Historia

Jeszcze jeden sierpień

W przeddzień Okrągłego Stołu

Robotnicy Stoczni Gdańskiej opuszczają teren zakładów po zakończeniu strajku, 1 września 1988 r. Na czele pochodu idą członkowie
Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz ks. Henryk Jankowski. Robotnicy Stoczni Gdańskiej opuszczają teren zakładów po zakończeniu strajku, 1 września 1988 r. Na czele pochodu idą członkowie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz ks. Henryk Jankowski. Karol Małcużyński / East News
W drugiej połowie lat 80. na linii władze PRL–opozycja trwał swoisty pat. Przełamały go dopiero strajki w sierpniu 1988 r.
Lech Wałęsa przemawia do robotników Stoczni Gdańskiej.Marek Druszcz/East News Lech Wałęsa przemawia do robotników Stoczni Gdańskiej.

Wbrew twierdzeniom oficjalnej propagandy stan wojenny nie doprowadził do trwałej normalizacji sytuacji w kraju. Kondycja gospodarki wciąż pozostawiała wiele do życzenia, zaś Solidarność została rozbita, ale nie zlikwidowana. W październiku 1987 r. powołano nowy organ kierowniczy wciąż nielegalnego związku – Krajową Komisję Wykonawczą, na czele której stanął Lech Wałęsa. W jednym z pierwszych oświadczeń KKW, opublikowanym na łamach podziemnego „Tygodnika Mazowsze”, przekonywano, że „nie można połączyć totalnie zorganizowanego państwa z racjonalnym ładem gospodarczym, mechanizmem rynkowym i niezależnością życia społecznego”. Dostrzegając, że „kryzys systemu jest uświadomiony przez część elity władzy”, proponowano powrót do koncepcji paktu antykryzysowego z 1981 r.: władza i opozycja miałyby podjąć wspólne działania w walce z narastającym kryzysem, przygotować reformy gospodarcze i polityczne.

Pod koniec 1987 r. opozycja była jednak jeszcze zbyt słaba, aby zmusić władzę do powrotu do negocjacji przerwanych w grudniu 1981 r. Z kolei słabością władzy była niemożność całkowitego zlikwidowania opozycji. A państwo faktycznie wymagało reform. Próby zreformowania realnego socjalizmu w Związku Sowieckim podejmował już wówczas Michaił Gorbaczow, a sytuacja za wschodnią granicą tradycyjnie rzutowała na bieg wydarzeń nad Wisłą.

Tymczasem kolejne inicjatywy władz w Polsce kończyły się niepowodzeniem. Kiedy w grudniu 1986 r. utworzono Radę Konsultacyjną przy Przewodniczącym Rady Państwa, dla większości obserwatorów było jasne, że jest ona tylko kolejnym fasadowym tworem. Zupełną porażką okazało się referendum z listopada 1987 r. w sprawie reform gospodarczych i politycznych, którego wynik, za sprawą uchwalonych przez Sejm przepisów, był niewiążący – proponowanych rozwiązań nie poparła ponad połowa uprawnionych do głosowania (POLITYKA 48/17). Co więcej, w obozie władzy narastały konflikty i napięcia, których widocznym symptomem była działalność Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych z przewodniczącym Alfredem Miodowiczem – jednocześnie członkiem Biura Politycznego KC PZPR – które coraz wyraźniej prowadziło własną politykę, sprzeciwiając się posunięciom rządu.

Na początku 1988 r. gabinet Zbigniewa Messnera przeprowadzał kolejną tzw. operację cenową. „Na 1 lutego – zapisał Mieczysław F. Rakowski, który we wrześniu zostanie premierem – rząd przygotował nową podwyżkę cen i zapowiedział rekompensatę w wysokości 1760 zł. Projekt został przez związki Miodowicza odrzucony. Zażądały one rekompensaty w wysokości 6 tys. zł. Rząd zgodził się, tłumacząc, że te 1760 zł miały być początkiem rekompensat. Nazajutrz po podwyżce cen robotnicy zaczęli wysuwać żądania płacowe. W lutym w 167 fabrykach wystąpiły napięcia na tle płacowym. Wszędzie żądano podwyżek płac. Strajki i różne inne formy protestu w wielu przypadkach organizowane były przez utajnione struktury »Solidarności«. Związki Miodowicza też nie spały”.

Również w lutym 1988 r. w wydawanym przez – związany z władzami – Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego miesięczniku „Konfrontacje” ukazał się wywiad z Bronisławem Geremkiem, aktywnym uczestnikiem opozycji demokratycznej, co jeszcze kilka miesięcy wcześniej było nie do pomyślenia. Za jego sprawą postulaty paktu antykryzysowego i pluralizmu związkowego znalazły się w oficjalnym obiegu. Było to przełamanie pewnej bariery psychologicznej.

Lutowa podwyżka okazała się natomiast bombą z opóźnionym zapłonem. Późną wiosną protesty wybuchły w kilku ważnych przedsiębiorstwach w kraju. Jako pierwsi 25 kwietnia zastrajkowali pracownicy komunikacji miejskiej w Bydgoszczy, którzy jednak już po kilkunastu godzinach i uzyskaniu obietnicy podwyżek wrócili do pracy. Znacznie bardziej dramatyczny przebieg miał strajk w Hucie im. Lenina w Krakowie, zainicjowany 26 kwietnia. Mimo przybycia na teren zakładu mediatorów ze strony Kościoła, w nocy z 4/5 maja protest został brutalnie rozbity siłami milicyjnymi. Z kolei w Hucie Stalowa Wola, która zastrajkowała 29 kwietnia, władzom już nazajutrz udało się doprowadzić do zakończenia strajku przez dezinformację i groźby użycia jednostek ZOMO. Jeszcze inaczej sytuacja rozwinęła się w Stoczni Gdańskiej. Protestujący od ośmiu dni stoczniowcy 10 maja podjęli decyzję o opuszczeniu terenu przedsiębiorstwa po decyzji władz o zawieszeniu jego działalności produkcyjnej i odmowie rozmów na temat relegalizacji Solidarności.

Mimo takiego obrotu spraw, kierownictwo związku nie uważało kwietniowo-majowych akcji strajkowych za porażkę. „Protest ten – głosiło oświadczenie KKW – ma ogromne znaczenie dla przyszłości. Mimo że nie zakończył się tak jak w Sierpniu ’80 sukcesem, zwiastuje on budzenie się w społeczeństwie nowej woli walki. Znamienne jest wkroczenie na scenę wydarzeń młodego pokolenia robotników i studentów”. W istocie ważną rolę w strajkach z wiosny 1988 r. odegrali młodzi ludzie, niemający za sobą doświadczeń strajkowych Sierpnia ’80 i działalności związkowej w Solidarności. Ich wystąpienie było motywowane głównie postępującym pogarszaniem się warunków życia. Choć domagano się także przywrócenia pluralizmu związkowego, kluczowe znaczenie miało żądanie podwyżek płac.

Po wygaśnięciu wiosennych protestów społeczeństwo wydawało się zobojętniałe i zrezygnowane. Wyrazem tych nastrojów była rekordowo niska (55 proc.) frekwencja w wyborach do rad narodowych z czerwca 1988 r. Sytuacja była jednak tylko pozornie uspokojona. Kolejny wybuch nastąpił w bodaj najmniej spodziewanym momencie, w środku sezonu urlopowego i krótko po wizycie w Polsce Gorbaczowa, którą władze mogły poczytywać za wzmocnienie własnej pozycji.

„Wczoraj wieczorem – zanotował w swoim dzienniku pod datą 14 sierpnia 1988 r. Rakowski – wróciliśmy z Moskwy, a cały dzisiejszy dzień spędziłem na czytaniu informacji MSW i innych materiałów. Z lektury wyłania się nieciekawy obraz. Wyraźnie pogarsza się zaopatrzenie w podstawowe artykuły żywnościowe i przemysłowe. Rosną ceny i inflacja. Nastroje ulegają wyraźnemu pogorszeniu. Jesień może być bardzo gorąca”. Gorąco zaczęło się jednak robić już nazajutrz. 15 sierpnia stanęła kopalnia Manifest Lipcowy w Jastrzębiu-Zdroju, do której niebawem dołączyły kolejne, m.in. Moszczenica, Morcinek, Jastrzębie, XXX-lecia PRL i Andaluzja. 22 sierpnia strajkowano już w czternastu kopalniach. Ich przedstawiciele udawali się do Manifestu, gdzie zawiązał się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, na którego czele stanął doświadczony działacz solidarnościowy Krzysztof Zakrzewski.

Fala strajkowa szybko rozlała się na inne regiony kraju. 18 sierpnia naliczenie niekorzystnych stawek za przeładunek cementu stało się bezpośrednią przyczyną wybuchu strajku w szczecińskim porcie. Do portowców dołączyli pracownicy komunikacji miejskiej, co sparaliżowało miasto i natychmiast uwidoczniło strajk. 22 sierpnia zastrajkowała Stocznia Gdańska im. Lenina, a za nią następne, pobliskie stocznie: Północna, Remontowa, Radunia oraz Wisła w Tczewie. Powstały kolejne MKS, na czele których stanęły osoby od lat zaangażowane w działalność w Solidarności. W Szczecinie Edward Radziewicz, wspierany przez Andrzeja Milczanowskiego, reprezentującego Pomorze Zachodnie w KKW, w Gdańsku bliski współpracownik Wałęsy Jacek Merkel. 22 sierpnia rozpoczął się też strajk w Hucie Stalowa Wola, którym kierował Wiesław Wojtas – również aktywny w niezależnym ruchu związkowym od strajków Sierpnia ’80. Do mniejszych i krótkotrwałych strajków dochodziło także w innych zakładach na terenie całego kraju, m.in. zajezdni komunikacji miejskiej w podwarszawskim Piasecznie i warsztatach kolejowych we Wrocławiu.

Zbigniew Messner w wydanych na początku lat 90. wspomnieniach był skłonny dość osobliwie wyjaśniać przyczyny fali protestów z lata 1988 r.: „Przedstawia się ją dziś jako dowód odrodzenia się »Solidarności«, jej siły witalnej, jej zdolności przetrwania mimo fali represji. Być może. Zapewne taka jest potrzeba polityczna. Dla nas wszystkich było jednak wówczas jasne, że inspiracja tej fali wyszła z aparatu partyjnego części MSW i OPZZ. »Solidarności« udało się natomiast wykorzystać oczywiste niezadowolenie społeczne i przejąć inicjatywę, zdyskontować ten protest”. Trzeba odnotować, że autor powyższych słów mógł być rozgoryczony, gdyż przed końcem września 1988 r., mimo wcześniejszych zapowiedzi gen. Wojciecha Jaruzelskiego, że dalsze reformy będzie realizowała ta sama ekipa rządowa, utracił stanowisko premiera.

Jeśli odłożymy na bok teorie spiskowe, widać wyraźnie, że schemat rozwoju akcji strajkowej z lata 1988 r. przypominał inne protesty społeczne w PRL. Do wystąpienia doszło w obliczu fatalnej sytuacji gospodarczej kraju, która przekładała się na warunki życia ludności. Nastroje społeczne gwałtownie pogorszyły się po podwyżce cen. Zasadniczy wybuch nie nastąpił od razu, ale z pewnym opóźnieniem. Także osiem lat wcześniej, zanim rozpoczęły się strajki, których finałem były historyczne porozumienia, strajkowano m.in. na Lubelszczyźnie. Po osiągnięciu pewnej masy krytycznej do wybuchu wystarczyła już iskra – zarówno w kopalni Manifest Lipcowy, jak i w porcie w Szczecinie pracownicy zareagowali na faktyczną obiżkę wynagrodzeń. Kolejne zakłady pracy strajkowały z podobnych przyczyn, do których dochodziły jednak także pobudki solidarnościowe. O ile czynniki ekonomiczne przesądziły o samym rozpoczęciu strajków, to działacze opozycji (i tutaj można przyznać Messnerowi rację) byli na protest przygotowani i udało im się go zagospodarować, objąć przywództwo i na pierwszy plan wysunąć postulat przywrócenia możliwości legalnego działania Solidarności.

Początkowo wiele wskazywało na to, że do utartych schematów (choć nie tych z Sierpnia ’80, lecz z pierwszych dni stanu wojennego) sięgną także władze. W wielu przedsiębiorstwach, w których część załogi przystępowała do strajku, dyrektorzy podejmowali decyzje o wstrzymaniu działalności produkcyjnej. Komitetom strajkowym odmawiano podejmowania negocjacji, grożono represjami i użyciem siły. Z groźbami wystąpił w telewizyjnym przemówieniu 22 sierpnia minister spraw wewnętrznych, gen. Czesław Kiszczak.

Wiadomo również, że władze przygotowywały różne warianty wprowadzenia stanu wyjątkowego, o czym dyskutowano dwa dni wcześniej na posiedzeniu Komitetu Obrony Kraju. Choć nie zdecydowano się ostatecznie na taki krok, to w kilku miastach ogłoszono godzinę milicyjną. Strajkujące zakłady były otaczane przez oddziały milicji, krążyły nad nimi wojskowe helikoptery, do kanałów portowych w Szczecinie wpłynęły nawet okręty marynarki wojennej. W odpowiedzi uczestnicy strajków demonstrowali gotowość obrony przed ewentualnymi atakami. „Strajkujący – wspominał sytuację w szczecińskim porcie Milczanowski – zablokowali bramy i określone przestrzenie portu (część nabrzeży, keje) portowym ciężkim ruchomym sprzętem (sztaplarki, układarki, dźwigi). Operatorzy tego sprzętu dzień i noc przy nim dyżurowali, gotowi w każdej chwili go uruchomić, dla odparcia nieprzyjaznych poczynań sił porządkowych”. Strajkujący górnicy wznosili barykady na bramach kopalń, a w Manifeście Lipcowym skonstruowano nawet armatę ze stalowych rur, której ładunek miały stanowić śrubki i nakrętki. W niektórych zakładach – w kilku kopalniach i w części szczecińskich zajezdni komunikacji miejskiej – faktycznie rozbito strajki siłą. Pod koniec miesiąca fala strajkowa wyraźnie opadła, choć najbardziej zdeterminowani strajkowali.

Na szczytach władzy nadal dyskutowano natomiast o możliwości negocjacji z opozycją. Podjęcie ostatecznej decyzji poprzedziły deliberacje, które tolerował na posiedzeniach kierownictwa partyjnego gen. Jaruzelski. „Posiedzenie [Biura Politycznego KC PZPR] – zanotował pod datą 16 sierpnia 1988 r. Rakowski – trwało do godziny 22. To jest nie do zniesienia. WJ pozwala ględzić każdemu zaproszonemu przez godzinę. Ja bym faceta już po 15 minutach ściągnął na ziemię. Dopiero pod koniec mówiliśmy o strajku w kopalni Manifest Lipcowy”.

Decyzję o rozpoczęciu rozmów z Wałęsą członkowie BP podjęli 21 sierpnia, jednak przekonanie do niej Komitetu Centralnego nie było sprawą łatwą. Spierano się m.in. o jej zasadność (pytano np., dlaczego „kierownictwo zamiast zwalczać wrogów socjalizmu, poszukuje z nimi porozumienia”?) oraz kto ma wygłosić oficjalne oświadczenie w tej sprawie. Nieoficjalnie rozmowy natomiast już trwały, choć nie na najwyższym szczeblu. Poufne kontakty z Andrzejem Stelmachowskim, prezesem warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej i jednocześnie doradcą Wałęsy, utrzymywał sekretarz KC Józef Czyrek. 24 sierpnia otrzymał on od Stelmachowskiego notatkę, której współautorem był Geremek, zawierającą wstępne propozycje tematów do omówienia między władzami a przedstawicielami opozycji.

Sytuacja w obozie solidarnościowym wyglądała zgoła inaczej niż w rozdzieranych sporami i wahaniami kręgach władzy. Kiedy Jacek Żakowski zapytał w wywiadzie Geremka, jak zapadała decyzja o rozmowach z władzami, opozycjonista odpowiedział bez ogródek: „Nie podejmowaliśmy jej wcale. Decyzję podjął Lech Wałęsa. Ludzie, którzy tworzyli jego najbliższe otoczenie i tworzyli grono doradców, mogli co najwyżej doradzać lub odradzać przyjęcie takiej propozycji”.

Propozycja rozmów wyszła od ministra spraw wewnętrznych, który jeszcze kilka dni wcześniej z ekranów telewizorów groził strajkującym konsekwencjami. Była poniekąd odpowiedzią na kolejne posunięcia Wałęsy, m.in. na list do gen. Kiszczaka z 21 sierpnia, w którym wyrażał on gotowość do rozmów oraz oświadczenie „w sprawie dialogu” skierowane do władz cztery dni później. „Zostałem upoważniony (…) – deklarował gen. Kiszczak w wypowiedzi opublikowanej przez Polską Agencję Prasową 26 sierpnia – aby odbyć w możliwie szybkim czasie spotkanie z przedstawicielami różnorodnych środowisk społecznych i pracowniczych. Mogłoby ono przyjąć formę »okrągłego stołu«”.

31 sierpnia do strajkującej Stoczni Gdańskiej przybył mecenas Władysław Siła-Nowicki, od kilku miesięcy odgrywający rolę pośrednika w nieformalnych kontaktach Wałęsy z władzami. Tym razem miał do przekazania kluczową informację: „Kiszczak chce natychmiast rozmawiać z Wałęsą, przy czym obaj muszą uwierzyć w swoje dobre intencje”. Do spotkania doszło jeszcze tego samego dnia w Warszawie, brali w nim udział także bp Jerzy Dąbrowski i sekretarz KC Stanisław Ciosek. „Wiłem się jak piskorz, atakowałem z prawa i z lewa” – relacjonował później Wałęsa. Jednocześnie realnie oceniał swoją pozycję negocjacyjną: „Oczywiście nie byłem zadowolony [z żądań gen. Kiszczaka], ale też nie mogłem zbytnio podskakiwać. Kilkanaście strajkujących zakładów to nie kilkaset, jak w sierpniu 1980, a generał powiedział bez ogródek, że i tak »beton« partyjny próbuje torpedować każdą ofertę ugody z opozycją. Czułem, że mówi szczerze, lecz zastanawiałem się, jak spojrzę w oczy zarośniętym, czekającym z nadzieją stoczniowcom czy górnikom”. Lider Solidarności zobowiązał się bowiem do wygaszenia trwających strajków. Udało mu się to nie bez trudności. Najdłużej, bo do 3 września 1988 r., strajkowano w Szczecinie.

Komunikat PAP, wydany po rozmowie Kiszczak–Wałęsa, był lakoniczny: „Omawiano przesłanki zorganizowania spotkania »okrągłego stołu« i tryb jego odbycia”. W istocie doszło jednak do przesilenia. Pat został przełamany, a droga do pokojowej rewolucji, która dokonała się w Polsce w 1989 r., stała otworem.

Polityka 34.2018 (3174) z dnia 21.08.2018; Historia; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Jeszcze jeden sierpień"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną