Sztuczna inteligencja nie musi rozumieć języka, by się nim posługiwać. Czy przełoży mowę zwierzęcą na ludzką? A jeśli tak, to właściwie po co?
Może już czas, aby wierni rozważyli, czy na pewno warto zabierać dzieci i uczestniczyć w „atrakcjach” takich jak żywe szopki?
Czy zmiana władzy sprawi, że klimat dla zwierząt będzie lepszy? Środowiska obrońców praw zwierząt już szykują się, żeby powiedzieć politykom „sprawdzam” i zweryfikować ich wyborcze obietnice.
Jest jednym z regulatorów życia społecznego. Wydaje się, że potrafi go odczuwać nie tylko człowiek. Zwierzęta wstydzą się jednak nie tego, co nam się wydaje.
Poznanie rodzi współczucie. Ale zanim w uniesieniu przytulimy wszystko, co żyje, nie zapominajmy o fundamentalnej obcości człowieka wobec natury, jaką powoduje ludzka świadomość.
Nasi wcześni przodkowie bardziej niż dużego mózgu potrzebowali długich i prostych nóg. Ale i małpy człekokształtne nieraz eksperymentowały z dwunożnością. Niewykluczone, że potomkowie tych śmiałków z powrotem lądowali na drzewach.
Profile, blogi i kanały popularnonaukowe wypączkowały w sieci i budzą ogromne zainteresowanie.
Mawia się, że szop pracz to mieszanka psa, kota i dwuletniego dziecka. Ale u nas formalnie to „obcy gatunek inwazyjny”. Jedyne miejsce, gdzie ma prawo żyć, to azyle.
Żebropławy wywracają wizję początków wszystkich zwierząt, w tym ludzi. Ta mało znana grupa morskich stworzeń każe też zrewidować wiedzę o ewolucji układu nerwowego.
Na polskim brzegu Świsłoczy, na 50-kilometrowym odcinku granicy z Białorusią, pojawiła się spiętrzona bariera z drutu żyletkowego, która blokuje dzikim zwierzętom dostęp do wodopoju. To kolejne utrudnienie dla czworonożnych mieszkańców terenów przygranicznych, i to mimo zapowiedzi władz, że mur i zapora na granicy nie będą im szkodzić.