Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Robotnik Wojtyła

Młodość Karola Wojtyły

Przedstawienie szkolne w gimnazjum w Wadowicach „Ułani Księcia Józefa”. Od lewej: Halina Królikiewiczówna (potem Kwiatkowska – aktorka, pisarka), Karol Wojtyła, Danuta Puklo. Ok. 1936 r. Przedstawienie szkolne w gimnazjum w Wadowicach „Ułani Księcia Józefa”. Od lewej: Halina Królikiewiczówna (potem Kwiatkowska – aktorka, pisarka), Karol Wojtyła, Danuta Puklo. Ok. 1936 r. EAST NEWS
W dorosłość młody Karol Wojtyła wchodził bramą nieszczęść. Pierwsze lata dorosłego życia znacząco uformowały przyszłego papieża.
Karol Wojtyła jako wikary w Niegowici.Wikipedia Karol Wojtyła jako wikary w Niegowici.

Kiedy wybuchła wojna, miał 19 lat i był studentem polonistyki w Krakowie. Pociągały go literatura i teatr. Chciał być humanistą, filologiem, może aktorem. Teatru zakosztował jeszcze w Wadowicach, gdzie zrobił maturę. Ale życie czasem staje w poprzek naszych marzeń.

„Moje lata dziecięce i chłopięce zostały naznaczone utratą osób najbliższych” (Jan Paweł II w książce „Nie lękajcie się”, 1982 r.).

Maturę zdał na piątki w wadowickim gimnazjum w maju 1938 r. Mieszkał wtedy z ojcem. Matka zmarła przedwcześnie w 1929 r. Zaledwie trzy lata później na Wojtyłów spadł kolejny cios. Starszy brat Karola, Edmund, 26-letni lekarz, świeżo po doktoracie, zaraził się w szpitalu w Bielsku od pacjentki płonicą i po czterech dniach umarł. Nastolatkowi został już tylko ojciec.

Wojtyła senior, były żołnierz, był człowiekiem pobożnym i troskliwym opiekunem syna. Służył w armii austriackiej, a w Polsce odrodzonej – w Wojsku Polskim, lecz ze względu na wiek na biurowym zapleczu. Miał sentyment do monarchii habsburskiej, najbardziej liberalnego z państw zaborczych. Na chrzcie najmłodsze dziecko Wojtyłów otrzymało imiona Karola Józefa, prawdopodobnie na część dwóch ostatnich cesarzy Austro-Węgier, Franciszka Józefa i Karola I. Wojtyła senior przeżył i cesarstwo, i II Rzeczpospolitą.

Latem przedostatniego roku pokoju ojciec i syn przenieśli się z Wadowic do Krakowa. Chodziło o to, by byli razem podczas studiów młodego Karola. Zamieszkali w suterenie w skromnym piętrowym domu w robotniczej dzielnicy Dębniki. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka, wilgotno i ciemno. Ale za to z krakowską częścią rodziny i z pięknym widokiem na Wawel. Na zajęcia Karol chodził zwykle pieszo. Po drodze mijał pałac biskupów krakowskich przy Franciszkańskiej, rezydencję ówczesnego metropolity księcia Adama Sapiehy, a wiele lat później własną.

Nosił się skromnie, ale schludnie, krawata zwykle nie zakładał, mody nie śledził. Bywało, że zjawiał się na uczelni w stroju przerobionym przez ojca z odzieży wojskowej. Na studenckie imprezy chodził, ale od tańców wolał rozmowy. Miał kolegów, niektórzy z nich po latach zrobią kariery literackie i partyjne w Polsce Ludowej, lecz uchodził raczej za samotnika. Popularnej wtedy wśród studentów antysanacyjnej nacjonalistycznej prawicy unikał.

Na przeszkoleniu wojskowym dla studentów podczas wakacji 1939 r. Wojtyła ćwiczył musztrę i strzelanie, ale bez entuzjazmu. Wojna wybuchła w piątek. Miasto ogarnęła panika. Nawet kuria biskupia świeciła pustkami. Karol poszedł do katedry wawelskiej do pierwszopiątkowej spowiedzi. Poproszony o pomoc, służył znajomemu księdzu do mszy jako ministrant. Nazajutrz Wojtyłowie decydują się uchodzić z miasta na wschód. Ale trud ucieczki przerasta siły 60-letniego Karola seniora. Pod prąd uciekających wracają do Krakowa. Nad Wawelem widzą flagę III Rzeszy. Oficjalnie nie mieszkają już w Krakowie, lecz mieście Krakau, stolicy Generalnej Guberni zarządzanej przez hitlerowskiego namiestnika Hansa Franka.

Co dalej robić? Karol był po pierwszym roku polonistyki, postanowił studia kontynuować. Władze okupacyjne łudziły, że Uniwersytet Jagielloński wznowi działalność. Ale to był podstęp. Profesorowie, którzy przyszli na rzekomy wykład inauguracyjny 6 listopada, zostali aresztowani i osadzeni w obozie koncentracyjnym na terenie Rzeszy. Uniwersytet pozostał zamknięty do końca wojny. Niemcy nie potrzebowali w podbitej Polsce inteligencji, potrzebowali polskiej siły roboczej. Wprowadzili obowiązek pracy dla mężczyzn od 18 do 60 roku życia. Propagandowe plakaty krzyczały z murów: „Drogą do lepszego jutra jest twardy wysiłek i sumienna praca”. Polskojęzyczne gazety nadzorowane przez nazistów publikowały zdjęcia ze spotkań Franka z robotnikami z polskiej Służby Budowlanej: namiestnik wręcza im dyplomy i papierosy. Kto nie pracował, miał przed sobą perspektywę surowej kary, wywózki na roboty do Niemiec, nędzy i głodu.

Wojna przyniosła drastyczne pogorszenie poziomu życia w miastach. Wprowadzono system kartek na żywność i środki higieny. W końcu 1940 r. ludności polskiej w GG przysługiwało na miesiąc: 4 kg chleba, 4 jajka, 700 g mąki, ćwierć kilo marmolady, 100 g kaszy, 300 g cukru, 200 g mięsa, tyleż makaronu. Głodni ludzie nie mają czasu na nic innego prócz zdobywania żywności – wyrokował Frank.

Młody Wojtyła usiłował znaleźć jakieś zatrudnienie, ale bez trwałego skutku. Teatry zostały zamknięte lub zniemczone. Ojciec chrzestny dał mu posadę gońca w swym sklepie, ale takie zajęcie nie pozwalało na regularne otrzymywanie kartek żywnościowych. Tymczasem młody Karol miał na utrzymaniu schorowanego i pogrążonego w depresji ojca. Pomoc przyszła ze strony Jadwigi Lewaj, do której student Wojtyła przychodził przed wojną na lekcje francuskiego. W jej wspaniałej willi na obrzeżach miasta odbywały się wieczorki literacko-muzyczne. Można było na chwilę zapomnieć o koszmarze okupacji i podnieść się na duchu. Czytano wieszczów, choćby wiersz Słowackiego prorokujący nadejście Słowiańskiego Papieża.

Przez swoje kontakty nauczycielka znalazła Wojtyle stałą pracę robotnika. Była jesień 1940 r. Zaczynał się szczególnie ważny etap jego życia.

„Papież nie boi się ludzi pracy. Zawsze byli mu szczególnie bliscy. Wyszedł spośród nich: z kamieniołomów na Zakrzówku, z solvayowskiej kotłowni w Borku Fałęckim, a potem – z Nowej Huty” (Jan Paweł II, kazanie w Mogile, 1979 r.).

Pracę dostał w kamieniołomach należących do fabryki chemicznej Solvay, noszącej okupacyjną nazwę Wschodnioniemieckich Zakładów Chemicznych. Fabryka przed wybuchem wojny należała do koncernu belgijskiego. W Krakowie szefem zakładów był Niemiec, ale gestapowcom płacił łapówkę, by się firmą zbyt nie interesowali. Dzięki temu Solvay stał się przechowalnią dla grupy studentów takich jak Wojtyła.

Jego praca polegała na ładowaniu kamienia wapiennego do wagoników. Kamień odłupywało się kawałami od ściany kamieniołomu za pomocą dynamitu, a odłupane części rozbijało młotami. Kamień służył do produkcji sody kaustycznej, a soda do produkcji materiałów wybuchowych. Robota była ciężka, zwłaszcza dla nienawykłych do fizycznego mozołu inteligentów, lecz dawała nieco większe poczucie stabilizacji. Ze studenciaków pokpiwano, ale krzywda się im nie działa. Wojtyle pozwalano czasem pojeździć kolejką w charakterze hamulcowego czy posiedzieć dłużej w ciepłej pakamerze.

Od wiosny 1941 r. przydzielono Karola do jednego ze strzałowych. Nie musiał już harować przy załadunku wapnia, choć pomaganie w instalacji dynamitu nie było zajęciem bezpiecznym. Wojtyła był świadkiem wypadku, kiedy odłamek odstrzelonego kamienia ugodził śmiertelnie jednego z robotników. Wspomni o tym w opublikowanym po wojnie, pod literackim pseudonimem Andrzej Jawień, poemacie „Kamieniołom”.

Wojtyła zwracał uwagę towarzyszy pracy pobożnością. Na dźwięk kościelnych dzwonów w południe odstawiał wiadra z wapniem i przyklękał na kilka chwil cichej modlitwy. W przerwach na posiłek czytał książki filozoficzne i religijne. Strzałowy powiedział mu kiedyś półżartem, że powinien iść na księdza. Wojtyła tematu nie podjął.

W mroźnym lutym 1941 r. na Karola spadł kolejny cios. Wróciwszy z kamieniołomu, znalazł w domu martwego ojca. Zmarł on w łóżku śmiercią naturalną, ale młody Wojtyła wyrzucał sobie, że nie było go przy ojcu w momencie zgonu. Przez całą noc modlił się przy zmarłym.

Wkrótce potem Karol został przeniesiony do wytwórni sody w Borku Fałęckim, dokąd kolejka wąskotorowa woziła wapień. Teraz na zakładanych na ramiona nosidłach dźwigał wiadra z mlekiem wapiennym. Wodę wlewał do wielkiego zbiornika. Pracował przy kotłach, w gorącu i trującym powietrzu. I tak przez prawie cztery lata. W 1979 r., podczas swej pierwszej pielgrzymki do Polski, wyznał: „Poprzez wszystkie te środowiska, poprzez własne doświadczenie pracy – śmiem powiedzieć – ten papież nauczył się na nowo Ewangelii”.

„Za pośrednictwem Jana zostałem wprowadzony w nowy świat, o którego istnieniu w sobie przedtem nie wiedziałem”. (Jan Paweł II w książce „Nie lękajcie się”).

Ale wiary uczył się na nowo nie tylko poprzez doświadczenie robotnicze. Kiedy mógł, chodził na msze do kościoła św. Stanisława Kostki. Tam spotkał krawca mistyka Jana Tyranowskiego, który będzie jednym z jego najważniejszych mistrzów duchowych. Tyranowski utrzymywał się z krawiectwa, ale żył Różańcem i dziełami św. Jana od Krzyża, XVI-wiecznego mistyka hiszpańskiego. Głosił on, że celem człowieka jest zjednoczenie z Bogiem, ale by ten cel osiągnąć, dusza ludzka musi być oczyszczona z wszelkich ziemskich pragnień. Wojtyła nauczył się hiszpańskiego, by poznać teksty świętego w oryginale. Napisze o nim pracę doktorską. Tyranowskiego uzna po latach za męża opatrznościowego w swoim życiu: nieznanego świętego, rozświetlającego najgłębszy mrok egzystencji i pomagającego Wojtyle wybrać drogę kapłana.

Egzaltacja religijna w czasach wojny nie dziwi. Pod okupacją z jednej strony szerzyła się demoralizacja, z drugiej w ludziach rosła potrzeba duchowej pociechy i oparcia. Rósł też autorytet abp. księcia Sapiehy, któremu Frank pozwolił pozostać w pałacu biskupim. Do okupacyjnej legendy przeszła opowieść o tym, jak Sapieha przyjął u siebie gubernatora Franka.

Frank nalegał na to spotkanie dla efektu propagandowego, że liczy się z hierarchą, który dla wielu Polaków był ojcem narodu pod jarzmem niemieckim. Do ówczesnego papieża Piusa XII polska opinia katolicka miała żal, że nie potępia głośno hitlerowskich zbrodni na Polakach. W końcu metropolita się zgodził. Posadził Franka po przeciwnym końcu stołu. Podano posiłek: czarny chleb z domieszką żołędzi, marmoladę z buraków, kawę zbożową. To, co polska ludność dostawała na okupacyjne kartki.

W 1942 r. Sapieha osobiście zatwierdził prośbę robotnika Wojtyły o przyjęcie go do tajnego arcybiskupiego seminarium duchownego. Bliscy przyjaciele Karola nie byli zachwyceni. Wojtyła udzielał się w podziemnym ruchu kulturalnym. Do konspiracji zbrojnej nie czuł się powołany. Występował w tajnym domowym teatrze prowadzonym przez Mieczysława Kotlarczyka. Grano polskich romantyków, w jak najprostszej, symbolicznej inscenizacji. Ale takie „kapłaństwo słowa” Wojtyłę na dłuższą metę nie interesowało. Pragnął kapłaństwa sakramentalnego. Po raz ostatni wystąpił w „Samuelu Zborowskim” Słowackiego w marcu 1943 r.

A co z Żydami? Naziści zamknęli ludność żydowską w getcie krakowskim w marcu 1942 r., dwa lata później je zlikwidowali, wywożąc prawie wszystkich mieszkańców na zagładę. Z ok. 60 tys. krakowskich Żydów wojnę przeżyło mniej więcej tysiąc. W Wadowicach młody Wojtyła grał w piłkę z zaprzyjaźnionym synem przywódcy miejscowej gminy żydowskiej. „Czy podczas okupacji wiedziano w Krakowie o Oświęcimiu? – zastanawia się francuski biograf papieża Polaka Bernard Lecomte. – Co mógł w tamtych latach wiedzieć o Holocauście taki młody, wykształcony i prostolinijny człowiek jak Karol Wojtyła?”. Albo inaczej: czy mógł nie wiedzieć o eksterminacji Żydów? Jednoznacznej odpowiedzi jednak nie daje. Wiele wskazuje na to, że jak inni Polacy, odcięci podczas wojny od pełnej informacji, młody Karol mógł nie znać skali tej tragedii. Frossard cytuje natomiast słowa ks. Adama Bonieckiego, któremu Wojtyła miał powiedzieć, że „nigdy nie miał okazji pomóc rodzinom żydowskim”.

„Kościół uważa za swoje zadanie stałe przypominanie o godności i prawach ludzi pracy”. (Jan Paweł II, encyklika o pracy ludzkiej „Laborem exercens”, 1981 r.).

Jak Karol Wojtyła patrzył na te wyjątkowe wojenne lata, spędzone w kamieniołomie i kotłowni, w podziemnym teatrze i w tajnym seminarium? W książce „Nie lękajcie się” francuskiego dziennikarza i konwertyty Andre Frossarda Jan Paweł II odpowiedział tak: „Rok normalnych studiów i uczestnictwa w życiu uniwersyteckim wywarł wielki wpływ na moją młodą osobowość, ale nie obawiam się powiedzieć z całym przekonaniem, że kolejne cztery lata pracy fizycznej, okres uczestniczenia w wielkiej społeczności robotniczej, stały się dla mnie szczególnym darem Opatrzności. Nauczyłem się cenić ten okres i związane z nim doświadczenie bardzo wysoko. Nieraz mówiłem, że warte ono może więcej od doktoratu, chociaż dla nauki i stopni naukowych żywię wielki szacunek”.

Korzystałem m.in. z „Pielgrzym nadziei. Jestem z wami”, praca zbiorowa; Bernard Lecomte, „Pasterz”; Andrzej Chwalba, „Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1939–1945”.

Polityka 18.2011 (2805) z dnia 29.04.2011; Historia; s. 59
Oryginalny tytuł tekstu: "Robotnik Wojtyła"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Andrew Scott: kolejny wielki aktor z Irlandii. Specjalista od portretowania samotników

Poruszający film „Dobrzy nieznajomi”, brawurowy monodram „Vanya” i serialowy „Ripley” Netflixa. Andrew Scott to kolejny wielki aktor z Irlandii, który podbija świat.

Aneta Kyzioł
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną