„Gdyby nas rozprasować, bylibyśmy więksi niż Rosja” – powiedział mi kiedyś z kamienną twarzą dumny Czarnogórzec.
Doniesienia o masowych strzelaninach w szkołach zazwyczaj docierają do nas zza oceanu. W ostatnich miesiącach seria tragicznych incydentów wstrząsa jednak kolejnymi krajami Bałkanów.
Od ponad czterech miesięcy trwają najbardziej masowe protesty w historii Serbii, porównywalne jedynie z buntem, jaki obalił dyktaturę Slobodana Miloševicia. Są podejrzenia, że podczas ostatniego protestu władza użyła wobec demonstrantów broni sonicznej.
Nagrania krążą w sieci od niedzielnego wieczoru. Na tych najpopularniejszych widać morze demonstrantów w Belgradzie, stojących w milczeniu z rozświetlonymi telefonami. Trwa tradycyjna piętnastominutowa cisza ku pamięci piętnastu ofiar tragedii w Nowym Sadzie z 1 listopada, kiedy zawalił się
Dziś znów jest głośno o Serbii, przez którą przebiega szlak przemierzany przez tysiące imigrantów uciekających przed wojną na Bliskim Wschodzie. Ale sama Serbia jest też rozdarta i nie może zdecydować, czy bliżej jej do Rosji czy do Europy.