Gdy 17 września 1939 r. wojska sowieckie wkroczyły od wschodu na terytorium Polski (na mocy porozumienia z Niemcami zawartego w pakcie Ribbentrop-Mołotow), w życie powinny wejść postanowienia polsko-rumuńskiego sojuszu obronnego, który zobowiązywał strony do wzajemnej pomocy zbrojnej w przypadku agresji ze strony Moskwy. Jednak rząd polski, jeszcze zanim schronił się tego samego dnia wieczorem na terytorium Rumunii, zwolnił Bukareszt z obowiązku wykonania tego zobowiązania.
Minister spraw zagranicznych RP Józef Beck tak to zrelacjonował w swoich wspomnieniach: „Ambasador rumuński, z którym chciałem ułożyć warunki naszego przejazdu przez Rumunię, uprzedził mnie, oświadczając w imieniu króla, że król Karol ofiarowuje nam, tj. prezydentowi i rządowi, l’hospitalité ou le droit de passage [fr. – gościnę lub prawo przejazdu]. Dziękując ambasadorowi za to oświadczenie, powiedziałem, że nie żądam wykonania aliansu polsko-rumuńskiego, jeśli chodzi o agresję sowiecką, rozumiejąc, że w tej, tak ciężkiej, sytuacji międzynarodowej Rumunia nie będzie mogła prawdopodobnie wykonać swych zobowiązań, natomiast, że oczekuję, iż sprawa tranzytu najwyższych władz państwa polskiego będzie w związku z tym szczególnie życzliwie przez rząd rumuński potraktowana. Ambasador nie wyraził co do tego żadnej wątpliwości”.
Według źródeł rumuńskich, minister Beck musiał już wiedzieć, że rząd polski będzie w Rumunii internowany. Trudno dociec, co oznaczał brak wątpliwości ambasadora, skoro już następne dni i tygodnie pokazały, że strona rumuńska nie miała zamiaru potraktować prośby ministra Becka zbyt poważnie, a wobec sanacyjnych władz polskiego państwa, które pod rządami tych władz doznało klęski, wykazała się tylko kurtuazją, za którą kryło się pewne lekceważenie.