Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Mietek, to nie czas

25 lat temu Rakowski został premierem

Jaruzelski uważał Rakowskiego za człowieka o niepohamowanej ambicji, chwiejnego w sojuszach. Jaruzelski uważał Rakowskiego za człowieka o niepohamowanej ambicji, chwiejnego w sojuszach. Leszek Zych / Polityka
Przed 25 laty, 14 października 1988 r., powołano rząd Mieczysława Rakowskiego, ostatni rząd PRL. Kto wie, gdyby Wojciech Jaruzelski oddał władzę Rakowskiemu rok wcześniej, a sam się wycofał, polska transformacja wyglądałaby inaczej.
Premier oparł się na hasłach: „rządzenia z udziałem wszystkich Polaków” oraz dialogu i współpracy z „konstruktywną opozycją”.Wojciech Druszcz/Polityka Premier oparł się na hasłach: „rządzenia z udziałem wszystkich Polaków” oraz dialogu i współpracy z „konstruktywną opozycją”.
Warszawa, Pałac Namiestnikowski, 6.02.1999 r. Dziesiąta rocznica obrad Okrągłego Stołu.J. Stachowicz/Forum Warszawa, Pałac Namiestnikowski, 6.02.1999 r. Dziesiąta rocznica obrad Okrągłego Stołu.

Gdyby ziściła się chociaż część planów Rakowskiego, opisanych w jego memorandum dla Jaruzelskiego w 1987 r., PZPR w pierwszym okresie zmian być może nie straciłaby tak szybko władzy na rzecz Solidarności, ale na rzecz rządu stworzonego przez bliskie sobie osoby oraz neutralnych ekspertów. Opozycja mniej wpływowa i bardziej podzielona znalazłaby się w Sejmie w wyniku wyborów, ale za to Rakowski wszedłby do historii nie jako ten, który pochował partię, lecz jako premier polskiej transformacji.

Sygnał do ataku na premiera Zbigniewa Messnera dał Alfred Miodowicz. W sierpniu 1988 r. szef OPZZ udzielił „Sztandarowi Młodych” wywiadu, w którym obciążył ówczesnego szefa rządu odpowiedzialnością za przyczyny strajków (które od wiosny 1988 r. wybuchły w kolejnych zakładach protestujących przeciwko drastycznej podwyżce cen). Jaruzelski planował wymianę premiera już na wiosnę, ale dopiero 9 września Messner upewnił się, że to kwestia dni. Jaruzelski jako pretekst podał brak poparcia większości parlamentarnej, co było mocno naciąganym argumentem, ponieważ generał wiedział, że i tak kluczowa dla decyzji posłów będzie jego wola.

W tle majaczył spór Messnera z Rakowskim, datujący się od 1985 r., kiedy to Jaruzelski – wbrew oczekiwaniom Rakowskiego – pierwszego z nich uczynił premierem, a drugiego zepchnął na pozycję wicemarszałka Sejmu. Miał powiedzieć Rakowskiemu: „Mietek, to nie czas, ja do ciebie sięgnę”. Messner nie miał zaplecza w partii, był profesorem, ekonomistą i pochodził ze Śląska, co miało zadowolić tamtejsze lobby. Rakowski, były szef POLITYKI, który wszystko postawił na obronę decyzji o stanie wojennym, z bólem przeżywał odsunięcie w połowie dekady. Tak wspominał to Aleksander Kwaśniewski: „Na pewno Rakowski miał powody do głębokiej frustracji (...) i może mieć powody do gorzkiej satysfakcji, że stał się przywódcą za późno”. Ostatecznie to Messner przegrał rywalizację z Rakowskim w 1988 r. Ale już nieudane dla władz referendum z 1987 r., które miało przesądzić o tzw. drugim etapie reformy gospodarczej, bardzo podkopało jego pozycję.

Ostatnia deska ratunku

Od grudnia 1987 r. Rakowski był w Biurze Politycznym PZPR. Trudno ocenić, na ile poważnie generał brał pod uwagę jeszcze inne kandydatury na premiera: Romana Malinowskiego, Czesława Kiszczaka, Zdzisława Sadowskiego i Witolda Trzeciakowskiego. Szczególnie w ostatnim przypadku decyzja – ze względu na opozycyjne zaangażowanie kandydata – byłaby zaskakująca, chociaż już wcześniej Jerzy Urban lansował Trzeciakowskiego na członka rządu. Według sekretarza Jaruzelskiego, Wiesława Górnickiego, to Alfred Miodowicz popierał kandydaturę Rakowskiego, co byłoby uzasadnione ze względu na „antysolidarnościową” postawę wicemarszałka Sejmu, ale zaskakujące wobec jego krytycznych wypowiedzi na temat OPZZ. Koncentrując się na politycznych aspektach walki z Solidarnością, szef oficjalnych związków zapomniał o możliwych konfliktach na tle stosunku do reform gospodarczych.

Jaruzelski uważał Rakowskiego za człowieka o niepohamowanej ambicji, chwiejnego w sojuszach. Rozumowanie generała według Górnickiego było następujące: „wyczerpaliśmy już chyba wszystkie możliwości; najpierw byli technokraci, potem generałowie, a w końcu profesorowie; nic z tego się nie sprawdziło”.

Górnicki, który skądinąd sprzyjał Rakowskiemu, 10 września przedstawił Jaruzelskiemu szczegółową analizę zalet i wad kandydata na premiera. Wśród pierwszych wymienił dobry odbiór na Zachodzie i w mediach, zaciekawienie środowisk związanych z Michaiłem Gorbaczowem w ZSRR, wprowadzenie zamieszania wśród opozycji w Polsce („część intelektualistów uzna nominację za poważny krok naprzód, natomiast środowiska ekstremalne popadną we frustrację, ponieważ znają kandydata z roku 1981”). Przewidywał dynamiczne działania Rakowskiego w pierwszym okresie pracy, możliwość zrealizowania założeń memoriału z 1987 r. – znanego kierownictwu państwa dokumentu, w którym przedstawiał plan zmian. Podkreślał decyzyjność Rakowskiego, dobry stan zdrowia, zdolność do radzenia sobie z konfliktami. Jako wady wskazywał egotyzm, skłonność do snobizmu, ogólniej – cechy charakteru (także w świetle publicznych wypowiedzi byłej małżonki Rakowskiego, Wandy Wiłkomirskiej, na które się powoływał) i brak orientacji w kwestiach ekonomicznych.

Jako potencjalnych wrogów tej kandydatury widział średnie i wyższe kadry MON i MSW, aparat PZPR, kierownictwa partii komunistycznych NRD (ze względu na dobre relacje potencjalnego premiera w Republice Federalnej Niemiec), Czechosłowacji, Rumunii i Bułgarii, wojsko i KGB w Związku Radzieckim. Zaznaczył, że obiektywnie pozytywne cechy kandydata, jak wykształcenie, a także „»krój psychiczny«, światowość (...) doktorat, ubiór”, mogą zadziałać negatywnie na aparat partyjny. Rakowski miał jednak w rezultacie usłyszeć od Jaruzelskiego: „Teraz jesteś moją ostatnią deską ratunku”.

Prawda – tak! Demagogia – nie!

Posiedzenie Sejmu 19 września rozpoczęło się od niewinnie brzmiącego „Sprawozdania Komisji Nadzwyczajnej do Kontroli Wdrażania Reformy Gospodarczej”. Głos posłanki Krystyny Jandy-Jendrośki nie pozostawiał złudzeń: „Drastyczne objawy niezadowolenia społecznego wyrażone także w opiniach OPZZ pogłębiają wątpliwość, czy Rząd w dotychczasowym składzie, który w znacznym stopniu utracił zaufanie społeczne, może (...) prowadzić nadal proces reformowania gospodarki”. Następnego dnia kandydatura byłego redaktora naczelnego POLITYKI była przesądzona.

Sytuacja Rakowskiego różniła się od poprzednich peerelowskich premierów; wzrastała jego rola jako szefa rządu, ale mocniejsza była też pozycja stronnictw satelickich i OPZZ, z którymi musiał się liczyć. W paternalistycznym tonie Jaruzelski zachwalał Sejmowi Rakowskiego. Zarysowany przezeń program polityczny dla nowego rządu nie wróżył dobrze perspektywom rozmów z opozycją: „Nasze stanowisko jest jasne. Prawda – tak! Partnerstwo – tak! Krytyka – tak! Kompromis – tak! Ale podważanie konstytucyjnego porządku, czerpanie z obcych źródeł, demagogia, naciski – nie”. Kandydaturę poparło 338 posłów, przy 5 głosach przeciw i 35 wstrzymujących się. Rakowski zapowiedział rozmowy z kandydatami do rządu, zasugerował próbę poszerzenia gabinetu o osoby spoza powszechnie spodziewanego grona: „Mówi się nam: posuńcie się, dopuśćcie innych do realnego współrządzenia. Niczego innego nie pragnę, jak zadośćuczynienia temu żądaniu”.

 

13 października, gdy miał przedstawić exposé i skład rządu, Rakowski rozpoczął jednak od raportu o stanie państwa, co brzmiało jak odcięcie się od poprzednika. Zapowiedział komercjalizację gospodarki i wprowadzenie wolnego rynku. Odniósł się też do ekonomicznych oczekiwań zwykłych obywateli, przygotowywał grunt pod swój gospodarczy plan, krytykując uproszczenia, „według których każdy musi jakoś żyć, niezależnie od swego wysiłku, a rząd ma dać podwyżkę, towary na rynek, klucze do mieszkania”, co zapowiadało liberalne reformy. Nie brakło zgrabnej retoryki, gdy stwierdził, że Polaków interesuje przede wszystkim reforma ekonomiczna, stół nie okrągły, ale suto zastawiony.

Kompletując rząd, Rakowski oparł się na trzech grupach: najbliższym otoczeniu Jaruzelskiego, po drugie – środowisku młodszych działaczy PZPR; za to przy obsadzaniu resortów gospodarczych zaprezentował autorski dobór ministrów, którzy stanowili zupełne novum. Ministrami zostali generałowie Michał Janiszewski, Florian Siwicki i Czesław Kiszczak, ale także Jerzy Urban. Rakowski zdawał sobie sprawę, że powołanie Urbana, z którym się przyjaźnił, byłoby w odbiorze społecznym złym sygnałem kontynuacji, ale też notował: „Jakiż ten naród jest niesprawiedliwy! Przecież to właśnie Urban wymyślił trzy czwarte wszystkich liberalizacyjnych posunięć, zawsze działał w kierunku porozumienia, ostrzegał przed porywczymi krokami; jest jednakowo złośliwy pod adresem rządu i opozycji, nigdy nie dbał o sojuszników dla siebie, a teraz – mimo mojego najgłębszego żalu – musi odejść, ponieważ stał się obciążeniem dla rządu, który sam chciał cywilizować”.

Ostatecznie Urban pozostał na stanowisku, a w kwietniu 1989 r., w innej już sytuacji, jako członek rządu objął stanowisko szefa Komitetu ds. Radia i Telewizji. Spośród młodszych działaczy Aleksander Kwaśniewski uważany był za najbardziej wpływowego „młodego wilczka” – jak grupę tę określał Józef Czyrek. Ten 34-latek miał już za sobą redagowanie „ITD” oraz „Sztandaru Młodych” i funkcję członka rządu Messnera, odpowiedzialnego za rozwiązywanie problemów młodzieży. W kolejnym gabinecie miał odegrać poważniejszą rolę. Propozycja Rakowskiego, by Kwaśniewski w październiku 1988 r. został ministrem bez teki i przewodniczącym Komitetu Społeczno-Politycznego Rady Ministrów – które to stanowisko w sensie wpływów odpowiadało pozycji wicepremiera – została jednak przyjęta przez Kwaśniewskiego niechętnie, przywykł do swej dotychczasowej roli. Rzecz oparła się o Jaruzelskiego, który tak uzasadnił awans Kwaśniewskiego: „Towarzyszu Aleksandrze, trzeba nałożyć cięższą zbroję”.

Rakowski zdecydował się równoważyć wpływy najmłodszego ministra. W marcu 1989 r. ściągnął z Białej Podlaskiej Józefa Oleksego, jednego z młodszych sekretarzy wojewódzkich. Zaliczali się do nich również Leszek Miller, sekretarz w Skierniewicach, oraz Zygmunt Czarzasty, który kierował partią w Słupsku. Do rządu weszli m.in. Mieczysław Wilczek jako minister przemysłu – znany mniej jako polityk i członek PZPR, bardziej jako producent proszku Ixi czy hodowca perliczek. Pozostali z ekipy to Ireneusz Sekuła jako wicepremier i Andrzej Wróblewski jako minister finansów.

Pakiet kilku ustaw przyjętych tuż przed Bożym Narodzeniem zliberalizował gospodarkę, uwolnił ceny, poszerzył konkurencję, doprowadził do zniesienia kartek – ostatnie przeszły do historii te na mięso – latem 1989 r. Nie tylko liberalny działacz opozycji Mirosław Dzielski przyklaskiwał wprowadzanym zmianom. Zimą Rakowski zdał sobie sprawę, że podejmowane działania, których skutkiem były m.in. podwyżki, w krótkiej perspektywie tylko zaszkodzą pozycji PZPR, nie zrezygnował już jednak z tego kursu. Może dlatego duet Rakowski-Wilczek zasłużył po latach na dobre opinie gospodarczych liberałów.

Premier u prymasa

Premier oparł się na hasłach: „rządzenia z udziałem wszystkich Polaków” oraz dialogu i współpracy z „konstruktywną opozycją”. Starał się stworzyć wrażenie, że zapleczem rządu są nie tyle wąskie grupy komunistów, co „rozsądni Polacy”: „[Według niego byli to ci], którzy mają dość poprzestawania na planie minimum, tłumienia inicjatywy jednostki, głupoty i bezmyślności, oszukiwania siebie i państwa, bezdusznej biurokracji, nieufności władzy wobec obywatela, nadmiernej liczby kontroli, odrywających kadrę od pożytecznej pracy, pozorowanych działań, fatalistycznego »jakoś to będzie«, nonsensów wołających o pomstę do niebios”. Rakowski wzywał: „Proponuję sojusz przeciwko wyrzucaniu miliardów w błoto, przeciwko marnotrawieniu niewyczerpanej rezerwy – zdolności i dynamiki człowieka”. Cytował Glempa, wzywał do współpracy Polonię.

Jednym z jego pierwszych rozmówców był właśnie prymas, któremu na samym początku (4 października) złożył wizytę. Szukał akceptacji rozmówcy dla bezpartyjnych kandydatów do rządu: Witolda Trzeciakowskiego, Juliana Auleytnera, Andrzeja Micewskiego i Aleksandra Paszyńskiego, dziennikarza i redaktora POLITYKI sprzed 1980 r. Rakowski – zapewne w porozumieniu z generałem – zaoferował już wcześniej Paszyńskiemu stanowisko, ale ten odmówił. Stąd poszukiwanie wsparcia na Miodowej – kardynał miałby przekonywać znanych sobie działaczy do wchodzenia do rządu Rakowskiego. W odczuciu premiera udało się to w przypadku dwóch pierwszych osób – w rzeczywistości Glemp unikał politycznego zaangażowania. Dopiero co powołany premier wychodził z rezydencji na Miodowej pod wrażeniem serdeczności duchownego: „Zbierałem się już do wyjścia, gdy prymas powiedział: »Chcemy poprzeć pana premiera w tych dążeniach. Uznajemy je za dziejowo ważne« (...) nie mogłem ochłonąć”. Inaczej tę sytuację oceniał Urban: „Rakowski zostaje premierem i jedzie do Glempa – ach, jakże Glemp popiera jego misję, jak wspaniała rozmowa, jak jego eminencja wszystko rozumie, jak aprobuje zamierzenia rządu. No i tak ci w sutannach robili naszych w bambuko”.

Stawka, o którą Rakowski walczył, była duża. Aprobata prymasa dla objęcia ministerstw przez Trzeciakowskiego i Auleytnera byłaby dodatkową legitymacją gabinetu i pozwoliłaby uniknąć rozmawiania z Wałęsą. W kręgach kościelnych uznano, że jedynym rozwiązaniem do przyjęcia jest podjęcie wspólnej decyzji przez kandydatów, którzy otrzymali propozycję. Skoro jednak – według relacji Auleytnera – pod wpływem Jacka Kuronia i Adama Michnika Trzeciakowski odmówił wejścia do rządu, arcybiskup Bronisław Dąbrowski zarekomendował podobne podejście pozostałym kandydatom.

 

Niepowodzenie prób wessania kojarzonych z Kościołem działaczy ostudziło zapał Rakowskiego do współpracy z biskupami. 10 października władze przekazały Kościołowi zarzuty. Chodziło o polityczną aktywność po stronie opozycji. Przedstawiciel władz perorował: „Druga sprawa to ostatnia pielgrzymka na Jasną Górę. Niesiono transparenty z napisami: »Zamiast liści komuniści« – oczywiście w domyśle, że będą wisieć. To jest przekroczenie wszelkich granic, szerzenie nienawiści. (...) A czy Częstochowa ma być miejscem na hasła wzywające do gwałtu? Dlatego składamy niniejszą notę i materiał fotograficzny”. W kolejnych tygodniach zarzutów było więcej, obciążano biskupów odpowiedzialnością za niepowodzenie przygotowań do Okrągłego Stołu (w tej sprawie rozmowy między przedstawicielami władzy, zdelegalizowanej Solidarności i Kościoła trwały od sierpnia 1988 r.).

Absencja jest rzeczą szkodliwą

Prezentując Radę Ministrów, Rakowski poinformował, że jego oferta dla opozycji nie została przyjęta. Z wystąpienia wynikało, że pozostawia jednak pulę miejsc w gabinecie dla przedstawicieli tzw. konstruktywnej opozycji. Terminu tego używano już od dłuższego czasu, by pogłębiać podziały po stronie solidarnościowej. Rakowski powtórzył deklarację: „Oświadczam przed Wysoką Izbą: uważam za historycznie i politycznie uzasadnione dążenie do rozszerzenia koalicji sił sprawujących władzę. Chcę wierzyć, że w końcu zwycięży wyrażony przez jednego z moich rozmówców, aktywnych działaczy katolickich, pogląd, że absencja jest już dziś rzeczą szkodliwą”.

Poszukiwanie współpracy z „konstruktywną opozycją” było dla Rakowskiego ekwiwalentem negocjacji przy Okrągłym Stole, być może nawet mającym unicestwić je w zarodku. Zapytany w Trójce przez Monikę Olejnik, dlaczego opozycjoniści uchylili się od pracy w rządzie, Rakowski odparł: „Przypuszczam, że główną przyczyną było myślenie następujące: za wcześnie, żebyśmy skorzystali z tej propozycji, ponieważ dopiero ma się rozpocząć Okrągły Stół i dlatego poczekajmy! (...). Wyznam, że jeden z moich rozmówców, działacz katolicki, powiedział: »Niech Pan tak bardzo nie liczy na przyjęcie pańskich ofert. Na ile znam niektórych moich przyjaciół, to oni wolą stać z boku i krytykować«”.

