W Szejk Badr, hałaśliwej arabskiej dzielnicy w Jerozolimie, nikt nie słyszał strzałów z pistoletu. Nikt także nie zauważył zwłok dwóch mężczyzn leżących ze związanymi rękami w bocznym zaułku. Była godz. 19.30, czwartek 27 lutego 1948 r. W domu w Rechawii, mieszczańskiej części miasta, żona i córka jednej z ofiar nadaremnie czekały na powrót męża i ojca. W przedpokoju stały spakowane kufry. Nazajutrz cała rodzina miała na stałe wyjechać z Palestyny do Londynu. Ale w piątek rano niezidentyfikowany głos zawiadomił telefonicznie posterunek brytyjskiej policji: „Organizacja Lehi wykonała wyrok śmierci na dwóch zdrajcach żydowskiej walki o wolność”.
Zastrzeleni zostali rozpoznani jako 50-letni Stefan Arnold, przewodniczący miejscowego Związku Dziennikarzy Polskich, oraz 58-letni Witold Hulanicki, były konsul generalny RP w mandatowej Palestynie i Cisjordanii. Sprawa Arnolda szybko poszła w zapomnienie. Śmierć Hulanickiego, jednej z czołowych postaci w polsko-żydowskich kontaktach, piłsudczyka zwalczanego przez obóz gen. Sikorskiego, przez dziesiątki lat była tematem zażartej politycznej debaty toczonej m.in. na łamach paryskiej „Kultury”. Uczestnicy dyskusji zarzucali Hulanickiemu na przemian sympatie prosowieckie i współpracę z brytyjskim wywiadem na Bliskim Wschodzie, odwrócenie się plecami do polskich interesów w tej części świata, a także wspieranie arabskich dążeń nacjonalistycznych.
Nigdy niezbadane oskarżenia miały swoje korzenie w chaosie politycznym charakteryzującym Jerozolimę w okresie od uchwały ONZ z 29 listopada 1947 r. o podziale Palestyny między Żydów i Arabów, aż do deklaracji niepodległości Izraela w maju 1948 r.
Dopiero w grudniu 2011 r. można było ostatecznie zagoić tę jątrzącą się od ponad 60 lat ranę.