Wydarzenia nabrały tempa zaraz po Nowym Roku. Przyśpieszały z każdym tygodniem i szybko przeszły w galop, charakterystyczny dla wielkich rewolucji. Był to efekt dwóch procesów: rozkładu komunistycznej dyktatury oraz wolnościowych dążeń Polaków. Z narzuconym siłą w 1945 r. systemem nie godzili się od dawna, a świadczyły o tym wolnościowe zrywy z lat 1956, 1968, 1970, 1976 i 1980. Ten ostatni zranił komunizm najboleśniej. Ogarnął cały kraj i był tak potężny, że władze PRL musiały zaakceptować żądania masowo strajkujących robotników. Powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Solidarność. Rósł jak na drożdżach i zgromadził 10 mln członków, spychając władze do głębokiej defensywy. Broniąc swoich pozycji, ekipa kierującego PZPR i państwem generała Wojciecha Jaruzelskiego wprowadziła 13 grudnia 1981 r. stan wojenny. Jego ostre rygory sparaliżowały społeczeństwo. Solidarność zeszła do podziemia.
Rządy silnej ręki nie rozwiązały żadnej z wielu słabości systemu komunistycznego, w tym problemu źle funkcjonującej gospodarki. Brakowało podstawowych produktów i rosły uciążliwości codziennego życia. Komunizm sypał się nie tylko w Polsce, ale także w pozostałych krajach bloku wschodniego. Z potrzeby jego gruntownego remontu zdał sobie sprawę nowy, rządzący od 1985 r., sowiecki przywódca Michaił Gorbaczow. Zaczął zmiany w Moskwie i nie blokował ich, jak jego poprzednicy, w krajach satelickich.
Skorzystał z tego Jaruzelski, do którego też dotarło, że bez gruntownej przebudowy systemu, zwłaszcza gospodarki, wybuch społecznego niezadowolenia będzie tylko kwestią czasu. Zmian nie dało się jednak przeprowadzić bez przyzwolenia społeczeństwa, a do tego potrzebne było porozumienie z demokratyczną opozycją. Podjęcie rozmów ułatwiła równowaga sił, jaka zapanowała w połowie lat 80.