By ludzie stali się widoczni
Charles Montgomery, autor bestsellera „Miasto szczęśliwe”, o współczesnym planowaniu miast
Pana książce „Miasto szczęśliwe. Jak zmienić nasze życie, zmieniając nasze miasta” Filip Springer, polski reporter zajmujący się urbanologią, napisał, że przeczytanie jej powinno być obowiązkiem każdego polskiego urzędnika mającego jakikolwiek wpływ na kształt miasta. Jest wciąż tłumaczona, specjaliści chętnie z niej cytują. Jak powstawała?
Rozpocząłem pracę nad nią jeszcze jako dziennikarz. Zawsze fascynował mnie temat, w jaki sposób miasto wpływa na poczucie szczęścia jego mieszkańców. I nagle, po dziesięciu latach wgłębiania się w problem, uświadomiłem sobie, że znalazłem najlepszego eksperta, który mógłby książkę o szczęśliwym mieście napisać. Sam nim jestem!
W kolejnych rozdziałach podejmuje Pan palące zagadnienia dotyczące organizacji życia w mieście – kwestie znikania małych sklepów i punktów usługowych, środków transportu, udziału mieszkańców w planowaniu. Już same tytuły obiecują całościowe rozwiązania: dla kogo jest miasto, jak naprawić to rozproszone, jak żyć bliżej siebie, wszystko jest ze sobą powiązane... Czy czuje Pan, że wyczerpał temat? Uznał Pan dzieło za skończone?
To studium, które tak naprawdę nie ma końca. Dlatego, kiedy książka została złożona do druku, stworzyłem interdyscyplinarny zespół doradczy, którego misją jest wdrażanie wizji miasta szczęśliwego. Ale to proces dwukierunkowy. Po wybudowaniu miejsc lepszych do życia, nadal prowadzimy badania, jak nasze założenia wpływają na ludzkie zachowania. Powiem śmielej, sprawdzamy, jak nasze projekty wpływają na poziom szczęśliwości.
Chciałabym się odnieść do naszego globalnego doświadczenia ostatnich dwóch lat – pandemia, lockdown, niewiadome. Jak zacząłby Pan „Miasta Szczęśliwe”, gdyby pisał je teraz?