W XX w. zdarzyło się to zaledwie trzy razy. W 1920 r. pokonanie sowieckiej Rosji zablokowało pochód komunizmu w głąb kontynentu. W 1939 r. odrzucenie przez Polskę współpracy z hitlerowskimi Niemcami i jej sojusz z Francją i Anglią zaważyły na przebiegu II wojny światowej. Po raz trzeci Polacy przestawili zwrotnicę dziejów właśnie w 1989 r., kiedy zadali nokautujący cios systemowi komunistycznemu w swoim kraju, co zapoczątkowało rychły jego upadek w całej Europie Środkowej i Wschodniej.
Niestety, instrumentalne wykorzystywanie historii przez część polityków sprawia, że rok 1989 jest często przedstawiany w krzywym zwierciadle. Zamiast o dziejowym przełomie mówi się o spisku grupy polityków i funkcjonariuszy służb specjalnych, manipulujących ludźmi i oplatających kraj siatką patologicznych powiązań i interesów. Taki obraz nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Na przekór faktom zakłamuje sprawczą rolę, jaką w procesie obalania komunizmu odegrało polskie społeczeństwo. To ono bowiem sprawiło, że negocjowana przez komunistyczne władze i antykomunistyczną opozycję próba zreformowania systemu przeistoczyła się w rewolucję, wywracającą stary porządek i ustanawiającą nowy ustrój polityczny, gospodarczy i społeczny. Raz jeszcze potwierdziła się znana od połowy XIX w. teza Alexisa de Tocqueville’a, sformułowana w jego klasycznej pracy „Dawny ustrój i rewolucja”, mówiąca, że dla ustroju despotycznego najtrudniejszym momentem jest próba jego zreformowania.
Najważniejsze znaczenie w tym procesie miały wybory parlamentarne z 4 czerwca 1989 r. To one przypieczętowały klęskę komunizmu i otworzyły Solidarności drogę do władzy. Dzisiaj aż trudno uwierzyć, że do przeprowadzenia tych wyborów parły władze PRL-u, a broniła się przed nimi solidarnościowa opozycja.