Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Chciał być polskim Dubczekiem

Mieczysław F. Rakowski – polski Dubczek

Mieczysław F. Rakowski w sejmie. Mieczysław F. Rakowski w sejmie. Aleksander Jałosiński / Forum
W jakich okolicznościach doszło do powierzenia w 1988 r. Mieczysławowi F. Rakowskiemu stanowiska premiera rządu PRL?
Nominacja Mieczysława F. Rakowskiego na premiera (pierwszy od prawej) – 14 października 1988 r. Na fot. także ustępujący premier Zbigniew Messner i Wojciech Jaruzelski.Leszek Łożyński/Reporter Nominacja Mieczysława F. Rakowskiego na premiera (pierwszy od prawej) – 14 października 1988 r. Na fot. także ustępujący premier Zbigniew Messner i Wojciech Jaruzelski.
Nowe obowiązki nowego premiera: Mieczysław Rakowski oddaje hołd przy Grobie Nieznanego Żołnierza z okazji 45-lecia Ludowego Wojska Polskiego, październik 1988 r.Leszek Łożyński/Reporter Nowe obowiązki nowego premiera: Mieczysław Rakowski oddaje hołd przy Grobie Nieznanego Żołnierza z okazji 45-lecia Ludowego Wojska Polskiego, październik 1988 r.

Tu Zbigniew Messner, proszę mnie połączyć z generałem Jaruzelskim.

– Niestety to niemożliwe, pan generał śpi.

– Proszę go zbudzić i powiedzieć, że dzwoni premier.

– Dobrze, panie premierze, postaram się połączyć.

(Jaruzelski): – No dzień dobry, Mieczysławie, czy coś się stało?

– Ja nie jestem Mieczysław, generale, ja jestem Zbigniew, jeszcze premier – Messner poirytowany rzuca słuchawką, a (Jaruzelski) szybko się ubiera i pędzi do Urzędu Rady Ministrów”. (Dariusz Wilczak, „Generalissimus”).

Wojciech Jaruzelski zdawał sobie sprawę z napięcia na linii Messner–Rakowski. W 1985 r. postawił na pierwszego, a Rakowskiego odsunął w cień polityki, na wicemarszałka Sejmu. „Mietek, to nie czas, ja do ciebie sięgnę” – pocieszał Rakowskiego. W 1988 r., prawdopodobnie już od wiosny, myślał o pozbyciu się Messnera, ale decyzje jak zawsze u niego dojrzewały miesiącami. „Na pewno Rakowski miał powody do głębokiej frustracji, kiedy nie został w 1985 r. premierem. I może mieć powody do gorzkiej satysfakcji, że stał się przywódcą za późno” – wspominał Aleksander Kwaśniewski.

Rakowski cieszył się autorytetem w proreformatorsko nastawionych kręgach partii. Miał dobre kontakty na Zachodzie, doświadczenie dziennikarskie, niezłe relacje w środowiskach kultury dały mu możliwość obracania się wśród artystycznej elity. Jego pierwszą żoną była światowej sławy skrzypaczka Wanda Wiłkomirska, drugą – aktorka Elżbieta Kępińska. Wpływało to na jego społeczny odbiór. W 1980 r. jako jeden z nielicznych nie zachwycił się Solidarnością, do ścisłego kręgu władzy trafił latem 1981 r. W stanie wojennym postawił na Jaruzelskiego.

W 1987 r. przyszły premier zaczął pracę nad własnymi pomysłami na reformy kraju. Napisanie 60-stronicowego memoriału zajęło mu kilka miesięcy. Opracowanie, choć teoretycznie przeznaczone tylko dla Jaruzelskiego i jego otoczenia, było znane szerokiemu kręgowi osób. Rakowski kilkakrotnie powracał do problemu technologicznego i informacyjnego zacofania państw komunistycznych w stosunku do Zachodu. Jako główny problem wskazywał niewydolność Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Za społeczną i ekonomiczną sytuację w kraju obciążał Messnera. „O wszystko trzeba prosić, zabiegać i jakże często sięgać do kieszeni, bowiem łapówkarstwo jak rak toczy narodowy organizm” – pisał w memoriale.

