Tenisowy kodeks dobrych manier jest niezwykle surowy, więc już z chwilą, gdy z kortu powiało grozą, bo trafiona w szyję sędzina nie mogła złapać oddechu, było jasne, że kara może być tylko jedna: dyskwalifikacja. Bez względu na pozycję Serba w zawodowym tenisie oraz imponującą listę dokonań. Negocjacje Djokovicia z sędziami się nie powiodły. Cały jego dorobek na tegorocznym US Open został skreślony w jednej chwili. Nie ma w tenisie świętych krów.
Czytaj też: Zakończona kariera Agnieszki Radwańskiej
Kto dołoży Serbowi? Konkurs zza biurka
To, że Serb jest w gorącej wodzie kąpany, nie jest dla miłośników tenisa żadną tajemnicą. Zdarzały mu się w przeszłości na kortach różne wybryki, niemiłe tenisowym purystom wyrazy frustracji, które ochoczo podciągali nawet do kategorii chamstwa. Oczywiście, miotanie piłek na lewo i prawo bez refleksji, że może się to skończyć dla trafionego bądź trafionej poważnym urazem, nie świadczy najlepiej o rozsądku Djokovicia, ale konkurs na to, kto teraz zza biurka mocniej Serbowi przyłoży, jest żenujący. Stał się już nie tylko chamem, ale i tchórzem, który nie przyszedł na pomeczową konferencję prasową. Okrzyknąć „tchórzem” mistrza Djokovicia – to dopiero trzeba mieć odwagę! Może nawet znajomi dadzą za to lajki na fejsie.
Wieść gminna niesie, że Djoković mimo swych niesamowitych dokonań, czyli kolekcji 17 zwycięstw w turniejach wielkoszlemowych, nie czuje się pieszczochem trybun i jest mu z tym źle. A gdy przy okazji panującej pandemii okazało się, że jest zapalonym antyszczepionkowcem, propaguje pseudonaukowe teorie szarlatanów, na domiar złego niedawno zorganizował w Belgradzie turniej tenisowy i wziął udział w towarzyszącym mu after party, które okazało się zarzewiem wirusa – sympatia dla niego uleciała jeszcze bardziej.
Czytaj też: Tenis. Koniec czasów wielkich mistrzów
Słona cena za głupotę na korcie
Nerwowa reakcja na nieudane zagrania w niedzielnym meczu, która okazała się tak brzemienna w skutki, to raczej nie był wyraz nagromadzonej w Djokoviciu kumulacji negatywnych emocji spowodowanych gęstniejącą wokół niego atmosferą oraz trudnościami w odnalezieniu się w obleganej twierdzy. Po prostu impuls. Odreagowanie. Głupota, za którą słona cena może być rozłożona w czasie, bo to nie tylko doraźna dyskwalifikacja oraz idące za nią wymierne straty finansowe, ale również skaza na wizerunku, a na nie sponsorzy są szczególnie wyczuleni. Każdy, kto zna sport z autopsji, a nie tylko z ekranu, doskonale zdaje sobie sprawę, że emocje, również negatywne, są jego nieodłączną częścią. Wymaganie od zawodowych sportowców, by byli z tych spontanicznych reakcji wyprani, ewentualnie emanowali wyłącznie jasną stroną swych mocy, jest niedorzeczne. Choć wielu się udaje. Ale wtedy bierze się im za złe to, że nie są już ludźmi, tylko robotami.
Kara dla Djokovicia jest jednocześnie karą dla wszystkich kibiców zawodowego tenisa. Tak wyczekiwana zmiana na tenisowych szczytach byłaby dużo wartościowsza, gdyby któryś z przedstawicieli nowej fali znalazł patent na mistrza.
Czytaj też: Czeska fabryka mistrzów tenisa