Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Krzyżem i mieczem

Propaganda spod Grunwaldu

Wikipedia
Jak rozgromienie krzyżaków w bitwie grunwaldzkiej nabrało siły mitu narodowego.

Pod Grunwaldem stanęły przeciwko sobie dwie potęgi: Królestwo Polskie w unii z Wielkim Księstwem Litewskim i Zakon Krzyżacki. Polacy śpiewali „Bogurodzicę”, krzyżacy hymn „Chrystus zmartwychwstał”. To była też forma walki kulturowej. Pieśń na polskich ustach znaczyła, że Korona w niczym nie ustępuje zakonowi, że jest tak samo katolicka. I że po obu stronach walczą rycerze chrześcijańscy.

Wodzami armii polsko-litewsko-ruskiej byli: gorliwy konwertyta Jagiełło i jego stryjeczny brat wielki książę Witold, który przyjął chrzest od krzyżaków wcześniej niż Jagiełło. Jagiełło wahał się między łacińskim Zachodem a prawosławnym Wschodem, ostatecznie wybrał Rzym i został ochrzczony w 1386 r., dzięki czemu mógł otrzymać koronę polską i pojąć Jadwigę za żonę. I prowadzić swoją politykę.

Bitwa grunwaldzka mogła wydawać się starciem starej Europy z nową, kulturowego centrum z peryferiami. Ale przede wszystkim była walką o zdobycie wyraźnej przewagi nad przeciwnikiem. Europa była już na etapie formowania się państw narodowych, a te miały swoje interesy, często sprzeczne i rozstrzygane zwykle na polach bitew. Na pomoc krzyżakom przyszli rycerze ze Szwajcarii, Niemiec, Pomorza, Śląska. Po stronie Jagiełły i Witolda stanął m.in. Jan Žižka, późniejszy doskonały wódz i strateg, czeski bohater narodowy.

Misja specjalna

Rycerze i mnisi byli wśród budowniczych cywilizacji chrześcijańskiej. U schyłku średniowiecza pojawiły się zakony rycerskie. Początkowo służyły ochronie pielgrzymek do Ziemi Świętej; później stworzeniu i utrzymaniu przyczółka cywilizacji chrześcijańskiej nad wschodnim brzegiem Morza Śródziemnego. Zapał nawracania na jedyną prawdziwą wiarę wynikał z poczucia, że słuszność jest po stronie chrześcijan i tylko to ma znaczenie.

Takie podejście pozwalało bez wyrzutów sumienia nawracać niewiernych siłą. Zabijanie nieochrzczonych nie było grzechem śmiertelnym. Tak samo jak branie ich w niewolę, gwałcenie kobiet, rozbijanie rodzin i plemion, niszczenie świętych drzew i chramów, domostw i osad, rabowanie dóbr materialnych. I takie metody były w użyciu chrześcijańskim zarówno w Palestynie, na południu Europy, gdzie Kościół rozprawił się z wiarą katarską, jak i na północy, gdzie chrześcijaństwo rugowało resztki świata pogańskiego na ziemiach Prusów i Bałtów.

Temu celowi służył Zakon Niemiecki Najświętszej Maryi Panny w Jerozolimie, zwany Krzyżackim. Powstał pod koniec XII w., kiedy z bractwa niemieckiego, opiekującego się szpitalem dla niemieckich pielgrzymów w Ziemi Świętej, wyodrębniła się niewielka wspólnota księży i rycerzy. Uznana za zakon w 1199 r., otrzymała regułę templariuszy i joannitów. Joannici byli najstarszym zakonem rycerskim i mieli podobne cele jak krzyżacy, tak samo jak oni zostali też sprowadzeni do Polski przez księcia Henryka Sandomierskiego, i to sporo wcześniej (1166 r.) niż krzyżacy przez księcia Konrada Mazowieckiego (1226–30), który podarował im dobra w ziemi chełmińskiej. Dwa z tych trzech słynnych zakonów wojskowych, krzyżacy i joannici – przemianowani na Kawalerów Maltańskich – działają do dziś, ale już nie na niwie wojennej, lecz dobroczynnej. Pogan nadbałtyckich nawracali też kawalerowie mieczowi działający w Inflantach (dzisiejsza Łotwa i Estonia) najpierw samodzielnie, a potem połączeni z Zakonem Krzyżackim.

Rycerstwo stanowiło jedną z warstw społeczeństwa średniowiecznego i to z niego wyszła w Europie klasa szlachecko-ziemiańska. Rycerz do dziś pobudza wyobraźnię jako wcielenie ideałów tamtej epoki: wierności, waleczności, opieki nad słabszymi. Że są to wartości wciąż atrakcyjne, świadczą liczne współczesne bractwa rycerskie.

Żołnierze Chrystusa

Rycerska rzeczywistość była jednak bardziej prozaiczna. Żołnierze Chrystusa przegrywali porównanie z ówczesną cywilizacją islamu. Owszem, chęci do podbojów im nie brakowało – byli jakby zapowiedzią późniejszej globalnej ekspansji cywilizacji europejskiej – ale brakowało im kulturowego wyrafinowania, z jakim stykali się w świecie islamu. Feudalne rycerstwo, które następnie przekształci się w szlachtę, wywodziło się w Europie spośród wojowników-barbarzyńców, których tradycje w jakimś stopniu kontynuowało.

Te dziedziczone wartości – wierność wodzom plemienia, obowiązek zemsty za krzywdy wyrządzone własnemu rodowi, kult bohaterskiej śmierci i nieskrępowanej swobody – nie dały się pogodzić z oficjalnym etosem chrześcijańskim; „cnoty wojów były dla mnichów wadami, a cnoty mnichów wadami dla wojów”, pisze historyk Christopher Dawson. Przemiana owych żądnych krwi, łupów i podbojów dzikich wojowników w szlachetnych rycerzy, mistrzów miecza, miłości i poezji nigdy nie była całkowita. Wielu nadal było niepiśmiennymi, chciwymi i pożądliwymi awanturnikami.

Ale byli i tacy, którzy bardziej przystawali do ideału. Za takiego uchodził bohater grunwaldzki Zawisza Czarny z Garbowa – jeden z najsłynniejszych rycerzy Europy, uczestnik i zwycięzca licznych turniejów (na jednym z nich miał pokonać Jana, króla Aragonii). Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy, mówi się i dziś. Sławę w XV-wiecznej Europie zdobył również król Polski Władysław III, poległy w wieku 20 lat w bitwie z Turkami pod Warną i nazwany dlatego Warneńczykiem. Za uratowanie podczas bitwy grunwaldzkiej króla Jagiełły przed szarżującym nań krzyżakiem sławiono Zbigniewa Oleśnickiego – rycerza, który wybił się później na kardynała i męża stanu. A po stronie krzyżackiej walczyli pod Grunwaldem rycerze tak znamienici jak Kuno von Lichtenstein (ten, który u Sienkiewicza ginie z ręki Maćka z Bogdańca) czy marszałek wielki Prus Frideric von Wallenrode.

Tak więc wojownik uznał wyższość cnót mnicha. Gotów był umrzeć już nie tylko za swego pana bądź krewnego, lecz za całe chrześcijaństwo, za co nagrodą miało mu być ocalenie duszy przez święte męczeństwo i miejsce na najwyższym piętrze raju – jak obiecuje Frankom przed bitwą z Saracenami arcybiskup rycerz Turpin w „Pieśni o Rolandzie”, kodeksie etosu rycerskiego. Czy nie przypomina nam to współczesnych obietnic dla bojowców islamskich?

Powoli wojowniczy etos bohaterski zrastał się z etosem chrześcijańskim. Za akty gwałtu należało żałować i odpokutować, naprawiając wyrządzone szkody. Dlatego niejeden rycerz sypał popiół na głowę, przywdziewał mnisi habit i dożywał lat w klasztorze. Niektórzy wstępowali do zakonów zbrojnych, które mogły liczyć na wsparcie rycerstwa i Kościoła przeciw poganom. Krzyżacy mieli błogosławieństwo papieskie dla kolonizacji ludów Europy Północnej.

I rzeczywiście ludy te ochrzcili i skolonizowali. Za rycerzami podążyła fala osadników z Zachodu, głównie z Niemiec, którzy przez wieki wycinali puszcze pod pola uprawne, zakładali miasta, budowali drogi, mosty, kanały, zamki, klasztory i kościoły. Ujarzmionych rdzennych mieszkańców tych ziem urabiali na modłę swojej zachodnio-germańskiej kultury. Temu skokowi cywilizacyjnemu towarzyszył narastający konflikt kolonizatorów krzyżackich z Polską i Litwą. W tym sensie można uznać bitwę pod Grunwaldem za godzinę prawdy o tym, do kogo ostatecznie należy przyszłość tego regionu Europy.

Pamięć o Tannenbergu

Sama klęska pod Grunwaldem nie jest w niemieckiej pamięci historycznej eksponowana, co zrozumiałe. Niemcom znana jest ona jako pierwsza bitwa pod Tannenbergiem. Tak nazywała się po niemiecku mazurska osada, znana Polakom jako Stębark, nieopodal której stanęły siły polskie; niemieckie kwaterowały w pobliżu wioski Grunwald. Niemcy z Tannenbergiem kojarzą raczej bitwę u początku I wojny światowej (1914 r.), w której marszałek Hindenburg pokonał armię carską. Powiązano te dwie bitwy w ten sposób, że druga była zemstą za pierwszą, a rozbiory Rzeczpospolitej w XVIII w. zasłużonym rewanżem za rozbicie państwa krzyżackiego.

Toteż hitlerowcy już jesienią 1939 r. zabrali się za burzenie pomnika grunwaldzkiego w okupowanym Krakowie. Jego autorem był Antoni Wiwulski, ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej. Na odsłonięcie pomnika w 1910 r. przybyło ponad 100 tys. ludzi i sam Ignacy Paderewski, późniejszy premier wskrzeszonej Rzeczpospolitej.

Nie udało się Niemcom natomiast zdobyć i zniszczyć „Bitwy pod Grunwaldem” Jana Matejki (1878 r.), chyba najbardziej w Polsce znanego dzieła artystycznego poświęconego temu wydarzeniu, obok, oczywiście, Sienkiewiczowskich „Krzyżaków” i poematów Adama Mickiewicza. Większości Polaków nie przeszkadza, że centralną postacią arcypatriotycznego malowidła jest nie Jagiełło, lecz Witold. Mistrz Jan malował obraz przez kilka lat, kierując się opisem urodzonego pięć lat po Grunwaldzie kronikarza Jana Długosza, a ten opierał się m.in. na relacji własnego ojca, uczestnika bitwy. Długosz nie był admiratorem króla Władysława.

Ale jeszcze przed Matejką, w roku śmierci Mickiewicza w Stambule – 1855, lwowianin, historyk Karol Szajnocha opublikował studium przedstawiające Jagiełłę jako typ ugodowca pacyfisty, a Witolda jako prawdziwego zwycięzcę Grunwaldu. To właśnie tym tropem poszedł Matejko, a także Józef Ignacy Kraszewski w powieści „Krzyżacy 1410”, na którą polemicznie odpowiedział swymi „Krzyżakami” Sienkiewicz. To on postawił w centrum króla Jagiełłę.

Jagiełło czy Witold, Niemcom to było obojętne. Kiedy armia Hitlera zajęła Polskę, gestapo tropiło obraz Matejki, a za wskazanie miejsca jego ukrycia wyznaczono nagrodę 2 mln marek. Szczęśliwie dotrwał on bezpiecznie do końca okupacji i został przekazany przedstawicielom prokomunistycznego rządu lubelskiego, co miało wzmocnić patriotyczną wiarygodność nowego reżimu. Rosjanie zresztą też użyli Grunwaldu w swej propagandzie, przedstawiając bitwę z krzyżakami jako zapowiedź zwycięstwa w batalii stalingradzkiej.

A w Polsce stanu wojennego pojawiły się reżimowe plakaty z hasłem: „Z mroków średniowiecza” i podobiznami prezydenta Ronalda Reagana w stroju kowboja, kanclerza Konrada Adenauera w płaszczu krzyżackim i krzyżaka na koniu. Przesłanie plakatu do obywateli PRL: oto kto wspiera kontrrewolucję Solidarności. Polska Ludowa przyznawała wojskowy Krzyż Grunwaldu (z motywem słynnych dwóch mieczy odesłanych przez Jagiełłę krzyżakom przed bitwą).

Dla Polaków bitwa grunwaldzka była przez stulecia czymś tak budującym narodowo jak późniejsza o prawie 300 lat wiktoria wiedeńska Jana III i polsko-bolszewicka bitwa warszawska – tzw. cud nad Wisłą w 1920 r. Ale to jest percepcja polska. Litwini i Białorusini utyskują, że Polacy pomniejszają wkład Wielkiego Księstwa Litewskiego w zwycięstwo nad zakonem. Takie spojrzenie na Grunwald spotyka się także u historyków zachodnich. Brytyjczyk J.M. Roberts, zagorzały obrońca cywilizacji Zachodu, w swej bestsellerowej (pół miliona sprzedanych egzemplarzy), a więc opiniotwórczej „Historii świata” (pierwsze wydanie 1976 r.) pisze, że rycerzy teutońskich (krzyżaków) rozgromiły pod Grunwaldem siły Wielkiego Księstwa Litewskiego, a o Jagielle i siłach Korony w ogóle nie wspomina, tak jakby – niczym Matejko – traktował króla Polski jako bohatera drugiego planu, natomiast Litwę jako największą regionalną potęgę.

Za to współczesny pisarz amerykański James Michener w swoim bestsellerze „Polska” (wyd. polskie 2006 r.) pisze o Polakach wojujących z krzyżakami dużo i z sympatią. Przypomina, jak krzyżacy uprawiali czarny piar przeciwko Polakom i Litwinom w całej Europie. Między innymi na soborze Kościoła w niemieckiej Konstancji (1414–18). Krzyżacy potrzebowali moralnej racji bytu: niech nam papież i chrześcijańska Europa pomagają, bo Litwini nie zostali schrystianizowani, są ludem zatwardziałym i pogańskim, żyją jak zwierzęta, stanowiąc zagrożenie dla wszystkich ziem chrześcijańskich. A Jagiełło? „To barbarzyńca o ciele porośniętym sierścią, zgwałcił i zabił świątobliwą królową Jadwigę”. Krzyżacy muszą z nim toczyć wojnę, aby przynieść ciemnej Polsce prawdziwe chrześcijaństwo oraz europejskie prawa i zwyczaje.

Obaj władcy spod Grunwaldu, Władysław i Witold, wywodzili się z tego samego rodu Jagiellonów panującego w największym ówczesnym państwie chrześcijańskim. Spór, kto był ojcem wiktorii grunwaldzkiej, rozpala wciąż emocje, bo kryje się za nim kłębowisko ambicji i kompleksów, ale także szczere dążenie do prawdy, no i polityka historyczna.