Krytykował Messnera nie tylko za nadmiar wicepremierów w rządzie, ale także za niedocenianie problematyki oświaty, nauki i kultury („Mamy obecnie pięciu wicepremierów zajmujących się gospodarką i ani jednego od nadbudowy”). O Kościele pisał, że zwiększa się jego rola – pomimo rozbudowanych środków skierowanych przez władzę na walkę z religią. Wskazywał również, że Jan Paweł II oraz prymas Józef Glemp – pomimo umiarkowanej postawy – w rzeczywistości zmierzają do zniszczenia komunizmu, a ideowi członkowie PZPR nie rozumieją polityki partii wobec Kościoła. Optował za zaostrzeniem walki z opozycją, proponując stosowanie konfiskat, nękania przez kolegia, nacisków administracyjnych oraz intensyfikację walki propagandowej.

Po latach amerykańscy dyplomaci stwierdzą, że czytali treść memoriału z wypiekami na twarzach. Opracowanie Rakowskiego nie zawisło w próżni, było kontrpropozycją dla planów tzw. zespołu trzech, czyli Jerzego Urbana, Stanisława Cioska i gen. Władysława Pożogi (rzecznika rządu, ministra od kontaktów z ruchem związkowym i pierwszego wiceministra spraw wewnętrznych). Ci nie przejmowali się ideologią, proponowali szybkie dogadanie się z Kościołem i państwami Zachodu. Rakowski marzył o przyszłej partii lewicowej i oddzieleniu jej od administracji. I tym razem Jaruzelski nie postawił na Rakowskiego.

We wrześniu 1988 r., po kolejnej fali strajków, Jaruzelski przedstawił plany zmian w rządzie. Messner wiązał krytykę swego rządu z wejściem Rakowskiego do kierownictwa PZPR w grudniu 1987 r., oskarżając oponenta o używanie wpływów medialnych do rozpowszechniania negatywnych opinii o jego pracy jako premiera. Rakowski nie był jedynym kandydatem na premiera. Trudno ocenić, na ile poważnie Jaruzelski brał pod uwagę Romana Malinowskiego, Czesława Kiszczaka, Zdzisława Sadowskiego i Witolda Trzeciakowskiego. Generał, nawet jeśli nie zakładał powołania Rakowskiego od samego początku, to coraz bardziej skłaniał się ku tej kandydaturze. Jednocześnie uważał go za człowieka o niepohamowanej ambicji, często zmieniającego sojuszników wewnątrz partii. Tak rozumowanie Jaruzelskiego tłumaczył jeden z jego najbliższych współpracowników, Wiesław Górnicki: „Już chyba wszystkie możliwości wyczerpaliśmy; najpierw byli technokraci, potem generałowie, a w końcu profesorowie; nic z tego się nie sprawdziło”.

Sprzyjający Rakowskiemu Górnicki 10 września przedstawił Jaruzelskiemu analizę zalet i wad kandydata na premiera. Wśród pierwszych umieszczał: dobry odbiór na Zachodzie, także w mediach, zaciekawienie środowisk związanych z Michaiłem Gorbaczowem w ZSRR, wprowadzenie zamieszania wśród opozycji w Polsce („część intelektualistów uzna nominację za poważny krok naprzód, natomiast środowiska ekstremalne popadną we frustrację, ponieważ znają kandydata z 1981 r.”). Przewidywał dynamiczne działania Rakowskiego w pierwszym okresie pracy, możliwość zrealizowania założeń memoriału z 1987 r. Podkreślał decyzyjność Rakowskiego, dobry stan zdrowia, zdolność do radzenia sobie z konfliktami. Jako wady wskazywał egotyzm, skłonność do snobizmu, ogólne cechy charakteru (także w świetle publicznych wypowiedzi byłej małżonki Rakowskiego, Wandy Wiłkomirskiej, na które się powoływał), brak wystarczającej orientacji w kwestiach ekonomicznych.

Jako potencjalnych oponentów kandydatury Rakowskiego widział średnie i wyższe kadry MON i MSW, aparat PZPR, kierownictwa partii komunistycznych Niemieckiej Republiki Demokratycznej (ze względu na dobre relacje potencjalnego premiera w Republice Federalnej Niemiec), Czechosłowacji, Rumunii i Bułgarii, elity wojskowe i KGB w Związku Radzieckim. Zaznaczył, że obiektywnie pozytywne cechy kandydata, jak wykształcenie, a także „»krój psychiczny«, światowość (...), doktorat, ubiór”, mogą zadziałać negatywnie na aparat partyjny, podobnie jak nadmierna konsekwencja w realizacji własnych idei (zawartych między innymi w memoriale). Mimo zastrzeżeń Rakowski miał w rezultacie usłyszeć od Jaruzelskiego: Teraz jesteś moją ostatnią deską ratunku.

Od strony politycznej, proceduralnej i – częściowo – propagandowej plan wymiany rządu Jaruzelski przygotował na 16 września, a sygnałem do odwołania miało być niezadowolenie OPZZ. Poranne posiedzenie Sejmu 19 września rozpoczęło się od „Sprawozdania Komisji Nadzwyczajnej do Kontroli Wdrażania Reformy Gospodarczej o rządowej informacji o realizacji nadzwyczajnych uprawnień i upoważnień dla Rady Ministrów”. Skrywała się za tym rozprawa ze Zbigniewem Messnerem. Ten w niezłym, choć przydługim przemówieniu podkreślił, że ocena jego rządu po raz pierwszy odbywa się otwarcie, za pośrednictwem i wobec konstytucyjnych instytucji państwowych, inaczej niż bywało to wcześniej. Dramatycznie bronił swojego sposobu postępowania: „Szeroko kolportowane są oświadczenia wzywające do ustąpienia rządu. Upadek gabinetu, tak dobrze znany wielu krajom świata, nie jest sam w sobie szokujący. Trzeba natomiast mieć świadomość, że obaleniem rządów nie zastąpi się osiągnięcia celów społecznych czy gospodarczych. Rządy odchodzą, problemy pozostają”. W ostatnim zdaniu zgłosił dymisję gabinetu. Ale sprawa mianowania Rakowskiego ciągle budziła opory. Podczas burzliwego spotkania z Klubem Poselskim PZPR generał musiał wprowadzić dyscyplinę głosowania nad odwołaniem Messnera.

21 września prace nad skompletowaniem nowego rządu były zaawansowane. Od początku podejmowano próby wciągnięcia do niego przedstawicieli opozycji. Rakowski – zapewne w porozumieniu z generałem – zaoferował stanowisko w rządzie Aleksandrowi Paszyńskiemu, którego znał jeszcze z redakcji POLITYKI sprzed 1980 r. Paszyński odrzucił propozycję współpracy.

Sytuacja Rakowskiego była odmienna niż poprzednich peerelowskich premierów; Rakowski dzielił się z Górnickim uwagami o słabnącej pozycji Jaruzelskiego w partii, pojawiało się pole, które mógł zagospodarować. Nie był jednak zadowolony z wyraźnego wzrostu znaczenia Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego. Musiał powalczyć o poparcie sił zachowawczych w partii. Jaruzelski zaprezentował go w Sejmie takimi słowami: „Jest człowiekiem pełnym energii, inicjatywy, odwagi w poszukiwaniu nowych rozwiązań. Zdecydowany zwolennik dialogu oraz demokratycznych reform. Dał tego liczne dowody w swej wieloletniej działalności politycznej i publicystycznej”.

Kandydaturę Rakowskiego poparło 338 posłów, przy 5 głosach przeciw i 35 wstrzymujących się. Na kolejnym posiedzeniu Sejm zebrał się 13 października. Rakowski miał przedstawić exposé i skład rządu. Rozpoczął jednak od raportu o stanie państwa, co należało odczytać jako odcięcie się od poprzednika. Potem nakreślił plan swojego premierostwa, proponując perspektywę rozwoju gospodarki opartej na regułach komercyjnych i zmierzającej szybko ku zasadom wolnej gry rynkowej. Odniósł się też do ekonomicznych oczekiwań zwykłych obywateli, które towarzyszyły powołaniu jego gabinetu. Krytykował postawy roszczeniowe, „według których każdy musi jakoś żyć, niezależnie od swego wysiłku, a rząd ma dać podwyżkę, towary na rynek, klucze do mieszkania”.

Nie zabrakło zgrabnej retoryki, gdy stwierdził, że Polaków interesuje przede wszystkim reforma ekonomiczna – stół nie okrągły, ale suto zastawiony. W kolejnych tygodniach okazało się jednak, że za retoryką stał ważny przekaz Rakowskiego: próba uzyskania poparcia społecznego w zamian za gotowość do przeprowadzania reform gospodarczych i poprawienia poziomu życia Polaków. Ważne było pozytywne stanowisko Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Rakowski stworzył rząd odpowiadający aktualnej politycznej wizji generała, notowania władzy chwilowo poszybowały.

Tak czy owak, Rakowski musiał obdzielić stanowiskami w rządzie kilka środowisk w elicie PZPR; oparł się na ludziach z najbliższego otoczenia Jaruzelskiego (generałowie Michał Janiszewski, Florian Siwicki i Czesław Kiszczak). Przy obsadzaniu resortów gospodarczych zaprezentował bardziej autorski dobór: Mieczysław Wilczek jako minister przemysłu doczekał się nawet zachwytów ze strony liberalnych gospodarczo opozycjonistów, jak Mirosław Dzielski. W rządzie zasiedli też Ireneusz Sekuła jako wicepremier i Andrzej Wróblewski jako minister finansów. Pakiet kilku ustaw gospodarczych tej ekipy do dzisiaj uchodzi za jedno z najbardziej wolnorynkowych posunięć we współczesnej historii Polski. Rakowski przywrócił rynkowe ceny wielu produktów i zniósł kartki na żywność. Gospodarka była polem, na którym mógł się cieszyć autonomią – jego zadaniem było zdusić kilkusetprocentową inflację.

Rakowski zdawał sobie sprawę, że powołanie Urbana byłoby w odbiorze społecznym złym sygnałem kontynuacji poprzednich rządów, ale próbował nie iść z prądem. Motywy wyczytamy w jego „Dziennikach”: „Jakiż ten naród jest niesprawiedliwy! Przecież to właśnie Urban wymyślił trzy czwarte wszystkich liberalizacyjnych posunięć, zawsze działał w kierunku porozumienia, ostrzegał przed porywczymi krokami; jest jednakowo złośliwy pod adresem rządu i opozycji, nigdy nie dbał o sojuszników dla siebie, a teraz – mimo mojego najgłębszego żalu – musi odejść, ponieważ stał się obciążeniem dla rządu, który sam chciał cywilizować”. Urban pozostał więc początkowo na stanowisku, lecz od 27 kwietnia 1989 r., w zmienionej już sytuacji, jako członek rządu objął stanowisko szefa Komitetu ds. Radia i Telewizji.

W rządzie Rakowskiego znalazło się miejsce dla młodszego i średniego pokolenia działaczy, przede wszystkim Aleksandra Kwaśniewskiego, uważanego za najbardziej wpływowego spośród młodych wilczków, jak grupę tę określał Józef Czyrek. 34-letni Kwaśniewski miał już za sobą redagowanie „ITD” oraz „Sztandaru Młodych” i funkcję członka rządu, odpowiedzialnego za rozwiązywanie problemów młodzieży, w gabinecie Messnera. Tym razem Jaruzelski polecił mu przywdziać, jak to określił, cięższą zbroję i pokierować jednym z komitetów Rady Ministrów, co oznaczało duże wpływy.

Nowy gabinet przyjął niespotykaną dotąd linię propagandową. Premier oparł się na dwóch nowych – jak na warunki PRL – hasłach: „rządzenia z udziałem wszystkich Polaków” oraz dialogu i współpracy z tzw. konstruktywną opozycją. Starał się stworzyć wrażenie, że podstawowym oparciem rządu są nie członkowie PZPR, nie wyselekcjonowane środowiska społeczne bez odpowiedniej legitymacji do sprawowania władzy, ale po prostu Polacy, w tym nawet emigranci krytyczni wobec PRL. Rakowski zaproponował im sojusz, którego istotę opisywał za pomocą haseł znanych już od lat z łamów POLITYKI. Wzywał: „Proponuję sojusz przeciwko wyrzucaniu miliardów w błoto, przeciwko marnotrawieniu niewyczerpanej rezerwy – zdolności i dynamiki człowieka”.

Rakowski rozpoczął misję tworzenia rządu od poszukiwania porozumienia z Kościołem, wiedząc, że przejściowe choćby poparcie hierarchów jest konieczne dla powodzenia planowanych reform. Wolał też dogadywać się z biskupami niż z Lechem Wałęsą. Jednym z jego pierwszych rozmówców był kard. Józef Glemp, któremu złożył wizytę 4 października. Podczas pełnego kurtuazji spotkania szukał akceptacji prymasa dla bezpartyjnych kandydatów do rządu: Witolda Trzeciakowskiego, Juliana Auleytnera, Andrzeja Micewskiego i Aleksandra Paszyńskiego. W jego własnym odczuciu udało się to jedynie w przypadku dwóch pierwszych osób. W rzeczywistości prymas unikał zaangażowania politycznego, oddając to pole arcybiskupowi Dąbrowskiemu. Tak było prawdopodobnie i tym razem – kardynał nie zapamiętał z tego spotkania nic szczególnego. Niepowodzenie próby kooptacji kojarzonych z nim działaczy raczej ostudziło zapał Rakowskiego. Musiał przyjąć do wiadomości ochłodzenie relacji z episkopatem.

Rakowski zdecydował się na stopniowe osłabianie znaczenia armii i przesunięcie władzy w ręce cywilów. Działania na tym polu były szczególnie delikatne, gdyż polityczny – a raczej partyjny – związek między wojskiem, partią i państwem w PRL sięgał 1943 r., gdy w ZSRR pod polityczną kuratelą Związku Patriotów Polskich powstała polska armia. Darzone przez społeczeństwo zaufaniem wojsko było jednocześnie jednym z podstawowych mechanizmów uzależnienia od ZSRR poprzez przyjmowanie doktryny obronnej, uzbrojenia, szkolenia itd.

Prezentując skład Rady Ministrów, premier poinformował w Sejmie, że jego oferta, pod adresem opozycji, nie została przyjęta. Z wystąpienia wynikało, że pozostawia jednak pulę miejsc w gabinecie dla przedstawicieli tzw. konstruktywnej opozycji. Terminu tego używano, by wprowadzić wśród niej podziały. Zabieg ten miał wykazać zarówno dobre intencje ekipy generała, jak i warcholstwo opozycji. Skonstatowawszy, że „co się odwlecze, to nie uciecze”, Rakowski powtórzył deklarację polityczną: „Oświadczam przed Wysoką Izbą: uważam za historycznie i politycznie uzasadnione dążenie do rozszerzenia koalicji sił sprawujących władzę. Chcę wierzyć, że w końcu zwycięży wyrażony przez jednego z moich rozmówców, aktywnych działaczy katolickich, pogląd, że absencja jest już dziś rzeczą szkodliwą”.

Pozostawienie dla opozycji wolnych miejsc miało na celu obciążenie jej w oczach opinii publicznej odpowiedzialnością za niepowodzenie próby poszerzenia zaplecza gabinetu. Podejmując próbę dokooptowania do rządu osób związanych z opozycją, na warunkach narzuconych przez kierownictwo PZPR, Rakowski chciał osłabić przeciwnika (a zarazem potencjalnego, choć niechcianego partnera). Tak miała wyglądać kolejna w historii PRL wersja posunięcia się na ławce władzy.

Powodzenie takiego manewru oddalało groźbę – choćby teoretyczną – przejęcia władzy przez opozycję w rezultacie wyborów. Rakowski, cieszący się autentycznym autorytetem i opinią polityka niezwiązanego ściśle z aparatem – a na dodatek dawny znajomy wielu aktualnych opozycjonistów – mógł sobie pozwolić na znacznie więcej niż Messner. Był też wiarygodniejszy dla części społeczeństwa, co dla zużytej już ekipy Jaruzelskiego było na wagę złota.

Poszukiwanie współpracy z konstruktywną opozycją było dla Rakowskiego ekwiwalentem negocjacji przy Okrągłym Stole, może nawet mającym unicestwić je w zarodku. Zapytany przez Monikę Olejnik w radiowej Trójce, dlaczego zaproszeni opozycjoniści uchylili się od udziału w rządzie, Rakowski odparł: „Przypuszczam, że główną przyczyną było myślenie następujące: za wcześnie, żebyśmy skorzystali z tej propozycji, ponieważ dopiero ma się rozpocząć Okrągły Stół i dlatego poczekajmy! (…). Wyznam, że jeden z moich rozmówców, działacz katolicki, powiedział: Niech pan tak bardzo nie liczy na przyjęcie pańskich ofert; na ile znam niektórych moich przyjaciół, to oni wolą stać z boku i krytykować”. Powołanie się na opinię działacza katolickiego o rzekomym lenistwie potencjalnych partnerów z opozycji i ich skłonności do krytykanctwa pozwalało Rakowskiemu budować ich negatywny stereotyp.

Jeśli tak było w istocie, to niewykluczone, że premier myślał wówczas o demonstracji siły przy jednoczesnym działaniu na rzecz poprawy sytuacji ekonomicznej, by w ten sposób pozyskać trwałe zaufanie Polaków. W rozmowie z Gorbaczowem 21 października Rakowski tak zarysował swoje stanowisko w tej sprawie: „Choć jestem ateistą, gotów jestem modlić się, żeby zastrajkowali studenci. Zamknąłbym uniwersytety, żeby społeczeństwo przekonało się o stanowczości nowego rządu. Rząd musi być silny (...) ludzie chcą demokracji, ale chcą, żeby rząd był silnym rządem”.

Związek pomiędzy powstaniem rządu a odłożeniem terminu rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu był oczywisty. Wiele osób podejrzewało, że taki właśnie był cel Rakowskiego. Wyglądało, jakby chciał nieco poprawić stan państwa przed podzieleniem się władzą z opozycją i uzyskać przez to lepsze warunki. Na pogorszenie atmosfery politycznej, oprócz prób likwidacji Stoczni Gdańskiej (za co rzeczywiście odpowiadali Rakowski oraz Sekuła i Urban), wpłynęło także kontynuowanie represji postrajkowych oraz próby ingerowania w skład przyszłej delegacji solidarnościowej na rozmowy przy Okrągłym Stole. Władze zakwestionowały bowiem obecność w niej Adama Michnika i Jacka Kuronia – te sprawy jednak działy się już za przyczyną gen. Kiszczaka i stały się powodem kierowanych do niego protestów Wałęsy.

Aleksander Kwaśniewski sugeruje, że Rakowski nie był przeciwny rozmowom – był jednak zawiedziony, że to nie on, mimo całej swej życiowej drogi, będzie zawierał kluczowe porozumienie. „To on chciał być na miejscu Kiszczaka, to on chciał być polskim Dubczekiem, a rola mu się wymknęła”. (Aleksander Dubczek był w latach 1968–69 I sekretarzem KC KPCz, firmował reformy w partii i państwie, tzw. socjalizm z ludzką twarzą, zwane też praską wiosną, zablokowane przez interwencję wojsk Układu Warszawskiego).

Rakowski premierował do 1 sierpnia 1989 r. Od 29 lipca 1989 r. do 29 stycznia 1990 r. był pierwszym sekretarzem PZPR. Ostatnim pierwszym sekretarzem. To z jego ust padło słynne: „Sztandar partii wyprowadzić”.

Autor jest politologiem, historykiem i publicystą, europosłem, prezesem PJN. Jego książka „Koniec systemu władzy. Polityka ekipy generała Wojciecha Jaruzelskiego w latach 1986–1989” wkrótce ukaże się nakładem Wydawnictwa TRIO, IPN oraz ISP PAN.

Polityka 05.2012 (2844) z dnia 01.02.2012; Historia; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Chciał być polskim Dubczekiem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną