Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Z dziejów szmoncesu

Z czego śmiano się w przeszłości

Witold Conti jako Janko Muzykant (z lewej), Adolf Dymsza jako Florek (w środku) i Kazimierz Krukowski jako Lopek w jednej ze scen filmu „Janko Muzykant”, 1930 r. Witold Conti jako Janko Muzykant (z lewej), Adolf Dymsza jako Florek (w środku) i Kazimierz Krukowski jako Lopek w jednej ze scen filmu „Janko Muzykant”, 1930 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Szmonces – czyli szmira, pukanie z dna. Ale można odnieść się inaczej do obecności szmoncesowych dowcipów, monologów, dialogów i piosenek – dostrzec w nich groteskowy zapis obyczajów i języka.
Jeden z pierwszych mistrzów szmoncesu Józef Urstein, 1910 r.AN Jeden z pierwszych mistrzów szmoncesu Józef Urstein, 1910 r.

Zabawa stwarza nieistniejący świat – powiada Ortega y Gasset. Tamtego świata już dawno nie ma, a jednak reagujemy na pytanie – „Kuuba? Kto mówi? Ale czy Kuba?”. I powtarzamy za kuplecistą:

„Bo jak ja jem, to dla mnie wszystko umarło.
Jakem siadł, jakem zjadł
Nie ma siły, żebym wstał.
Jak zawiążę już serwetkę pod gardło,
Jak przyszła zupa, jak do słupa
Możesz gadać, co byś chciał…”.

Na czym więc polega ponadczasowa siła szmoncesu? Chyba na tym, że był to język codzienności. Różniący się od języka literackiego rejestracją krzątaniny finansowej, pożyczkami i spłacaniem długów, wizytami komornika, kłopotami z posagiem dla córek i znalezieniem jakiegoś źródła dochodów. Szmonces daleki od salonowych rozmówek – z powtórzeniami i błędami, rusycyzmami i zapożyczeniami z jidysz, to język drobnomieszczaństwa, który wykreował nowego bohatera – pechowca, zbankrutowanego biedaka, marzyciela bez szans na spełnienie marzeń. Nic dziwnego, że narodziny tej formy rozrywki związane są z fazą kapitalistycznego rozwoju przypadającego na czas pierwszej wojny światowej, odzyskiwania przez Polskę niepodległości. To właśnie wtedy nowa publiczność zasiadająca na widowni wymusiła zmianę repertuaru teatrzyków i kabaretów. Miejscem akcji stała się ławeczka, na której przysiadali komentatorzy biznesowych wydarzeń przerywanych kwestią:

„– Pan usiadł na moim kapeluszu.
– A co, już pan wychodzi?”.

Rekwizytem stał się telefon, trzecia ręka podekscytowanych rozmówców. Zauważanie zmian otwierających nieznane dotąd możliwości dorobienia się bądź plajty, pojawienie się nowobogackich farciarzy, przyspieszenie asymilacji, wszystko to sprawiło, że szmonces stał się żydowsko-polską komedią dell’arte.

Polityka 27.2015 (3016) z dnia 30.06.2015; Historia; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Z dziejów szmoncesu"
Reklama