Kiedy 16 października 1978 r. o godz. 19.42 na balkonie Bazyliki Piotrowej pojawił się nowo wybrany papież Polak, o wyborze wiedziała już cała Polska, ale nie wiedział przywódca PZPR. Edward Gierek, dotknięty lumbago, leżał w domu, nie słuchał radia i nie oglądał telewizji. Odpowiedzialny za stosunki z Kościołem sekretarz KC PZPR (w przyszłości I sekretarz) Stanisław Kania powiadomił go o nowym papieżu telefonicznie. W odpowiedzi usłyszał krzyk: „O rany boskie”.
Powołuję się tutaj na świetny tekst Marcina Zaremby sprzed 20 lat (POLITYKA 41/98) zatytułowany „Towarzysze, mamy problem”. Z książki Jacka Moskwy „Tajemnice konklawe 1978”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak, dowiadujemy się, że problem – może nawet większy, bo globalny – mieli również kardynałowie Kościoła katolickiego, czyli elektorzy papieża.
Książka Moskwy jest znakomita. Gdyby istniał polski Pulitzer – kandydowałaby bez dwóch zdań. Wciąga czytelnika jak thriller. Bo to w istocie jest thriller polityczny. Autor opisał drobiazgowo – posługując się również przykładem poprzedniego konklawe – układy, bloki wyborcze, dogadywanie się hierarchów. Również politykę kadrową przy nominacji nowych kardynałów, czyli potencjalnych elektorów, propagandę i agitację wyborczą – niekiedy subtelną, niekiedy otwartą. Przekonywanie się wzajemne, oddziaływanie i presję – również finansową, jak np. w przypadku ubogich episkopatów Trzeciego Świata zależnych od bogatych episkopatów niemieckiego lub amerykańskiego – czyli to wszystko, z czym zwykliśmy się byli spotykać w normalnej polityce i co nas – mówiąc szczerze albo naiwnie – w uprawianiu polityki degustuje.
Jacek Moskwa ujawnia wiele wręcz sensacyjnych sekretów z backgroundu konklawe, zarówno z samego przebiegu, jak i z czasu poprzedzającego oba konklawe z 1978 r.