Jak można bronić tej konstytucji, jeśli pochodzi ona z 1952 r., więc jest stalinowska?” – pytał retorycznie jeden z pisarzy, który uzasadniał w ten sposób odmowę podpisania listu protestacyjnego przeciwko zmianom w konstytucji PRL. Partia zapowiedziała publicznie projekt takich zmian we wrześniu 1975 r. W ustawie zasadniczej miało pojawić się stwierdzenie, że PRL jest „państwem socjalistycznym” oraz że PZPR jest „przewodnią siłą społeczeństwa w budowie socjalizmu”. Konstytucja PRL dotąd w ogóle nie wymieniała partii, która sprawowała faktyczną władzę w Polsce. Później, pod koniec roku, pojawiły się zapowiedzi dwóch innych poprawek: o „przyjaźni i współpracy ze Związkiem Radzieckim” oraz o uzależnieniu praw obywateli od „sumiennego wypełniania obowiązków wobec ojczyzny”.
Nie jest jasne, czemu władza zdecydowała się na taki ruch. Podobne przepisy istniały w konstytucjach innych demoludów i być może polscy komuniści nie chcieli się negatywnie wyróżniać. Nie wiadomo, czy presję w tej sprawie wywierała Moskwa. W każdym razie proponowane zmiany sankcjonowały tylko stan faktyczny. Co więcej, konstytucja została w 1952 r. przyjęta przez niedemokratyczny Sejm, w znacznej mierze miała fasadowy charakter. Jak to się zatem stało, że w jej obronie opowiedziało się całe grono intelektualistów?
Uczciwość kłamców
Leszek Kołakowski, filozof, jeden z sygnatariuszy listu, podczas spotkania z polskimi studentami w Londynie poświęcił swój wykład sprawie konstytucji: „Argument, że te zmiany mają jedynie charakter papierowy, wydaje mi się niesłuszny i niebezpieczny. Konstytucyjne ustanowienie władzy aparatu partyjnego nad społeczeństwem stworzyłoby nieograniczone możliwości rozszerzania zakresu represji.