany i ryzykowny, nie sposób przewidzieć efektu. Wystarczy, że temperatura w piecu jest wyższa o kilkanaście stopni, a barwniki wypalają się w kolorach intensywniejszych niż przewidywano – tłumaczy. Andrzej Kareński-Tschurl od lat dzieli życie między Polskę i Hiszpanię. W Barcelonie, gdzie przebywa najczęściej, w odwiedzanych przez niego domach znajomych zaintrygował go zwyczaj dekorowania ścian połyskliwymi miniaturami. Zaczął je wyszukiwać w tamtejszych antykwariatach. – Nie obyło się bez niespodzianek, jak w przypadku znanego portretu autorstwa Picassa, przedstawiającego chłopca w stroju arlekina. Na każdym obrazie ma on inną twarz, czasem nawet dziewczęcą! Oznacza to, że twórcom pozwalano na dużą swobodę i dowolność w interpretacji pierwowzoru – mówi Kareński. – Taka swoboda byłaby nie do pomyślenia w manufakturze porcelany, gdzie malarkom dostarczono prawdziwe pióra, aby malując ptaki, mogły wiernie odtworzyć ich kolorystykę i detale.