Polityka historyczna to takie manipulowanie historią, które ma służyć (czy służy i jak służy, to inna kwestia) bieżącym celom politycznym: moralnej konsolidacji własnego narodu i umacnianiu jego tożsamości. Grunwald był więc wykorzystywany przez polityków, artystów, narodowców w krajach naszego regionu. Mit odrywał się od zawiłości historiografii, ale podtrzymywał na duchu i mobilizował do działania na rzecz wolności i niepodległości. A skoro mit miał krzepić serca, nie wchodził w szczegóły. Ani w te drobne: czy Zyndram z Maszkowic był rzeczywiście tak wybitnym rycerzem, dowódcą i bohaterem grunwaldzkim? Ani we wspomniane spory zasadnicze: czy Jagiełło nie zmarnował zwycięstwa nad krzyżakami, kiedy mógł zdobyć krzyżacką stolicę Malbork, a tym samym ostatecznie rozbić państwo teutońskie, czego nie uczynił? Że król Polski zwycięstwo zaprzepaścił, uważał na przykład Paweł Jasienica: „Grunwald nie znajduje analogii w dziejach Europy. Nikt tak wielkiego zwycięstwa w równy sposób nie zmarnował”.

Również Norman Davies pisze w „Bożym igrzysku”, że warunki, na jakich zawarto pokój z krzyżakami, były bardzo umiarkowane. Jasienica przyznaje zarazem, że Grunwald bardzo wzmocnił Litwę, uwalniając ją od zagrożenia krzyżackiego. Ale czy mogło być inaczej, skoro król Władysław był Litwinem? Nie zmienia to jednak faktu, iż po Grunwaldzie unia polsko-litewska przetrwała i rosła w potęgę, stając się obrońcą chrześcijańskiej Europy przed Turkami.

Gra w Grunwald

Mit grunwaldzki w wydaniu polskim polega więc na potęgowaniu geniuszu strategicznego króla Jagiełły i chwały oręża polskiego, czyli na apoteozie naszej państwowości. Służyła temu gorliwie polska literatura, szczególnie romantyczna, powstająca w epoce rozbiorów, a więc utraty własnego państwa. Motywy krzyżackie i grunwaldzkie, rozbudzające wiarę w narodowe odrodzenie, znajdziemy zarówno u największych, jak i u poślednich poetów i pisarzy. Także w malarstwie – np. Juliusz Kossak i „Panorama bitwy pod Grunwaldem”, 1910 r., Zygmunta Rozwadowskiego i Tadeusza Popiela, szykowana teraz do objazdu Polski z okazji 500-lecia batalii. Wreszcie w teatrze, muzyce – np. opera Karola Kurpińskiego „Jadwiga królowa Polski”, i filmie – „Krzyżacy” Aleksandra Forda z 1960 r. W tym samym jubileuszowym roku 550-lecia bitwy na polach Grunwaldu odsłonięto pomnik projektu Jerzego Bandury.

Wierszem opiewał Jagiełłę Ursyn Niemcewicz, Zawisza Czarny jest bohaterem poematu Juliusza Słowackiego i wiersza Kazimierza Tetmajera. U progu XX w. Rycerz Czarny w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego wysławiał Grunwald: „Olbrzymów dzieło; Witold, Zawisza, Jagiełło”. Futurysta Stanisław Młodożeniec, podczas wojny walczący przeciwko armii Hitlera na froncie egipskim, wieścił w poemacie „Grunwald”: „Grunwald! Grunwald się powtórzy! Błyszczą miecze Słowian dniom. Padnie pycha w kreuz-kapturze...”. Poległy w powstaniu styczniowym poeta Mieczysław Romanowski pisał w „Śnie króla Jagiełły pod Tannenbergiem”: „Zwycięstwo! Wieki miną w Koronie i Litwie/Nim zapomni lud boży o tej krwawej bitwie”.

Jak na razie nie zapomniał. Są już nawet grunwaldzkie gry komputerowe.

Polityka 29.2010 (2765) z dnia 17.07.2010; Esej; s. 29
Oryginalny tytuł tekstu: "Krzyżem i mieczem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną