Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Papież i husaria wyklęta biją bolszewika

Co znajdziemy w najnowszych podręcznikach do historii? Manipulację faktami

Ilustracja do podręcznikowego tematu o wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. – obraz Jerzego Kossaka „Cud nad Wisłą”. Ilustracja do podręcznikowego tematu o wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. – obraz Jerzego Kossaka „Cud nad Wisłą”. Forum
Nowe podręczniki do historii dla szkoły podstawowej mówią niemal wyłącznie o Bogu, wojnach i powstaniach. Wzmożeniu katolicko-narodowemu towarzyszy manipulacja faktami.
Strony z podręcznika z przykładami tradycji małych ojczyzn (kolędnicy, palmy wielkanocne) i przykładem nowego patriotyzmu (kibice).materiały prasowe Strony z podręcznika z przykładami tradycji małych ojczyzn (kolędnicy, palmy wielkanocne) i przykładem nowego patriotyzmu (kibice).
Podręcznik autorstwa Bogumiły Olszewskiej, Wiesławy Surdyk-Fertsch, Grzegorza Wojciechowskiego, wydawnictwo Nowa Era.Nowa Era Podręcznik autorstwa Bogumiły Olszewskiej, Wiesławy Surdyk-Fertsch, Grzegorza Wojciechowskiego, wydawnictwo Nowa Era.
Podręcznik autorstwa Wojciecha Kalwata i Małgorzaty Lis, wydawnictwo WSiP.materiały prasowe Podręcznik autorstwa Wojciecha Kalwata i Małgorzaty Lis, wydawnictwo WSiP.
Podręcznik autorstwa Tomasza Małkowskiego, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe.materiały prasowe Podręcznik autorstwa Tomasza Małkowskiego, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe.

Artykuł w wersji audio

Reforma programów szkolnych w duchu PiS weszła w życie. Z historią jest niedobrze – rodzicom dbającym o rzetelną edukację historyczną dzieci polecałbym zorganizowanie domowych kompletów.

Przeczytałem trzy podręczniki do czwartej klasy szkoły podstawowej: Tomasza Małkowskiego (Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe); Wojciecha Kalwata i Małgorzaty Lis (WSiP); Bogumiły Olszewskiej, Wiesławy Surdyk-Fertsch oraz Grzegorza Wojciechowskiego (Nowa Era). Historia zaczyna się w czwartej klasie jako osobny przedmiot. Wybrałem tę klasę, ponieważ w propagandzie adresowanej do najmłodszych dzieci najłatwiej pokazać przesłanie polityczne władzy.

Po pierwsze: program jest przeładowany. Czwartoklasista (dziecko 10-letnie) przechodzi cały kurs historii Polski. Zaczyna się od bardzo abstrakcyjnych tematów: „co to jest historia” oraz „jak poznać przeszłość”. Trudne, zwłaszcza że sami historycy spierają się o to, czym jest historia i czy przeszłość w ogóle da się poznać, a jeśli tak, to w jaki sposób.

Potem przez chrzest Polski, Chrobrego, unię polsko-litewską, bitwę pod Wiedniem, kolejne powstania – dochodzimy do Solidarności oraz papieża Polaka. Oto droga, którą przemierza historia naszego kraju: od chrztu do papieża, poprzez bitwy i masakry.

Solidarności – dziesięciomilionowemu ruchowi, który zmienił historię naszego kraju – poświęcono tyle samo miejsca co papieżowi.

Po drugie: program w 80 proc. dotyczy wojen, powstań i władców. Uczeń dowie się też co nieco o kulturze (Akademia Krakowska), nauce (Maria Curie-Skłodowska). O gospodarce mowy praktycznie nie ma – „osiągnięcia” Polski międzywojennej to jedyny moment, w którym staje się ona samodzielnym tematem. Mamy za to dużo o religii: jest ona wielokrotnie ważniejsza niż gospodarka, jeśli można oceniać to ilością miejsca w podręczniku.

Czym więc zajmowali się przodkowie? Zapytany o to czwartoklasista odpowie zapewne, że wojną i modlitwą. W przerwach między jednym i drugim mieszkali w pałacach i dworach.

O tym, że 90 proc. populacji Polski przez 90 proc. jej dziejów było chłopami utrzymującymi się z pracy na roli, czwartoklasista raczej się nie dowie, a jeśli się dowie, to nie zapamięta, bowiem rozlicza się go z wiedzy o wojnach i powstaniach oraz o bohaterach – należących wyłącznie do społecznej elity.

Kult niezłomnych

Nie dowie się także – bo są o tym zaledwie wzmianki – że Polska aż do 1939 r. była zawsze państwem wielonarodowym. Osobnym tematem są Krzyżacy, ale nie jest nim Holokaust – chociaż to jedno z nielicznych wydarzeń ważnych dla historii całej ludzkości (a być może naprawdę jedyne), które miało miejsce na naszych ziemiach.

Podręczniki budują kult „wyklętych”, przy okazji zniekształcając przeszłość. Zacytujmy:

„Większość Polaków nie chciała, by Polską rządzili komuniści. Niektóre oddziały dawnej AK walczyły z nową władzą. Ludzi tych nazywamy żołnierzami niezłomnymi albo wyklętymi” (Małkowski, s. 146).

Nieprawda: nie tylko oddziały dawnej AK – rozwiązanej, przypomnijmy, przez dowództwo 19 stycznia 1945 r. – walczyły z władzą. Walczyły oddziały wielu ugrupowań politycznych, w tym zwłaszcza skrajnej prawicy. To jednak drobiazg. Nazwa „niezłomni” i „wyklęci” to nazwa wartościująca, ze słownika polityki historycznej PiS. Historycy z prawdziwego zdarzenia używają terminu opisowego: prof. Rafał Wnuk mówi o „podziemiu niepodległościowym”.

Prawdziwa manipulacja polega tu jednak na sprowadzeniu oporu przeciwko komunizmowi do walki zbrojnej. W jednym z podręczników wśród trzech najważniejszych świąt narodowych obok Święta Niepodległości i Konstytucji 3 maja jest Dzień Żołnierzy Wyklętych. Tymczasem głównym i najgroźniejszym dla komunistów przeciwnikiem – bo kilka tysięcy partyzantów władzy obalić nie mogło – był PSL Stanisława Mikołajczyka, który mógł pokonać ich w wyborach. Komuniści musieli je sfałszować. Główny nurt oporu przeciw władzy miał charakter polityczny, a nie zbrojny! („Walki z sowietami nie chcemy prowadzić” – pisał w rozkazie z 19 stycznia 1945 r. o rozwiązaniu AK gen. Leopold Okulicki, zachęcając do politycznego oporu).

W PRL jak w Korei

Historia komunizmu jest w podręcznikach wyłącznie historią brutalnych represji – od mordowania „wyklętych” po stan wojenny. PRL przedstawiana jest wyłącznie jako totalitarny reżim, bezwzględnie i często (to słowo pojawia się często) mordujący swoich przeciwników. Gdyby podmienić nazwy, dokładnie w ten sam sposób można byłoby opisać Koreę Północną. Autorzy podkreślają nędzę, braki w sklepach, kolejki, drożyznę. Oto cytat: (Kalwat i Lis, s. 164):

„Dodatkowo – przede wszystkim w wielkich zakładach przemysłowych – panowały bardzo ciężkie warunki pracy, a zatrudnieni tam robotnicy otrzymywali niskie wynagrodzenia. Na domiar złego rządzący co jakiś czas drastycznie podnosili ceny”.

Tak, warunki pracy w zakładach często były złe, a płace niskie. Tak, rządzący co jakiś czas drastycznie podnosili ceny. Uczeń nie dowie się jednak nic o warunkach pracy w Polsce międzywojennej – gdzie warunki pracy w fabrykach były równie złe albo gorsze, a zarobki realne niższe niż przed 1914 r. Przez okres PRL poziom życia i dochody jednak rosły, chociaż wolniej niż na Zachodzie. Były powody – poza nostalgią wobec młodości – dla których miliony Polaków w sondażach po 1989 r. odpowiadały, że za PRL żyło im się lepiej. Napisałem dawno temu doktorat o strajkach w okresie „S”, opierając się m.in. na rozmowach z robotnikami. Narzekali na złe traktowanie i niskie płace w PRL, ale sytuacja życiowa wielu z nich w 2004 r., kiedy zbierałem te wywiady, była gorsza niż za komunizmu.

Zabieg autorski polega w tym cytacie z podręcznika na selekcji faktów i jednostronnym opisie wypranym ze wszelkich niuansów i kontekstu. Nikt nie będzie bronił PRL, ale przedstawianie jej jako totalitarnego reżimu na miarę Chin Mao Zedonga jest zafałszowaniem historii. W II RP również zamykano opozycję do więzień, wsadzano ludzi do Berezy bez wyroku sądowego i strzelano do protestujących robotników – i to wiele razy. Tego jednak uczeń się z podręcznika nie dowie. Dowie się tylko, że wybudowano wówczas port w Gdyni, co było wielkim osiągnięciem.

Jeszcze jeden cytat o PRL (Kalwat i Lis, s. 164):

„Partia komunistyczna nadzorowała działanie wszystkich organów państwowych i życie społeczeństwa. Władza kontrolowała treści pojawiające się w prasie, książkach, radiu czy telewizji. Sama za ich pośrednictwem przekazywała często nieprawdziwe informacje, podkreślała swą nieomylność oraz wychwalała sojusz łączący Polskę ze Związkiem Sowieckim”.

Znów: tak, partia kontrolowała działanie organów państwowych. Była cenzura. Polacy mieli jednak także nietrywialny zakres wolności. PRL była czasem rozkwitu polskiej sztuki, kultury i literatury: Wajda i Kieślowski kręcili w PRL filmy, Andrzejewski i Szymborska pisali swoje dzieła. Tak, działo się to bardzo często wbrew władzy – ale się działo. Nie mówiąc o odbudowie kraju ze zniszczeń wojennych i powojennej industrializacji, urbanizacji i awansie społecznym związanym z przejściem ze wsi do miasta. W podręczniku PRL jest jednolicie czarną, tragiczną epoką ucisku, w której nie wydarzyło się nic dobrego. Nawet 10-latkom nie warto aż tak upraszczać.

Lolek wyzwala z okowów

Z mroków PRL wyzwolił Polaków papież. Rozdziały poświęcone papieżowi i Kościołowi w PRL stanowią we wszystkich trzech podręcznikach kuriozum. Przede wszystkim ze względu na swoją objętość i ekspozycję w treści: czwartoklasista dowie się więcej o Karolu Wojtyle niż o jakiejkolwiek innej postaci z historii Polski, włącznie z tym, że nazywano go „Lolkiem”. Ale także ze względu na stopień zmanipulowania wiedzy o przeszłości.

Zacytujmy (Kalwat i Lis, s. 170):

„Wielu księży zostało osadzonych w więzieniach i zamordowanych. Nie zezwalano także na budowę nowych kościołów, a religię jako przedmiot nauczania usunięto ze szkół”.

Gdyby ktoś z państwa zapomniał, jak było, to przypomnę: władze komunistyczne w pierwszym okresie po wojnie rzeczywiście więziły niektórych księży. Rzeczywiście nie zezwalały na budowę kościołów – w pewnych okresach! – a religię wyrzucono ze szkół. Tyle że Kościół w PRL po okresie prześladowań bił rekordy liczby powołań kapłańskich i wybudowano setki nowych kościołów. Religię ze szkół usunięto ostatecznie dopiero w 1961 r. Miliony polskich dzieci (z niżej podpisanym włącznie) chodziły jednak na religię uczoną w salach katechetycznych i nikt im nie przeszkadzał. Manipulacja autorów polega na tym, że informację o realnych prześladowaniach – tak, one faktycznie były – rozciągają na cały okres PRL.

Historia Polski w ogóle zresztą w podręcznikach jest obszarem boskich interwencji (takich jak „Cud nad Wisłą”). My, Polacy, bronimy całej Europy przed bolszewizmem w 1920 r. i obalamy go potem w darze dla całego świata. Zacytujmy (Olszewska i in., s. 120):

„Zwycięska Bitwa Warszawska ocaliła nie tylko państwo polskie. Gdyby Polacy nie zatrzymali bolszewików pod Warszawą, ich armia miałaby możliwość podbicia innych krajów i narzucenia im komunizmu”.

Można w tym miejscu w części autorów tego podręcznika usprawiedliwić: to samo powtarzają dziś prezydent Duda (z okazji 15 sierpnia) i inni politycy rządzącej partii. Prawda historyczna jest jednak bardziej skomplikowana. Na zachód od nas stały znacznie potężniejsze armie od polskiej. Powstania komunistyczne w Niemczech i na Węgrzech były już latem 1920 r. stłumione, a europejska opinia publiczna doskonale wiedziała o barbarzyńskich metodach sprawowania władzy przez bolszewików oraz ich okrucieństwie. Historycy zachodni, dodajmy, nie są wcale w większości przekonani, że Polacy pod Warszawą uratowali Zachód. Uratowali Polskę przed komunizmem – to dużo (i to wystarczy, aby świętować).

Wróćmy jednak do zabiegu autorów podręcznika: wątpliwą ocenę podają oni uczniom jako fakt historyczny, zinterpretowany w religijno-nacjonalistycznym duchu. Poniżej reprodukują przy tym obraz Jerzego Kossaka „Cud nad Wisłą”, straszliwy kicz, na którym Matka Boska w promieniach światła płynącego z chmur i z pomocą zastępów anielskich pozwala Polakom pokonać czerwone azjatyckie hordy.

Wałęsa? Kto to?

W jednym z trzech podręczników, które przeczytałem – wydawnictwa Nowa Era – widać wyraźnie także wysiłek zmarginalizowania postaci Lecha Wałęsy. We wszystkich obok Wałęsy pojawia się Anna Walentynowicz – co może stwarzać wrażenie, że była osobą o równym Wałęsie statusie (nie była). W rozdziale „Solidarność i jej bohaterowie” (s. 146) uczeń ogląda infografikę, na której obok siebie umieszczono zdjęcia Walentynowicz, Wałęsy i Andrzeja Gwiazdy. O Wałęsie czyta:

„Lech Wałęsa podpisał w imieniu strajkujących porozumienia z władzami komunistycznymi. Kilka miesięcy później został przewodniczącym »S«. […] Stał się symbolem pokojowej walki o prawa zwykłych obywateli”.

To jest oczywiście prawda, ale nigdzie z tego podręcznika uczeń się nie dowie, że to Wałęsa był niekwestionowanym przywódcą zarówno strajku w Stoczni Gdańskiej, jak i całej Solidarności, a potem został demokratycznie wybranym prezydentem wolnej Rzeczpospolitej. Szczęśliwie ta informacja znalazła się w dwóch pozostałych podręcznikach.

To tylko wybrane przykłady – z bardzo wielu. Jak widać, autorzy i autorki podręczników nie kłamią wprost, ale bardzo jednoznacznie zniekształcają przeszłość. Robią to przede wszystkim, wyrywając fakty z kontekstu, przemilczając inne i podnosząc prawdziwe wydarzenia – takie jak mordowanie księży w PRL – do rangi zasady, jak gdyby morderstwa na księżach opisywały całokształt stosunków władzy z Kościołem. Efektem jest wizja XX w., w której nieskalany naród polski walczy ze złym komunizmem o niepodległość pod przewodnictwem Kościoła. Nic więcej tam nie ma. Jest to wizja rodem z bogoojczyźnianych książeczek dla dzieci, które pisywał dzisiejszy prezes IPN dr Jarosław Szarek zanim został prezesem i które stanowią główną część jego dorobku. Husaria wyklęta pod dowództwem Jana Pawła II szarżuje na bezbożnych komunistów: oto streszczenie tej historii, której prawdziwym celem oczywiście jest wychowanie kolejnych pokoleń wyborców katolicko-narodowej prawicy. Kiedy PiS odejdzie, jednym z pierwszych zadań dla nowej, demokratycznej władzy będzie odwyk od tej propagandy i przywrócenie przeszłości prawdziwych proporcji.

***

Autor jest historykiem i socjologiem, profesorem na Uniwersytecie SWPS w Warszawie, dziennikarzem portalu OKO.press.

Polityka 45.2018 (3185) z dnia 06.11.2018; Historia; s. 53
Oryginalny tytuł tekstu: "Papież i husaria wyklęta biją bolszewika"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną