Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Historia, jakiej nie znacie: Pierwsze ataki lotnicze? Porażka!

Zrzut ręczny, celowanie na oko. 1916 r. Zrzut ręczny, celowanie na oko. 1916 r. Kriegsvermessung Abt. - ONB / Wikipedia
Wśród wszystkich rocznic wypadających 1 listopada znajdziemy i taką: w 1911 r. po raz pierwszy zrzucono bombę z samolotu.
Bombowiec Caproni CA 42 w barwach brytyjskich.Wikipedia Bombowiec Caproni CA 42 w barwach brytyjskich.
Brytyjski Handley Page Type O, 1918 r.Wikipedia Brytyjski Handley Page Type O, 1918 r.

Tak dokładnie to nie jedną bombę, lecz cztery, a ten pionierski lotniczy atak wystraszył tylko kilka wielbłądów, ale któryż z prekursorów (może poza twórcami bomby atomowej) uzyskuje za pierwszym razem oszałamiający efekt? Najpierw może kilka słów o tym, jak do tego bombardowania doszło.

Gołąb bombarduje

Na początku XX w. świeżo zjednoczone Włochy poczuły się mocarstwem na tyle ważnym, by zamarzyć o własnym imperium kolonialnym. Jako że nawet najbardziej nierealistyczne wyobrażenia nie dopuszczały myśli o konkurowaniu z Francją, Anglią czy Stanami Zjednoczonymi, oczy potomków cezarów i rzymskich legionistów zwróciły się ku upadającej monarchii tureckiej.

Miało to sens o tyle, że przeciwnik w zasadzie sam chwiał się na nogach, no i z Rzymu nad Morze Śródziemne bliżej niż, dajmy na to, do Ameryki Południowej czy Chin. Pretekstu do wojny dostarczyło rzekome czy rzeczywiste prześladowanie włoskich kolonistów w Afryce Północnej.

Dla porządku napisano w Rzymie notę dyplomatyczną, a nie otrzymawszy stosownej odpowiedzi, wysłano flotę i wojska lądowe do Cyrenajki i Trypolitanii (czyli dzisiejszej Libii). Dzielnych włoskich bersalierów i ich czapki z kogucimi piórami wspierał świeżo sformowany oddział lotniczy – potężna armada pięciu najnowocześniejszych maszyn. Najnowocześniejszych, czyli solidnie skręconych z drewnianych listew, drutu fortepianowego, płótna i podobnych materiałów. Wśród samolotów znalazł się również austriacki Etrich Taube, nazwany tak, bo kształtem skrzydeł rzeczywiście przypominał gołębia i miał podobną wytrzymałość.

Latanie na czymś takim wymagało niemałej odwagi (niżej podpisany bałby się wsiąść do tego aeroplanu nawet w muzeum), ale tej pionierom lotnictwa nie brakowało. Do takiej maszyny wdrapał się 1 listopada 1911 r. porucznik Giulio Gavotti, trzymając pod pachą skórzany worek z czterema granatami Cipelli. Pociski te były ciężkie i rozmiaru grapefruita. Nazywano je pieszczotliwie balerinami – jeśli od kształtu, wiele mówi nam to o gustach ówczesnych włoskich mężczyzn. A może chodziło raczej o ich wybuchowy charakter? Bo granaty Cipelli miały zapalniki wstrząsowe i przewożenie ich rozdygotanym jednopłatem również wymagało nie byle jakiego męstwa. Bez względu na mizerny rezultat bombardowania Włosi pokonali Turcję, a porucznik Gavotti przeszedł do historii lotnictwa również z tego powodu, że wykonał jeszcze pierwszy w dziejach wojen lot bojowy w nocy.

Historia, jakiej nie znacie: Most na rzece Kwai

Lataj, synku, nisko i powoli

Wojskowi zwęszyli krew. Pierwszy samolot przystosowany do przenoszenia bomb zbudowano w Anglii w 1913 r. Z tym jednak zastrzeżeniem, że samych bomb jeszcze nie było. Po wybuchu Wielkiej Wojny aeroplany miały pełnić funkcje pomocnicze, przede wszystkim rozpoznawcze. Ale skoro już leciały nad linie wroga, może by coś przy okazji im zrzucić na głowę?

Na początek stalowe strzałki Rankena, czyli zaostrzone kawałki żelaznego pręta, wyrzucane z metalowych pojemników, mające przebijać kawalerzystę wraz z koniem. Takie „bombardowanie” okazało się równie efektywne co posypywanie solą. Granaty ręczne? Miały zaledwie kilkusekundowe opóźnienie, więc zrzucano je z wysokości 30 m, zgodnie z zasadą: „lataj, synku, nisko i powoli” (nie ma co się śmiać, bo w tym samym czasie „myśliwcy” używali do walk powietrznych krótkich czterotaktowych karabinków kawaleryjskich).

Pocisk artyleryjski ze stabilizatorami? Doskonały pomysł, zważywszy że aby go wyrzucić, trzeba było użyć obu rąk i wychylić się z kabiny mniej więcej do pasa. Zawieśmy bomby na burtach – wykrzyknęli dowódcy. Tylko że opór powietrza tak wzrastał, że samoloty ledwie mogły wystartować. Wreszcie ktoś wpadł na pomysł, żeby bomby zawiesić pod samolotem, ktoś inny wymyślił mechaniczny wyrzutnik, no i się zaczęło na poważnie.

Czytaj także: Latający Holender

Latające stodoły

Początkowo wykorzystywano do bombardowania lekkie maszyny jednosilnikowe o ograniczonym zasięgu i udźwigu. Wprowadzono więc do służby samoloty dwu-, później czterosilnikowe. Zwłaszcza Niemcy, po spektakularnych porażkach swoich zeppelinów (ale to dopiero od 1917 r.), zaczęli budować maszyny przypominające latające stodoły, wyposażone np. w stanowiska strzeleckie w gondolach na górnym płacie – cóż to musiało być za przeżycie odbyć trwający 10 godzin lot w otwartej kabinie, w temperaturze -20 st., w czymś w rodzaju kajaka zawieszonego na wysokości 4 tys. m.

Podobne monstra budowali Anglicy, Francuzi i Włosi, konstruujący cudownie steampunkowe dwukadłubowe trójpłatowce. Najlepszy „strategiczny” samolot bombowy zbudował jednak Rosjanin – słynny później Igor Sikorski, projektant czterosilnikowego, wyglądającego trochę jak latający tramwaj samolotu Ilja Muromiec, noszącego imię mitycznego Ruskiego Herkulesa.

Od początku wojny do jej końca waga bomb wzrosła od 3 kg do ponad 1,5 t. Żarty, jak miały pokazać nadchodzące lata, się skończyły.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną