Supersalone nasuwało skojarzenia z offowym weselem, gdzie panna młoda ma suknię po koleżance, dekoracje zebrano z facebookowej śmieciarki, zamiast kwiatów młodzi proszą o datki na schronisko dla zwierząt, rezygnują z mięsa w menu, a do ślubu jadą rowerami. Skoro jednak wesele, muzyczny festiwal czy polityczny protest można zorganizować w sposób bardziej zrównoważony, dlaczego to samo ma nie dotyczyć targów?
Pandemia także w tym przypadku okazała się akceleratorem trendów, które w normalnej sytuacji rozwijałyby się pewnie latami. Racjonalne wykorzystanie surowców, zrównoważony rozwój, cyfryzacja, wykorzystanie nowoczesnych technologii – Supersalone stało się benchmarkiem praktycznego ich wdrożenia w opornym na zmiany i długo przywiązanym do rozbuchanego modus operandi targowym biznesie.
Rozważnie
425 wystawców, cztery hale zamiast kilkunastu, niewielkie, ustandaryzowane stoiska, szerokie przejścia, pełna gama pandemicznych środków bezpieczeństwa (na czele ze skrupulatną kontrolą paszportów covidowych, noszeniem maseczek, dostępnymi na miejscu punktami testów), eliminacja katalogów i ulotek na rzecz targowej aplikacji i skanowania kodów QR, żeby zebrać interesujące nas informacje o produktach i markach. Do tego żywe, zielone dekoracje w postaci drzewek i krzewów w donicach, które według deklaracji organizatorów po zakończeniu targów trafić miały na mediolańskie skwery, ulice i do parków. Gastronomiczne punkty oddano we władanie lokalnym restauratorom, bo dla tych, którzy przetrwali długą i okrutną dla Lombardii pandemię, każda szansa na zarobek jest na wagę złota, zwłaszcza że do Mediolanu przyjechało znacznie mniej ludzi niż zazwyczaj – Supersalone odwiedziło 60 tys. osób. No i – last but not least – staranna, by nie powiedzieć ceremonialna segregacja śmieci, specjalne kartonowe kosze porozstawiane były w halach co krok.