Rynkowe zainteresowanie literackimi relacjami z Auschwitz zaprowadziło nas w stronę trywializacji: obozy zagłady stały się właśnie wygodną i modną scenerią dla tandetnie napisanego romansu.
„Auschwitz tuptał, dreptał małymi kroczkami, zbliżał się, aż stało się to, co stało się tutaj”. Przedstawiamy całość poruszającego wystąpienia Mariana Turskiego podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu.
Troska o pamięć o tragedii Auschwitz i złu antysemityzmu jest zadaniem kolejnych pokoleń ludzi dobrej woli ponad różnicami pochodzenia, narodowości, poglądów i światopoglądów.
Nie bądźcie obojętni – apelował Marian Turski. Były więzień Auschwitz, nasz redakcyjny kolega, wziął udział w uroczystościach z okazji 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau.
Najpierw miałem trwającą 20 lat amnezję. A potem nie chciałem. Dopiero kiedy w 2001 r. otwarto dla zwiedzających saunę (łaźnię), zgodziłem się coś powiedzieć publicznie.
Byliśmy równolatkami, kiedy trafiliśmy do Auschwitz. Ale wtedy nasze ścieżki się nie skrzyżowały. Nie mogły. Trafiłem na rampę obozową półtora roku po jego – słynnej i udanej! – ucieczce z obozu. O której potem napisze książkę wspomnieniową „List gończy”.
Czy możecie sobie wyobrazić, że ktoś wiesza na choince ozdobę ze zdjęciem bramy obozu Auschwitz albo z drutami kolczastymi ciągnącymi się wzdłuż baraków? A może zawieszkę z wizerunkiem wagonu, którym wożono ofiary Zagłady?
Nie wiedziałem wtedy, kim jest, ani jak się nazywa. Siedział po turecku na wielkim stole, bez przerwy palił – rabin Nissen Mangel opowiada o spotkaniu z dr. Mengele.
Przed wejściem zakładasz słuchawki, przewieszasz przez szyję miniaturową stację. Ustawiasz falę. Nie musisz stać blisko głosu, który należy do przewodnika. Możesz oddalić się na długość fali i kontemplować Auschwitz na osobności. Możesz słuchać głosu, fotografując sobie Auschwitz jednocześnie.