Próżno szukać w Zakopanem pomnika Bobkowskiego. Nie doczekał się grobu na Pęksowym Brzysku, ma tylko skromną tablicę pamiątkową na budynku kolei linowej w Kuźnicach. Choć przed wojną miasto nadało mu honorowe obywatelstwo, nie jest patronem żadnej z ulic. A to przecież w dużej mierze Bobkowskiemu Zakopane zawdzięcza dzisiejszą karierę. To za jego sprawą klimatyczna górska wieś, popularna wśród artystycznej bohemy, zmieniła się w turystyczną metropolię, zwaną zimową stolicą Polski. Kiedy Eugeniusz Kwiatkowski – realizując wielki projekt gospodarczy II RP – przekształcał Gdynię z rybackiej osady w międzynarodowy port morski, Bobkowski spełniał swoje zakopiańskie wizje trochę na własną rękę. Marzył o tym, by Polska zyskała ośrodek sportów zimowych dorównujący tym najsłynniejszym, alpejskim.
Nie był góralem ani góralofilem, choć w Zakopanem czasem nosił góralski kapelusik. Pochodził z Krakowa, do którego jego ojca, szlachcica z Podlasia, zaniosły popowstaniowe losy. Starszy brat Aleksandra, Henryk, wybrał karierę oficera w c.k. armii, a po odzyskaniu niepodległości – w Wojsku Polskim, gdzie dosłużył się generalskich szlifów. To za sprawą brata, oficera jednostek górskich i instruktora narciarstwa, Bobkowski łyknął bakcyla jazdy na deskach. Nie poszedł jednak do szkoły wojskowej, wolał studia na Politechnice Wiedeńskiej, a potem pracę inżyniera kolejowego. Ostatecznie jednak i on został oficerem Wojska Polskiego w Sztabie Generalnym. I choć w 1929 r. zdjął mundur, by objąć stanowisko wicedyrektora, a potem dyrektora krakowskiej dyrekcji okręgowej PKP, a wkrótce zostać wiceministrem komunikacji, to wciąż pozostawał nadetatowym pułkownikiem, oficerem Sztabu Generalnego.