Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Brama Orientu

Czy rzeczywiście byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa?

Orszak Piotra Potockiego, ostatniego posła Rzeczpospolitej w Stambule, w 1790 r., obraz nieznanego malarza z ok. 1792 r. Orszak Piotra Potockiego, ostatniego posła Rzeczpospolitej w Stambule, w 1790 r., obraz nieznanego malarza z ok. 1792 r. AN
O wielowiekowych kontaktach Rzeczpospolitej z muzułmanami opowiada Adam Balcer.
Oficjalny list sułtana Bajazyda I do króla Jana Olbrachta, XV w.AN Oficjalny list sułtana Bajazyda I do króla Jana Olbrachta, XV w.
Tatarzy z Kresów Wschodnich, fotografia z 1910 r.Forum Tatarzy z Kresów Wschodnich, fotografia z 1910 r.
Polityka

ŁUKASZ LIPIŃSKI: – Napisał pan książkę o wpływie Turcji i Wielkiego Stepu na Europę Środkową, w tym Polskę. Pańskie wnioski są sprzeczne z dominującą dziś narracją, że Rzeczpospolita zawsze była przedmurzem chrześcijaństwa.
ADAM BALCER: – Mamy poważnych konkurentów do statusu przedmurza chrześcijaństwa, np. w Chorwatach czy Węgrach. Wojny polsko-tureckie trwały zdecydowanie krócej niż węgiersko-tureckie. Większość terytorium Węgier przez 150 lat pozostawała pod panowaniem Turków, a środkowa jego część była przez kilka dekad w XVI–XVII w. areną zaciętych wojen habsbursko-osmańskich. Nie da się porównać żadnej polskiej klęski w wojnach z Turkami z bitwą pod Mohaczem w 1526 r., w której Węgrzy zostali rozgromieni przez Sulejmana Wspaniałego.

Oczywiście równolegle do mitu przedmurza funkcjonuje wyobrażenie Rzeczpospolitej jako pomostu między Wschodem i Zachodem. Paradoksalnie te dwie koncepcje nie zawsze są w opozycji, nierzadko się przenikają.

Jak daleko w czasie sięgały polskie związki z Orientem?
Już powstająca w X w. państwowość polska była związana z Bliskim Wschodem i z tym, co działo się w Azji Centralnej, gdzie kwitło centrum cywilizacji w Bagdadzie, Samarkandzie, Bucharze. Ze wschodu na zachód wiódł słynny jedwabny szlak, ale inne prowadziły też z północy na południe, znad Bałtyku od Waregów, czyli wikingów, nad Morze Czarne i Kaspijskie do Saracenów, czyli Arabów albo Irańczyków w Azji Centralnej. Nie przypadkiem ten okres w dziejach świata nazywa się pierwszą islamską globalizacją. Rozwinął się wówczas na wielką skalę handel międzykontynentalny i to dzięki niemu ziemie polskie weszły w międzynarodowy obieg gospodarczy. Od początku zaczęto używać tu pieniędzy pochodzących z krajów muzułmańskich.

To nie przypadek, że pierwsza wzmianka na temat Polski w źródłach pisanych pochodziła od Ibrahima ibn Jakuba, dyplomaty z kalifatu Kordoby, należącego wówczas do najważniejszych centrów cywilizacyjnych. Opisując plemiona słowiańskie, ibn Jakub jako jeden z pierwszych podał polskie nazwy, ale w alfabecie arabskim.

Skąd się wziął Ibrahim ibn Jakub w naszej części świata?
Został wysłany do Pragi, ważnego centrum handlu niewolnikami. W X w. słowiańscy niewolnicy byli dochodowym towarem eksportowanym do krajów muzułmańskich. Angielskie słowo slave czy łacińskie sclavus, oznaczające niewolnika, pochodzi od wyrazu Słowianin. Na handlu Słowianami z muzułmanami wyrosła Wenecja. Dziedzictwem tego np. jest słynne przywitanie Ciao! Wywodzi się z weneckiego sciavo, czyli Słowianin i niewolnik. W tym kontekście ekonomicznym rozwijało się państwo Mieszka I, utrzymujące się dzięki handlowi niewolnikami. Przyjęcie przez niego chrześcijaństwa z Czech należy więc wiązać z ciążeniem Polan w stronę Pragi ze względu na związki ekonomiczne. Leżała ona nie tylko na szlaku biegnącym do Wenecji, ale także przy odnodze jedwabnego szlaku, na której powstały Wrocław, Kraków i Kijów. Prowadził on przez Azję Centralną aż do Chin. Nie przypadkiem Mieszko I jako luksusowy prezent wręczył cesarzowi Niemiec Ottonowi II wielbłąda.

Wymiana ekonomiczna i kulturalna odbywała się w obie strony.
Słowianie robili kariery jako dworzanie lub członkowie gwardii przybocznych w Bagdadzie, w Azji Centralnej i w Hiszpanii. Najważniejsze z państw zwanych taifas, które powstały na gruzach kalifatu Kordoby, zakładali właśnie Słowianie muzułmanie. Byli mecenasami sztuki i literatury, architektami. Zbudowali np. najważniejszy zabytek z okresu taifas (XI–XII w.), czyli pałac w Aljaferia w Saragossie.

Polska graniczyła z Wielkim Stepem, który kojarzy się przede wszystkim z walką z Tatarami.
Dziś mamy w kraju rezerwaty stepowej przyrody na Ponidziu w Małopolsce. Kiedyś step ciągnął się stąd aż do Mandżurii. To właśnie na Ponidziu po raz pierwszy na świecie blisko 6 tys. lat temu na wazie z Bronocic został przedstawiony wóz z kołami. Na Ponidziu Piastowie osiedlali Połowców, tureckich nomadów, którzy potem służyli w ich armii.

Niektóre przełomowe fakty odkrywamy teraz dzięki archeologom. Wiemy, że na stepie Azji Centralnej udomowiono konia, wynaleziono strzemiona i rydwan. W 2017 r. odkryto wielki gród Scytów w Chotyńcu koło Przemyśla. To sensacja, gdyż dotąd nie sądzono, żeby mieszkali oni na ziemiach Polski. Scytowie, można powiedzieć żartobliwie, to nasi legendarni przodkowie. Według greckiej mitologii z Amazonek i Scytów zrodzili się bowiem Sarmaci. Z drugiej strony warto pamiętać, że Słowianie przez wieki żyli na terenie dzisiejszej Ukrainy razem z ludami irańskimi, mieszając się z nimi. Do niedawna uważano, że Celtowie stworzyli najstarszą ceramikę na ziemiach polskich, czyli przyszła ona z Zachodu. Znaleziska w Chotyńcu pokazują, że pierwsza taka ceramika w Polsce pochodziła ze Wschodu. Z kolonii greckich przejęli ją Scytowie.

W późniejszych czasach przedmurzem i jednocześnie pomostem między Zachodem i Wschodem był Lwów, który wpisuje się też w Międzymorze pomiędzy Bałtykiem i Morzem Czarnym. To było miasto, w którym te wszystkie wpływy się ze sobą krzyżowały.
Rzeczywiście to miasto nie przypadkiem powstało w tym miejscu. Ulokowało się na skrzyżowaniu szlaku wschód–zachód, ale także północ–południe. Mamy tam zlewiska dwóch wielkich rzek: Dniestru płynącego do Morza Czarnego i Bugu, który poprzez Wisłę łączy się z Bałtykiem. Lwów od początku był miastem wieloreligijnym i wieloetnicznym. Mieszkali tam także kupcy muzułmańscy, przede wszystkim Tatarzy. Zdarzali się też Turcy, a w późniejszych stuleciach docierali tam Persowie i Arabowie. Według historyka Andrzeja Dziubińskiego niektóre instytucje miejskie Lwowa były wzorowane na miastach bliskowschodnich.

W mieście były ulica tatarska i tatarski cmentarz, ulice serbska i wołoska. Żyły tu społeczności: karaimska, Żydów sefardyjskich pochodzących z Hiszpanii, silnie ukształtowanych przez kulturę arabską, Ormian, nazywanych Tatarami. Przynosili ze sobą elementy kultury osmańskiej.

O związkach Lwowa z Bliskim Wschodem piszą klasycy historiografii, np. Fernand Braudel z francuskiej szkoły badającej procesy długiego trwania (longue durée). Opisuje on korytarz handlowy nazwany przez niego polskim, łączący Gdańsk poprzez Lwów ze Stambułem.

Pierwszy meczet w granicach Polski powstał właśnie we Lwowie, ale niestety nie przetrwał. Miasto znalazło się w Rzeczpospolitej, gdy opanował je Kazimierz Wielki. Było łakomym kąskiem. Stało się zresztą w pewnym momencie drugim co do wielkości miastem Polski, zaraz po Gdańsku. We Lwowie spotykali się kupcy niemieccy z Gdańska i Wrocławia, Lipska i Norymbergi z kupcami z Bliskiego Wschodu, Bałkanów i Rosji. Miasto było opisywane jako istna wieża Babel i wielki port przy „stepowym oceanie”.

W Polsce kupcy muzułmańscy mieli swobodę, jeśli chodzi o poruszanie się i osiedlanie. Rzeczpospolita była wyjątkiem na tle Europy.
Gdy w XVII w. kupcy osmańscy przypływali do Wenecji, musieli przebywać w swoim pałacu Fondaco dei Turchi, czyli tzw. składzie tureckim. Potrzebowali zgody, żeby z niego wyjść i przejść się po mieście. W Polsce panowała swoboda podróżowania kupców, nikt nie sprawdzał ich religii.

Do Polski przyjeżdżali zresztą nie tylko kupcy muzułmanie, była też sezonowa imigracja zarobkowa. Nasi magnaci jechali na Krym czy step ukraiński i zatrudniali na miejscu Tatarów do kontraktowej służby wojskowej w Polsce i na Litwie. Trafiali się też na służbie polskiej Turcy i kaukascy Czerkiesi.

Litewskich Tatarów nie należy kojarzyć wyłącznie z wioskami pod Wilnem. W średniowieczu ordy tatarskie na ukraińskim i rosyjskim stepie nierzadko uznawały władzę wielkich książąt litewskich. Chanat Krymski powstał prawdopodobnie jako protektorat Litwy. Jego założyciel chan Hadżi Girej urodził się na Litwie. Nierzadko Tatarzy koczownicy przemieszczali się między granicami, płacąc podatki raz książętom litewskim, a raz Osmanom. Mniejszość muzułmańska osiedlała się na ziemiach Polski i Litwy przez stulecia. Była tolerowana przez państwo i społeczeństwo. W efekcie była od XVI w. czymś wyjątkowym w kręgu kultury zachodniej.

Opisuje pan w książce niesłychanie ciekawe postaci, które przewijały się przez to pogranicze kultur.
Niektóre z nich są odkrywane dzięki literaturze pięknej. Dużo dobrego zrobiła powieść Olgi Tokarczuk „Księgi Jakubowe”, która przybliżyła Polakom na nowo Jakuba Franka, żyjącego w XVIII w. Żyda z Podola wychowanego na ziemiach rumuńskich. Jego językiem ojczystym był turecki, więc podczas słynnej debaty teologicznej we Lwowie trzeba go było tłumaczyć na polski, czym zajmował się Antoni Kossakowski, arystokrata z Litwy, który trafił na Bałkany, wiążąc się z mistycznymi sektami prawosławnymi. Sam Jakub Frank w swoim życiu był żydem, muzułmaninem, rzymskim katolikiem, prawdopodobnie umarł jako prawosławny.

Popularna dzięki tureckiemu serialowi „Wspaniały wiek” stała się Roksolana, żona sułtana Sulejmana Wspaniałego, żyjąca w XVI w. Pochodziła z Rohatynia niedaleko Stanisławowa, obecnie Iwano-Frankowska, zachowała kontakty z Polską, pisała listy do Jagiellonów, co było zjawiskiem wyjątkowym w ówczesnej Europie. Mało kto wie, że wówczas Rzeczpospolita zawarła jako pierwszy kraj w Europie bezprecedensowy traktat o przyjaźni z imperium osmańskim.

Postacią, o której warto więcej wiedzieć, jest związany z XIX-wiecznym Stambułem Dżelaleddin-Pasza, czyli Konstanty Borzęcki.
Był powstańcem wielkopolskim 1848 r., następnie powstańcem węgierskim, który znalazł schronienie jako uchodźca polityczny w imperium osmańskim. Przeszedł na islam, zrobił karierę, został generałem i tureckim bohaterem narodowym. Jego książka „Le Turcs anciens et modernes” (Turcy dawni i współcześni), niedawno przetłumaczona z francuskiego na turecki, miała ogromny wpływ na Kemala Atatürka. W zachowanym egzemplarzu są jego liczne podkreślenia i dopiski. Książka była ważna dla całego pokolenia, które budowało współczesną republikańską Turcję.

Borzęcki był protonacjonalistą tureckim, głosił hasła rozdziału religii i państwa, budowy monarchii konstytucyjnej, w jakimś stopniu też emancypacji kobiet. Twierdził, że Turcy są spokrewnieni z Aryjczykami, są narodem stworzonym do tego, żeby panować, państwotwórczym. Liczne motywy, które były obecne wcześniej, przełożył na język nowoczesnego wówczas, XIX-wiecznego nacjonalizmu.

Zresztą Chanat Krymski, gdy mu się przyjrzymy, okazuje się podobny do Rzeczpospolitej – ze szlachtą, z władzą dzierżoną przez kilka potężnych rodów arystokratycznych, które razem wzięte były silniejsze od chana, z elekcją. Rody zbierały się na radzie chanów, tzw. kurułtaju, podczas którego z licznej rodziny Girejów wybierano władcę i obsadzano inne stanowiska. Po ojcu nie musiał panować najstarszy syn, możni mogli wybrać kogoś innego z rodu. Wybór odbywał się na polu pełnym namiotów, przypominającym pole elekcyjne w Rzeczpospolitej.

Kiedy polscy posłowie wjechali do Paryża w 1573 r., byli tam postrzegani jako przybysze z Orientu. To pokazuje, do jakiego stopnia polskie elity – warstwa szlachecka – przejęły wschodnie zwyczaje i ubiór.
Byliśmy na Zachodzie postrzegani przez pryzmat Orientu także i później. Przykładowo pruski teoretyk wojny Carl von Clausewitz opisywał Polaków jako Tatarów ze względu na anarchię, której przeciwstawiał porządek absolutystyczny. Jego zdaniem tak jak Chanat Krymski został zlikwidowany, tak i Polska powinna wylądować na śmietniku historii.

Z drugiej strony, gdy patrzymy na korespondencję między polskimi władcami czy szlachtą a Tatarami, to jest w niej odwoływanie się do wspólnych kodów kulturowych dotyczących ustroju politycznego. Jan III Sobieski przekonywał władców tatarskich do sojuszu wymierzonego w Turków, stosując figurę retoryczną: tradycyjna wolność tatarskich koczowników kontra turecki absolutyzm. Z kolei Tatarzy, pisząc w XVIII w. do polskich arystokratów, nazywali swoje państwo Rzeczpospolitą.

Żeby uświadomić sobie te związki, musielibyśmy się sami przed sobą przyznać, że czegoś się nauczyliśmy od „barbarzyńców”.
Potrzebne jest odkrycie na nowo oddziaływania dziedzictwa islamu i Wielkiego Stepu na kulturę polską, jego reinterpretację i pokazanie, że pozostaje ono aktualne.

Nie lubimy tego Wschodu, wstydzimy się go?
W Polsce opozycja Zachód kontra Wschód, Europa kontra Azja, chrześcijaństwo kontra islam traktowana jest jako totalne przeciwstawienie. My mamy być rzekomo wyłącznie zachodni. A przecież nie ma jednego Wschodu, Azji czy islamu, niezmiennych przez wieki. Tak jak Zachód nie jest jednolity. Hiszpania zrozumiała, że część jej historii jest arcykatolicka, ale też że nie pozna samej siebie bez ważnych elementów muzułmańskich, żydowskich, indiańskich i cygańskich, które ją ukształtowały. Paradoksalnie, akceptując te elementy, Hiszpania stała się bardziej zachodnia i europejska we współczesnym znaczeniu tego słowa, czyli bardziej tolerancyjna, samokrytyczna i otwarta na świat. To samo powinno stać się z Polakami, jeśli chcemy naprawdę zrozumieć siebie i zakorzenić się w Europie.

Co powinno dla nas wynikać z przemyślenia na nowo tych naszych wschodnich korzeni?
Po pierwsze, kultury nie są zamkniętymi monadami. Oprócz konfliktów między muzułmanami i chrześcijanami przez wieki była też koegzystencja i przenikanie się. I to szczególnie w krajach pogranicza, takich jak dawna unia Polski i Litwy. Te elementy, które postrzegamy jako arcypolskie, sarmackie, są nierzadko wschodniego pochodzenia. Czy to słowa, czy dawny ubiór, kuchnia czy obyczaje albo wojskowość, a nawet niektóre tradycje polityczne.

Gdy twierdzimy, że unia lubelska była zapowiedzią Unii Europejskiej – a jej dewiza brzmi „zjednoczona w różnorodności” – to pamiętajmy, że Zygmunt August, który ją zawarł, na swoim grobowcu jest nazwany „Panem całej Sarmacji”, czyli obu jej części – azjatyckiej i europejskiej. Jego gwardię przyboczną tworzyli Tatarzy, tytułujący go chanem.

Zygmunt August miał świetne relacje, w tym ekonomiczne, z Osmanami w czasach, gdy walczyli oni z Hiszpanią, Habsburgami, Wenecją. Po stronie Zygmunta Augusta w wojnach z Moskwą walczył Chanat Krymski. Arcybiskup Lwowa Jan Dymitr Solikowski w mowie na pogrzebie króla za jedną z najbardziej pozytywnych cech ostatniego Jagiellona uznał tolerancję religijną. Jej dowodem według arcybiskupa była społeczność muzułmańskich litewskich Tatarów żyjących w monarchii Jagiellonów.

ROZMAWIAŁ ŁUKASZ LIPIŃSKI

***

Adam Balcer jest wykładowcą Studium Europy Wschodniej UW i szefem projektu unijnego nt. Azji Centralnej w think tanku WiseEuropa. Autor książki „Turcja, Wielki Step i Europa Środkowa”.

***

Zachęcamy do zapoznania się z Pomocnikiem Historycznym „Dzieje Turków”, dostępnym w sklepie internetowym POLITYKI: www.polityka.sklep.pl

Polityka 5.2019 (3196) z dnia 29.01.2019; Historia; s. 59
Oryginalny tytuł tekstu: "Brama Orientu"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną