Dla kogo aresztowanie, dla tego aresztowanie. Polska wie tyle, że Jerzy Pawłowski zniknął. Pojawiają się plotki, że zastrzelono go na Okęciu podczas próby ucieczki na Zachód. 6-letni wówczas syn Michał słyszy od mamy, że tata wyjechał na długo do Moskwy. Jest za mały, żeby zrozumieć, co oznacza „długo” i że „wyjazd do Moskwy” to groźna dwuznaczność. W końcu gdy niemal po roku od aresztowania, 8 kwietnia 1976 r., zapada wyrok (25 lat więzienia), Iwona Pawłowska mówi synowi, że tata trafił na jakiś czas w miejsce odosobnienia. Ale jest w Warszawie, można go odwiedzać.
Odwiedziny są raz w miesiącu. Michała przeraża więzienie na Rakowieckiej. Zimne korytarze, metaliczny zgrzyt kluczy przekręcanych w olbrzymich zamkach, trzask krat, wrzaski klawiszy wywołujących więźniów na widzenia. Nie rozumie, co tata, do niedawna bohater narodowy, taki Małysz lat 70., tu robi. Ojciec mu tłumaczy: – Fajne masz dżinsy, od razu widać, że amerykańskie, a nie wolałbyś rosyjskich? – Nie, no, co ty, tata? – odpowiada Michał. Ojciec: – No widzisz, mnie też było bliżej do Amerykanów. W sprawach, za które trafia się do więzienia.
Szpiegowi Pawłowskiemu nie wolno przekazywać paczek. Pilnuje tego jeden z klawiszy, ponury typ, po chamsku władczy. Ale Michał przemyca dla ojca w majtkach paczki rodzynek, suszonych śliwek, co tam mama skombinuje od znajomych, od pacjentek (jest ginekologiem). Tata pokazuje mu własnoręcznie skonstruowaną pułapkę na siadające na parapecie gołębie, które potem gotuje w celi na prowizorycznej kuchence. Z czasem ponury klawisz staje się bardziej przystępny. Przymyka oko na paczki wnoszone przez Michała pod kurtką.
Przeróżne pudełeczka, puzderka, jakie ojciec robi ze słomek, z czego bądź, krzyżyki z chleba, te wszystkie Chrystusy wyryte w blachopodobnych opakowaniach od kremu do golenia, pejzaże malowane pastą do zębów i długopisowym wkładem – Michał ma sobie wbić do głowy, że więzienie budzi w ojcu pasje dające siłę przetrwania.