Przywołanie działacza mówiącego o lenistwie potencjalnych partnerów i ich krytykanctwie pozwalało Rakowskiemu budować ich negatywny stereotyp, choć odrzucał sugestie, jakoby dążył do zerwania dialogu z Solidarnością i odłożenia Okrągłego Stołu. W istocie było tak: skoro Rakowski został premierem, ale nie on, tylko Kiszczak decydował po stronie rządowej o przygotowaniach do Okrągłego Stołu, to tworzenie rządu i przygotowania do rozmów z opozycją nie mogły trwać symultanicznie. Powstała sytuacja: albo działa nowy reformatorski rząd z nadzieją, że uratuje on skórę PZPR ostatnim rzutem na taśmę, albo Okrągły Stół. Chwilowo przeważyło pierwsze.

Tak widział tę sprawę Aleksander Kwaśniewski: „Czy Rakowski miał nadzieję, że sukces jego rządu pozwoli na rozegranie całej sprawy inaczej? Być może, ja tego nie wykluczam. Rakowski jest ambitnym człowiekiem. (...) Przejmując w 1988 r. rząd, mógł mieć nadzieję – moim zdaniem złudną – że poprzez konkretne działania, otwieranie różnych furtek, będzie można zachować to, co było już nie do uratowania”. Na zawieszenie rozmów z opozycją, oprócz próby likwidacji Stoczni Gdańskiej (za co rzeczywiście odpowiadali Rakowski oraz Sekuła i Urban), wpłynęło także kontynuowanie represji postrajkowych. Według Kwaśniewskiego, Rakowski był nie tyle przeciwny rozmowom z opozycją, co zawiedziony, że to nie on będzie zawierał porozumienie: „Chciał być polskim Dubczekiem, a rola mu się wymknęła”.

Rakowski mógł sobie wyobrażać, że wraz z objęciem teki premiera będzie też przewodził negocjacjom, skoro nie – poszedł innym szlakiem. W rozmowie z Gorbaczowem 21 października tak zarysował swoją koncepcję rządzenia: „Choć jestem ateistą, gotów jestem modlić się, żeby zastrajkowali studenci. Zamknąłbym uniwersytety, żeby społeczeństwo przekonało się o stanowczości nowego rządu. Rząd musi być silny (...) ludzie chcą demokracji, ale chcą, żeby rząd był silnym rządem”. Związek między powstaniem rządu a odłożeniem terminu rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu był oczywisty. Rakowski liczył, że wciągnięcie kilku osób z opozycji do rządu, silna władza, skuteczne liberalne reformy i szybkie wolne wybory (jeszcze zimą 1988/89) udaremnią przejęcie władzy przez konkurencję. Szybko jednak okazało się to ułudą, a dwa polityczne błędy: zamach na stocznię i storpedowanie Okrągłego Stołu w 1988 r., osłabiły go na starcie. Nie było pozytywnego odzewu ze strony Kościoła, zawodem okazali się zagraniczni partnerzy. Rakowski nie znalazł u nich ani politycznego wsparcia, ani kredytów.

Rakowski miał jeszcze jeden pomysł nas ratunek dla swojego obozu. W styczniu 1989 r. lansował koncepcję błyskawicznych, ale pierwszych po wojnie – wolnych – wyborów. Liczył, że opozycja się nie pozbiera, władza jednak uzyska większość, a jego rząd pełną legitymizację w kraju i za granicą. Chciał w tej sprawie zawrzeć sojusz z episkopatem. Tymczasem niektórzy biskupi połapali się w planie przyduszenia Solidarności i wciągnięcia ich do bezpośredniej odpowiedzialności za bolesne reformy rządu. Także we własnym obozie nie znalazł odpowiedniego poparcia. Pewnie już wówczas zrozumiał, że przegrana jest nieuchronna. Po obradach Okrągłego Stołu i wyborach 4 czerwca 1989 r., w których nie zdobył mandatu posła, podał się do dymisji. Był premierem 308 dni.

Autor – europoseł, prezes partii Polska Jest Najważniejsza, jest historykiem, politologiem, publicystą, adiunktem w ISP PAN. Wydał m.in. „Koniec systemu władzy. Polityka ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego w latach 1986–1989”.

Polityka 41.2013 (2928) z dnia 08.10.2013; Historia; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Mietek, to nie czas"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną