Artykuł w wersji audio
Szanowni pasażerowie. Bądźcie dla siebie uprzejmi. Ustępujcie miejsca inwalidom, starszym osobom i ciężarnym kobietom” – odwieczne komunikaty w moskiewskim metrze towarzyszyły Ramónowi Mercaderowi w drodze do pracy. Ze stacji Sokoł do stacji Plac Swierdłowa pięć przystanków, trzynaście minut. Wyróżniał się na tle szarego tłumu podróżnych lat 60.: w garniturze, pod krawatem, w kapeluszu.
Poprzedni przystanek w jego życiu to meksykańskie więzienie Lecumberri. 20 lat. Nie darowano mu ani jednego dnia wyroku, choć dobrze się sprawował. Reperował radia, uczył czytać i pisać współwięźniów. Gdy ktoś go odwiedzał, zawsze stawał plecami do ściany. Taki odruch.
Przystanek przed Lecumberri: willa w Coyoacán, dzielnicy miasta Meksyk. Lew Trocki siedział pochylony przy biurku. Mercader stanął za jego plecami. Wyciągnął spod płaszcza czekan. Uderzył w głowę.
Poprzednie przystanki: Stany Zjednoczone, Francja, Hiszpania. W 1938 r. młody kataloński komunista Ramón Mercader został agentem NKWD. Do jego śmierci w 1978 r. to inni decydowali, jakim nazwiskiem się posługiwał, jakie podawał pochodzenie, jak się ubierał, gdzie mieszkał, z kim sypiał i w jakim języku mówił.
Mercader, dzięki pomocy ambasady Czechosłowacji, opuścił meksykańskie więzienie jako obywatel czechosłowacki 6 maja 1960 r. Poleciał do Hawany. Stamtąd popłynął statkiem towarowym do Rygi. Zszedł z pokładu już jako obywatel radziecki Ramón Iwanowicz Lopez. Bez wiwatujących tłumów, przyjęć z kawiorem, toastów. Anonimowo.
Pytam historyka Aleksandra Szubina, jak radzieckie społeczeństwo lat 60. mogło oceniać zabójcę Trockiego. Trocki nie został całkiem wymazany z oficjalnej historii – ocenia Szubin. – Notki biograficzne kończyły się na 1927 r., kiedy został usunięty z partii. Potem zaczynała się już propaganda: wróg klasy robotniczej, imperialistyczny agent, sojusznik Hitlera. Epos Wielkiej Wojny Ojczyźnianej był bardzo silny w świadomości ludzi. Mówiono, że do zwycięstwa przyczynił się fakt, że w Związku Radzieckim nie było piątej kolumny. Kim miałaby być zasilana ta piąta kolumna? Oczywiście trockistami. Wniosek nasuwał się sam. Eliminacja Trockiego pomogła w pokonaniu faszyzmu. A jeśli tak, to zabójca Trockiego był bohaterem, a nie pospolitym mordercą. Tak jak bohaterem byłby zabójca Hitlera.
Z drugiej strony ludzie się bali i temat Trockiego nie był przedmiotem konwersacji. Nikt nie wiedział, jak Trocki wyglądał, bo usunięto jego zdjęcia i podobizny. Pomimo iż byłem historykiem, po raz pierwszy zobaczyłem jego podobiznę w 1990 r. Starałem się za wszelką cenę zapamiętać te rysy, bo nie wiedziałem, czy za chwilę nie skończy się głasnost’ i znowu nie założą knebla. Czy ludzie znali szczegóły morderstwa? Tak, słuchało się przecież zagranicznych radiostacji.
Nowa Tretiakowka. Muzeum Sztuki Radzieckiej i Rosyjskiej XX w. Na ścianach ikony bohaterów: i hołdownicze, i prześmiewcze. Lenin przemawia, Lenin pisze, Stalin czyta „Prawdę”, Stalin się naradza, Stalin sika, Stalin z Marilyn Monroe, Breżniew całuje w usta Honeckera. Ale Trockiego nie znajdziemy nigdzie; ani w Tretiakowce, ani w całej eklektycznej Moskwie, która łączy beztrosko style i ideologie. Nie stał się elementem popkultury jak Che Guevara.
Dom pod Trzema Ślepcami
Mercader chciał być aktywny. Dostał pracę w Instytucie Marksizmu i Leninizmu. Teraz to Państwowe Rosyjskie Archiwum Historii Społeczno-Politycznej. Szary budynek z wielkimi kamiennymi wizerunkami Marksa, Engelsa i Lenina na fasadzie. Mieszkańcy Moskwy nazywają go Domem pod Trzema Ślepcami, bo twórcy komunizmu wydają się mieć zamknięte oczy. Dyrektor Sorokin potwierdza, że Mercader pracował w tej instytucji, ale jako współpracownik zewnętrzny. Dołączył do grupy Hiszpanów, którzy opracowywali historię Partii Komunistycznej Hiszpanii i hiszpańskiej wojny domowej. Jego teczka osobowa, jeśli istnieje, znajduje się zapewne w archiwum KGB, obecnej FSB, i nie jest dostępna.
Są natomiast dokumenty dotyczące matki Mercadera, Caridad, i brata Luisa. Współpracownica dyrektora przynosi mi dwie szare teczki zawiązane tasiemką. Swietłana pracuje tu już 50 lat. Mercadera pamięta: Pracował w pokoju na trzecim piętrze. Wszyscy wiedzieliśmy, że zabił Trockiego, choć przy nim nigdy się o tym nie mówiło. On też zdawał sobie sprawę, że inni wiedzą. Zapamiętałam go jako bardzo dystyngowanego mężczyznę. Zawsze w garniturze, z gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego w klapie. Kiedyś mu mówię: Czemu pan, panie Ramónie, nie założy czegoś modnego? A on mi na to: Swietłano, moda i elegancja to dwie różne sprawy. Człowiek powinien mieć swój styl i się go trzymać. Czasami spotykaliśmy się w stołówce. Lubiłam obserwować, jak je: miał arystokratyczne maniery.
W jednym ze swych poprzednich wcieleń Mercader był synem belgijskiego dyplomaty. Zapraszał do paryskich restauracji Sylvię Ageloff, amerykańską trockistkę, którą uwiódł na zlecenie NKWD i która wprowadziła go do fortecy, jaką był dom Trockiego w meksykańskim Coyoacán.
W szarej teczce znajduję oryginalne protokoły Biura Politycznego KPZR z 1941 r. Wśród dokumentów wniosek Berii do towarzysza Stalina z 1941 r. o nadanie najwyższych radzieckich odznaczeń matce Mercadera, Caridad, i pięciu radzieckim agentom NKWD, którzy brali udział w akcji zabójstwa Trockiego. „Grupa pracowników NKWD wypełniła z sukcesem w 1940 r. specjalne zadanie. NKWD ZSRR zwraca się o nagrodzenie orderami Związku Radzieckiego sześciu towarzyszy uczestniczących w wypełnieniu tego zadania. Podpis: Narodowy Komisarz Spraw Wewnętrznych Ł. Beria”. Na wniosku Stalin napisał odręcznie niebieską kredką: „Zgoda. Nie publikować”. I podpisał: „J. St.”. Odznaczenia wręczono, ale informacja o nich nie ukazała się w „Prawdzie”.
20 lat później Ramón Iwanowicz Lopez otrzymał z rąk Leonida Breżniewa Order Lenina i jeszcze gwiazdę Bohatera Związku Radzieckiego. Informacja o odznaczeniach w prasie się nie ukazała.
Centrum Hiszpańskie
Hiszpański bard Joaquín Sabina śpiewał: „Jest mi smutno jak torreadorowi za żelazną kurtyną”. W radzieckiej Moskwie Hiszpanie koili tęsknotę za ojczyzną w Centrum Hiszpańskim przy ul. Żdanowa. W Centro Espańol można było napić się prawdziwej kawy, zjeść tortillę.
Niektórzy ze starych bywalców spotykają się do dzisiaj w piątki na obiedzie. Każdy przynosi, co może. Zjawiam się z pętem kiełbasy myśliwskiej i serem Bursztyn. Na widok nowej twarzy trzech starszych mężczyzn odrywa się od gry w tute. Luis i Herminio, lat 90, Nicolas, lat 91. Ewakuowani jako dzieci z bombardowanego Kraju Basków przypłynęli do Leningradu w 1937 r. Panowie cieszą się, że mają komu opowiedzieć swoją historię. Zasiadamy przy długim stole przy oknie. Rosyjska wdowa po mężu Hiszpanie stawia dwie rumiane tortille, myśliwska zastępuje chorizo, Bursztyn – ser z La Manchy.
Nicolas pamięta Ramóna: Przychodził tu grać w szachy. Wysoki, w okularach, ważny taki ze swoją czerwoną gwiazdą. On się z nami nie bratał. A gwiazdę dostał niby za zasługi na wojnie. Ale i tak wszyscy wiedzieliśmy, że to nie o wojnę chodziło.
Herminio: On nie miał wśród nas przyjaciół. Ludzie starali się trzymać od niego z daleka. A on też nie szukał komitywy.
Juan, mieszkający do dziś w Moskwie syn hiszpańskich komunistów, wyjaśnia mi, że wśród diaspory panował podział. Na wyższym szczeblu byli camaradas, członkowie KPH, na niższym „dzieci wojny”. Do tych pierwszych mówiło się z zasady per pan, do drugich zawsze per ty. Poza tym Mercader był pułkownikiem KGB. Wszyscy Hiszpanie mieli nadzieję, że kiedyś wrócą do ojczyzny – nie chcieli za dużo wiedzieć, za dużo usłyszeć.
Opisuje mi scenkę: w restauracji Domu Literatów Mercader i drugi mężczyzna krytykowali głośno Andropowa, ówczesnego szefa KGB, za rozwalenie struktur radzieckiego wywiadu. Ludzie na sali odsuwali się od nich jak najdalej. Odnalazłam potwierdzenie tej historii w pamiętnikach Pawła Sudopłatowa, jednego z agentów NKWD, nadzorujących zabójstwo Trockiego, i współbiesiadnika Mercadera w Domu Literatów. To właśnie Sudopłatowa i Leonida Eitingona, drugiego z agentów, Mercader traktował jak najbliższych przyjaciół. Gdy po przyjeździe do Moskwy okazało się, że jego dwaj towarzysze siedzą w łagrze jako członkowie bandy Berii, wstawiał się za nimi do wszystkich tych, którzy zgodzili się go przyjąć. Mercader nie znosił pierwszego sekretarza KPZR Nikity Chruszczowa. Nie mógł mu darować, że wysłał na Syberię lojalnych i kompetentnych towarzyszy. A może nie mógł mu wybaczyć obalenia mitu Stalina, czyli jego własnej utopii.
Nestorem hiszpańskich „dzieci wojny” jest Alberto, lat 92. Do Centrum Hiszpańskiego nie przychodzi z powodu żywych po dziś dzień pretensji do nieżyjącej od 30 lat Dolores Ibarruri, legendarnej przywódczyni Komunistycznej Partii Hiszpanii. Wspomina: Z Ramónem spotykałem się wielokrotnie. Poznaliśmy się chyba w hotelu Lux. To był człowiek honoru. Nigdy nikogo nie zdradził.
Przypnij ten szmelc
Mercader czuł się dozgonnie zobowiązany wobec swej żony Roquelii, choć dzieliła ich przepaść ideologiczna i intelektualna. Ich historia rozpoczęła się w Meksyku. KGB zadbało, by Ramón nie był zdany na więzienną strawę. Posiłki gotowała mu pewna Meksykanka. Jej córka Roquelia przynosiła je do więzienia regularnie. Dbała o niego. Ona też, jak poprzednio Sylvia Ageloff, nie mogła się oprzeć urokowi wysokiego cudzoziemca o manierach arystokraty. Ramón i Roquelia wzięli ślub w więzieniu. W ZSRR żona ortodoksyjnego komunisty czuła się gorzej niż torreador za żelazną kurtyną.
Pytam Swietłanę, czy Mercader zjawiał się czasem w pracy w towarzystwie Roquelii. Nie, jego żona bardzo źle znosiła nasz klimat. Zimą w ogóle nie wychodziła z domu. To Ramón robił zakupy i załatwiał wszystkie sprawy.
Roquelia nie cierpiała Związku Radzieckiego. Ludzi, klimatu, jedzenia (z wyjątkiem ostrego chrzanu, który ostentacyjnie dodawała do wszystkich potraw). Odznaczenia męża nazywała szmelcem. Gdy wychodził po zakupy, mówiła mu: „Tylko przypnij sobie ten szmelc, to może coś lepszego dostaniesz”. W przeciwieństwie do Ramóna Roquelia mogła wyjeżdżać z ZSRR. Latała do Meksyku, po drodze zatrzymywała się w Paryżu. Zaadoptowali dwójkę hiszpańskich sierot: Artura i Laurę.
Swietłana wspomina: Mercader przyprowadzał czasami córkę Laurę. Chodzili razem na herbatę i ciastka do bufetu. Laura mogła mieć wtedy cztery, pięć lat. Była bardzo niesforna. Chyba wiedziała, że jest oczkiem w głowie tatusia. Syna nie widziałam.
Ramón, Roquelia, Arturo, Laura. Rodzina w komplecie. Wydaje się, że Mercader starał się odrobić wieloletnią lukę w życiorysie. Były jeszcze psy. Trafiam na ich ślad, pytając Swietłanę, czy Mercader jeździł metrem czy samochodem. Metrem jeździł na pewno, jak wszyscy. Pamiętam, jak opowiadał o szczeniaku, którego kupił. To był rosyjski chart, borzoj. Wiózł go samochodem i piesek zwymiotował na tapicerkę.
Do rodziny dołączyły dwa charty: Iks i Nana. Ich imiona znajdę w liście Ramóna do brata Luisa pisanym już z Kuby. Te charty, ulubiona rasa rosyjskiej arystokracji, budziły sensację na ulicach Moskwy, a potem Hawany. Do tego stopnia, że reżyser Gutiérrez Alea poprosił o ich wypożyczenie do filmu o zdemoralizowanej kubańskiej burżuazji.
Dom przy Leningradzkim
Adresu Mercadera w Moskwie nie znajduję w żadnej publikacji. Wiadomo, że mieszkał obok wejścia do metra Sokoł. Miejsce zamieszkania nie było jawne, bo istniało niebezpieczeństwo, że trockiści, raczej zagraniczni niż radzieccy, będą chcieli pomścić śmierć swego wodza. Od śmierci Mercadera minęło 40 lat, ale zakładam, że żyją jeszcze osoby, które spotykały go jako dzieci na klatce schodowej, na podwórku. Odwołanie się do mądrości zbiorowej przynosi natychmiastowe rezultaty. Na Facebooku pojawia się adres: Prospekt Leningradzki 71.
Wykusze, balustrady, łuki, archiwolty. Stalinowski empire. Wielki, reprezentacyjny gmach stoi na rogu Prospektu Leningradzkiego i Piesczannej. Na przyjazd Mercadera funkcjonariusze KGB meblowali pospiesznie czteropokojowe mieszkanie.
Aktywność w internecie nie maleje:
Moja wykładowczyni widziała go, jak występował w chórze w sali koncertowej „Prawdy”. Śpiewał piosenki republikańskiej Hiszpanii.
Jego samochód stoi do dziś w garażu w podwórku.
Po kilku dniach dostaję zdjęcie. Zagracony garaż, w nim czarne bmw z 1948 r.
Bmw, najwyższe ordery, reprezentacyjne mieszkanie, kremlowska lecznica, sklepy za żółtymi firankami, charty. I knebel na usta, zakaz wyjazdów, anonimowość. Jego nazwisko nie pojawiło się nawet na okładce opracowanej z jego udziałem „Wojny i rewolucji w Hiszpanii 1936–1939”.
Złoty zegarek z Łubianki
Mercader najchętniej spotykał się z kolegami po fachu, z którymi wykonał „specjalne zadanie”. Tylko z nimi mógł być sobą. Rozmawiali godzinami po francusku. W KGB, choć dostał stopień pułkownika, nie liczył się już jako agent. Ale pamiętali o nim, zapraszali na ważne rocznice, ufundowali pamiątkową tablicę w holu Łubianki, poświęconą Ramónowi Iwanowiczowi Lopezowi, Bohaterowi Związku Radzieckiego
9 maja na którejś z rzędu rocznicy wielkiego zwycięstwa Mercader dostał od kolegów z Łubianki złoty zegarek. Według brata choroba Ramóna ma swoje źródło w tym radioaktywnym zegarku. Historycy odnoszą się do wersji Luisa z rezerwą. Ramón zaczął chorować na płuca. Prosił o pozwolenie na wyjazd na Kubę. Czekał długo. Żona z dziećmi była już w Hawanie.
Rak okazał się rozległy, kruche kości łamały się, gdy wstawał do łazienki lub próbował wyplątać rękę z kroplówki. Mercader umarł na Kubie w 1978 r.
Przed śmiercią wysłał Eitingonowi swoje hawańskie zdjęcie z tekstem na odwrocie: „Drogi Leonidzie. Dziękuję za twoją przyjaźń. Jestem dumny, że mogłem z tobą pracować, pod twoimi rozkazami. Dzięki temu nauczyłem się postępować jak prawdziwy komunista. Ramón”.
Ostatnie listy do brata pisał po katalońsku, jakby chciał symbolicznie zbliżyć się do korzeni. Podobno bardzo pragnął zobaczyć jeszcze Barcelonę lub przynajmniej zostać tam pochowany. Poprosił o wstawiennictwo Santiago Carillo, szefa już legalnej w Hiszpanii partii komunistycznej. Carrillo obiecał pomóc, pod warunkiem że Mercader opisze swoją historię. Ten odmówił.
Prochy Mercadera poleciały do Moskwy. KGB zorganizowało pogrzeb na cmentarzu Kuncewskim, z salwą honorową i drętwymi przemowami. Na nagrobku wykuto cyrylicą napis: „Ramón Iwanowicz Mercader. 1913–1978. Bohater Związku Radzieckiego”.
Odwiedzam cmentarz w deszczowe przedpołudnie. Przechodzę kilkakrotnie obok mogiły i nie zauważam, że to właśnie ta. Deszcz sprawił, że litery słabo widać. Na oryginalnym nagrobku zaszły duże zmiany: zniknął napis Bohater Związku Radzieckiego, przybyło zdjęcie i mały, ledwie widoczny napis łacińskim alfabetem: Ramón Mercader del Río.