Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Więcej dziś Greya niż Homera. Utracone skarby spalonych bibliotek

Słynna biblioteka czeskiego klasztoru na Strahowie Słynna biblioteka czeskiego klasztoru na Strahowie PantherMedia
„Rękopisy nie płoną” – mówi Bułhakow w „Mistrzu i Małgorzacie” ustami Wolanda. Niestety płoną, często wraz z całymi zbiorami, zamieniając w popiół myśl niemożliwą już do odzyskania.

Pierwsze biblioteki, czy może raczej zbiory tekstów, powstały już w epoce brązu w dorzeczach Tygrysu i Eufratu. Państwa tego okresu, centralnie zarządzane z pomocą systemu zwanego gospodarką pałacową, potrzebowały rozbudowanej biurokracji i skrupulatnie prowadzonej buchalterii. Być może równolegle przy wielkich świątyniach powstały również zbiory tekstów religijnych, naukowych (np. dotyczących astronomii, matematyki, rolnictwa, prawa) i wreszcie literackich. Samo istnienie narzędzi musiało sprowokować jakiegoś skrybę czy kapłana do zapisania zasłyszanej czy wymyślonej przez siebie historii. Mniej więcej w tym samym okresie, kiedy zapisano „Epos o Gilgameszu” (w wielu zresztą wersjach), ktoś obdarzony wyobraźnią stworzył powiastki filozoficzne zwane „Debatami sumeryjskimi” – tak rodziła się literatura.

Co ciekawe, zbiory tabliczek z Nippur z najstarszymi księgozbiorami pochodzą nie tylko ze świątyń, ale i z dwóch prywatnych domów miejscowych notabli, którym możemy przyznać zaszczytne miejsce pierwszych bibliofilów. Czy w bibliotekach tych używano innych materiałów pisarskich niż gliniane tabliczki? Być może. Ale tylko te – oraz najtrwalsze, wyryte w kamieniu – przetrwały do czasów pierwszych odkryć archeologicznych.

Zanim opuścimy dzisiejszy Irak, warto wspomnieć o bibliotece Aszurbanipala, asyryjskiego króla (VII w. p.n.e.), jedynego ponoć władcę tego agresywnego imperium mogącego pochwalić się umiejętnością czytania i pisania. Aszurbanipal założył słynną bibliotekę w Niniwie, w której gromadzono teksty z różnych stron świata (odkryto ją w XIX w., znajdując ok. 30 tys. tabliczek). Pałac króla wraz z biblioteką spalono pod koniec VII w. p.n.e., co paradoksalnie przyczyniło się do zakonserwowania wypalonych w ogniu glinianych tabliczek.

Czytaj też: Wielkie cywilizacje epoki pisma klinowego

Na glinie, papirusie i cielęcej skórze

W tym samym czasie, gdy powstała biblioteka w Nippur, w Egipcie za czasów IV dynastii (której najbardziej znanym przedstawicielem był Cheops) podobne instytucje istniały nad Nilem przy świątyniach, zatrudniając wyspecjalizowany personel. Właśnie w starożytnym Egipcie obok tekstów religijnych (jak najbardziej rozpowszechniona „Księga umarłych”) pojawiają się różnorodne gatunki już literackie – dialogi dydaktyczne, lamenty na ciężki i niesprawiedliwy los i powieści.

Niektóre z nich zainteresują pewnie tylko filologów („Opowieści z dworu faraona Cheopsa”, spisane ok. 2 tys. lat p.n.e.), inne rezonują w kulturze do dziś. Wymieńmy tylko dwa przykłady: „Zdobycie Joppe” (XIII–XI w. p.n.e.), gdzie bez trudu rozpoznamy motyw użyty później w baśni „Ali Baba i czterdziestu rozbójników”, i liczące ok. 4 tys. lat „Przygody Si-nuheta”, które tak twórczo przetworzył Mika Waltari we wspaniałej powieści „Egipcjanin Sinuhe”. Czy Egipcjanie tworzyli biblioteki niezwiązane ze świątyniami, tego nie wiemy, jednak wysoko postawione osoby (np. faraon Echnaton i jego piękna małżonka Nefretete) posiadały własne księgozbiory.

Egipskie zabytki piśmiennictwa kojarzą się nam nieodłącznie z papirusem, produkowanym i eksportowanym na masową skalę w całym basenie Morza Śródziemnego, zapewniającym, jak twierdził Pliniusz, nieśmiertelność ludziom. Nie był to jedyny materiał pisarski używany w starożytności. Pergamin, kojarzony powszechnie ze średniowiecznymi kodeksami, wytwarzano na długo przed tym, kiedy to władający Egiptem Ptolemeusz miał zakazać eksportu papirusu, by w ten sposób powstrzymać rozwój konkurencyjnej dla aleksandryjskiej biblioteki Attalidów w Pergamonie (stąd zresztą nazwa pergamin).

Specjalnie wyprawianej i bielonej skóry cielęcej na długo przedtem używali Żydzi, Persowie, Grecy, a nawet Egipcjanie. Droższy, choć lepiej nadający się do pisania pergamin prawdziwą karierę zrobił dopiero, kiedy zamiast łączyć karty w zwoje, zaczęto zszywać je w formie kodeksu z twardą oprawą, ale o tym za chwilę.

Czytaj też: Od ogrodów Semiramidy do angielskiego trawnika

Od Myken do Aleksandrii

Literatura Grecji rozpoczyna się od Homera (który nigdy nie istniał, bo autorem „Iliady” i „Odysei” był inny poeta o tym samym imieniu, jak kpił Oscar Wilde). Pierwsze i jedno z największych arcydzieł europejskich pojawia się jakby nagle i właściwie znikąd w VIII w. p.n.e. Nie powinniśmy się jednak dziwić, że nastąpiło to tak wcześnie, raczej – że tak późno. Choć ułożone cztery stulecia po upadku mykeńskich cytadel w Tyrynsie, Mykenach czy Gla, u końca epoki zwanej przez historyków antyku „wiekami ciemnymi” (czyli kilkusetletnim okresie zapaści po nagłym upadku cywilizacji mykeńskiej), eposy Homera opowiadają o czasach dawno już minionych i ich bohaterach bliższym bogom niż współczesnym Homerowi ludziom.

Czytaj też: Wszyscy jesteśmy Trojanami

Po Mykeńczykach zostały wspaniałe zabytki architektury, głównie militarnej, sporo broni, ślady skomplikowanej administracji, ale żadnej literatury. Czyżby na dworach wanaksów – wojowniczych książąt mykeńskich – tak rozkochanych w zbytku i importujących z Egiptu i Azji nie tylko luksusowe przedmioty, ale i rozmaite idee, nie było nikogo, kto chciałby utrwalić w pamięci czyny wojenne i ułożyć pocieszne lub dydaktyczne opowieści?

Wiemy przecież, że Mykeńczycy znali pismo – jeden z jego wariantów, pismo linearne B, potrafimy odczytać. Niestety, wszystkie zachowane teksty na tabliczkach glinianych dotyczą jedynie spraw, powiedzmy, administracyjno-magazynowych; co więcej, zostały najprawdopodobniej stworzone w ostatnim roku istnienia zbadanych przez archeologów stanowisk, można więc domniemywać, że ważne teksty spisywano na innym materiale, być może importowanym z Egiptu papirusie. Zatem to, co najistotniejsze, spłonęło lub zgniło – jeśli była tam jakaś literatura, przepadła w wojennej pożodze. Czy eposy Homera są jego autorskim pomysłem, czy też może dalekim odbiciem dzieł twórców żyjących w odległych czasach? Przyjmuje się powszechnie, że dzieła Homera, w istnienie którego dziś zazwyczaj się już nie wątpi, spisano i zredagowano po raz pierwszy za czasów Pizystrata, tyrana Aten (VI w. p.n.e.), człowieka zainteresowanego nie tylko władzą, ale i kulturą.

I zapewne od tych papirusowych zwojów opisujących wojnę trojańską zaczyna się biblioteka w starożytnej Grecji – najpierw jako niewielkie, prywatne zbiory ludzi pracujących naukowo. Obok „Iliady” pojawiły się teksty tragików, poetów znanych dziś jedynie nieszczęsnym studentom filologii klasycznej wkuwającym do egzaminów dzieła historyków (Herodota, Tukidydesa, Ksenofonta, Diodora, by wymienić tylko najbardziej znanych) i filozofów. W epoce Peryklesa książki stały się już przedmiotem handlu, powstawały zatem prywatne księgozbiory i biblioteki przy instytucjach, np. gimnazjonach. Znamy anegdotę o młodym Alcybiadesie, który nie dostawszy poszukiwanej książki, uderzył pięścią w twarz nieszczęsnego bibliotekarza, zapewne niewolnika. Dobrze, że takie ekscesy dziś raczej się nie zdarzają, może dlatego, że bardziej krewka młodzież raczej omija wypożyczalnie...

Prywatne księgozbiory gromadzili wielcy tragicy i filozofowie – o bibliotece Platona przy jego Akademii możemy jedynie domniemywać, ale już istnienie księgozbioru Arystotelesa jest potwierdzone źródłowo. Największą bibliotekę w świecie antycznym założył Ptolemeusz I za namową ateńskiego filozofa-perypatetyka Demetriusza z Faleronu, jednak prawdziwą pasją do zbierania książek wykazał się dopiero Ptolemeusz II, władca słabowity na ciele, ale wielkiego umysłu – to za jego rządów rozpoczął się prawdziwy rozkwit biblioteki aleksandryjskiej, czy raczej dwóch bibliotek: naukowego Brucheionu, liczącego 490 tys. zwojów, i dostępnego dla publiczności mniejszego Serapeionu z jego 43 tys. zwojów.

Jak wiemy z historii, pierwsza wielka katastrofa dotknęła bibliotekę aleksandryjską za sprawą Cezara, którego żołnierze, tocząc bitwę, przypadkowo podpalili pałac królewski i przylegający do niego Brucheion. W tym miejscu dodać należy, że po tym pożarze część zbiorów odtworzono. Zaś księgozbiór Serapeionu został zniszczony wraz z pogańską świątynią, w której się znajdował, na polecenie chrześcijańskiego patriarchy Teofila, wykonującego z kolei rozkaz cesarski. Inną ważną biblioteką starożytnego świata była ta ze wspomnianego już Pergamonu ze zbiorem liczącym ok. 200 tys. zwojów.

Czytaj też: Zaskakujące początki demokracji

Wydawca z Rzymu i książki na wagę

Zarówno księgozbiory Rzymian, jak i ich zamiłowanie do samej książki były jednym z wielu kulturowych importów z Hellady, podbitej i grabionej wielokrotnie. Namiętność ta zaczęła się stosunkowo późno, bo dopiero w II w. p.n.e. Rzymscy panowie świata nigdy nie dorównali kulturą podbitym Grekom, choć przyswoili sobie wiele ich osiągnięć. Przynajmniej tych, które potrafili pojąć – np. z całej greckiej mechaniki i fizyki przejęli jedynie metodę budowania i używania artylerii mechanicznej...

Greckie książki i idee płynęły do Rzymu najczęściej z wyspy Rodos, gdzie jeszcze w okresie cesarstwa Rzymianie jeździli słuchać wykładów stoików i uczyć się retoryki. Tak czy inaczej, u schyłku republiki nie można już było uchodzić za człowieka kulturalnego, jeśli nie znało się greki i greckiej literatury, naśladowanej zresztą mniej lub bardziej udanie. Księgozbiór stał się niezbędnym wyposażeniem domu człowieka o wyższym statusie.

Aby zaspokoić żądania klientów, w Rzymie powstał cały prężny przemysł księgarski, zatrudniający tysiące kopistów. Kopie, rzecz jasna, zależnie od ceny bywały lepsze lub gorsze; autorom rodzimych tekstów, choćby najobszerniejszych czy najbardziej popularnych, nie płacono honorarium. Najlepiej znany nam przykład biblioteki z czasów cesarstwa pochodzi z Herkulanum, gdzie w połowie XVIII w. odkryto tzw. Willę Papirusów z prywatnym zbiorem greckiego filozofa i nauczyciela Filodemosa z Gadary, liczącym ok. 1800 pozycji. Poza tymi, którzy kochali książki miłością prawdziwą, byli też kolekcjonerzy traktujący je jako element wystroju wykwintnych willi – już w starożytności śmiano się z bibliofilów kupujących książki na wagę.

Czytaj też: Co nam zostało ze starożytnej Grecji

Książka na łańcuchu

Po upadku zachodniego cesarstwa zwój z literaturą przestał być artykułem pierwszej potrzeby. Szlaki handlowe zostały przerwane, a nieprzepisywane papirusy, jeśli nawet przetrwały wojny i pożary, zgniły lub rozpadły się w proch. Zachowaniem antycznych resztek zajęli się ci, których niesłusznie oskarża się o nienawiść do pogańskiej greckiej i rzymskiej kultury. Poczynając od św. Benedykta i jego klasztoru na Monte Cassino, pracowici mnisi, zobowiązani regułą zarówno do modlitwy, jak i do pracy umysłowej, przepisywali nie tylko dzieła teologów i ojców Kościoła, ale też prace pogańskich klasyków. Dodajmy: przepisywali nieustannie, z pokolenia na pokolenie, przez tysiąc lat (aż do wynalezienia maszyny drukarskiej), powielając w skryptoriach stare egzemplarze i w ten sposób zachowując je przed zniszczeniem.

Książka w tym okresie nabrała innego charakteru, przyjęła kształt nam znany i dziś oczywisty, tzw. kodeksu, złożonego z kolejnych kart i chronionego twardą okładką, trwalszą i wygodniejszą w użyciu, choćby dlatego, że dzięki zakładce z taśmy dało się w każdej chwili odnaleźć poszukiwany fragment. Jej graficzna forma stała się dziełem sztuki, począwszy od tłoczeń na skórzanych okładkach, na ozdobnych inicjałach i bogatych, kolorowych iluminacjach kończąc.

Średniowiecze może i słusznie nazywamy „wiekami ciemnymi”, ale książki wtedy tworzono piękniejsze niż w jakiejkolwiek innej epoce. Były cenne nie tylko jako dzieła sztuki i przedmioty zbytku, zdobione złotem, srebrem i klejnotami. Przede wszystkim doceniano wiedzę w nich zawartą. Strzeżono je przed kradzieżą w szczególny sposób – w klasztorach do półek i pulpitów przypinano je żelaznymi łańcuchami, stąd pojęcie „biblioteki łańcuchowej”. Ale tworzono też książki prostsze, mniej ozdobne, przeznaczone do codziennego użytku i czytania w podróży, stąd „oprawa mnisza” (do dziś stosowana w bibliotekach publicznych – zwykła kartonowa okładka do jednej trzeciej od grzbietu zabezpieczona dawniej skórą, dziś innym rodzajem papieru) lub np. oprawa sakwowa ze skórzanymi „uszami”, które można było przypiąć do paska.

Czytaj też: Biblioteki. Od starożytności do współczesności

Literatura spod prasy

W okresie tzw. późnego średniowiecza do Europy coraz szerszą strugą zaczęły docierać dzieła starożytnych helleńskich filozofów i poetów (głównie z bibliotek bizantyjskich, ale nie tylko), już nie w łacińskich przekładach, ale w języku oryginału. Już nie tylko mnisi czy uczeni z uniwersytetów, ale i bogaci kupcy (szczególnie z włoskich komun miejskich) odkrywają w sobie namiętność do książek – kolekcjonują, czytają i dyskutują o treści dzieł starożytnych, poszerzają, a w niektórych przypadkach nawet podważają obowiązującą dotąd jedyną, chrześcijańską perspektywę, i w takich warunkach intelektualnego fermentu narodził się humanizm.

Rzecz jasna, wpływ ten w społeczeństwach, w których czytać umiało może 2 proc. populacji, mógł dotyczyć jedynie wąskich grup, za to wystarczająco wpływowych, by podkopać obowiązujący porządek. A potem, jak wszyscy wiemy, rzemieślnik z Moguncji Johannes Gutenberg wymyślił ruchomą czcionkę (książki drukowano już wcześniej, ale całą stronę ryto pracowicie w drewnianym klocku) i świat zmienił się na zawsze. Jak nigdy przedtem biblioteki można było zapełnić dziesiątkami, nawet setkami tysięcy egzemplarzy tytułów mniej i bardziej wartościowych, tych, które czytano 2 tys. lat temu i czytane będą przez następne tysiąclecia, i tych, które ciekawią jedynie czytelnika współczesnego autorowi.

Powoli, ale nieustająco książka z uczonego traktatu zaczęła przemieniać się w nośnik rozrywki. Nie było w tym nic złego, dopóki rozrywki tej dostarczali czytelnikowi Cervantes, Flaubert, Conrad, a „literatura jarmarczna” i „wagonowa” nie nadawała, jak współcześnie, głównego tonu w tej kulturze, która jedynie udaje wyższą (autor tego tekstu bez lęku postawi dolary przeciw orzechom, że w europejskich domach znajdzie się znacznie więcej „grejów” niż „homerów”).

Czytaj też: Średniowiecze – epoka uniwersytetu

Zabić bibliotekę

Walczący z kurzem i wpływem przemijającego czasu bibliotekarze nieustannie kontynuują pracę benedyktyńskich i iroszkockich mnichów – przechowują dla przyszłych pokoleń myśli i emocje ludzi, którzy odeszli już dawno, a żyją wciąż między nami tylko dzięki spisanym słowom. Ale biblioteki, tak kochane przez wielu, mają też zajadłych wrogów, wiedzących dobrze, że w nich właśnie zawierają się serca i dusze narodów i wspólnot. Od samego zarania są obiektem bezwzględnego ataku. Przykłady można mnożyć.

Pod koniec III w. p.n.e. cesarz Chin Qin Shi Huang wydał edykt nakazujący zniszczenie nieprawomyślnych książek. Biblioteka w Aleksandrii po raz pierwszy spłonęła (raczej przypadkiem niż podpalona celowo) za czasów Cezara, podobnie zresztą jak biblioteka cesarska w Konstantynopolu w 1204 r., gdy krzyżowcy IV krucjaty zdobyli miasto. Starożytny księgozbiór antiocheński został spalony na rozkaz cesarza Jowiana, następcy Juliana Apostaty; Serapeum również zniszczyli chrześcijanie. Muzułmańską bibliotekę w Kordobie kazał zniszczyć Almanzor, uznawszy ją za „nieprawowierną”, a księgozbiór Awicenny z tych samych powodów – sułtan Ghazny. Słynny na cały świat muzułmański „Dom wiedzy” w Bagdadzie celowo zniszczyli Mongołowie, 24 tys. książek z biblioteki Grenady kazał spalić – publicznie, na placu miejskim – hiszpański kard. Cisneros.

Waszyngtońską Bibliotekę Kongresu spalili Anglicy w 1814 r. (w zemście za spalenie brytyjskiej biblioteki w kanadyjskim Yorku), królewską bibliotekę w Birmie – angielscy żołnierze. Słynną bibliotekę katolickiego uniwersytetu w belgijskim Leuven, z jej bezcennym zbiorem średniowiecznych inkunabułów, w XX w. niemieccy żołnierze zniszczyli dwa razy – w 1914 i 1940 r. (o paleniu nieprawomyślnych książek w Niemczech w latach 30. nie wspominając). Ich ofiarą padły też dwie biblioteki w Neapolu (ok. 300 tys. książek); w Polsce straty wojenne wyniosły 12 (z przedwojennych ponad 20) mln egzemplarzy, z czego w samej Warszawie zniszczono, głównie już po powstaniu, ponad 3 mln...

Współczesne konflikty są równie niszczące dla bibliotek i księgozbiorów. Spłonęły, celowo podpalone, zbiory w Sarajewie i Mostarze. W 2011 r. podczas starć demonstrantów z wojskiem i policją zapłonęła biblioteka w Kairze – z 200 tys. bezcennych zabytków udało się uratować ok. 40 tys. Książki niszczyli rebelianci z Al-Kaidy (Timbuktu w Mali) i tzw. Państwa Islamskiego (uniwersytet w Mosulu). Akty tego barbarzyństwa można opisywać długo.

Na koniec ciekawostka z „pierwszego świata”. W 2013 r. rząd Kanady podjął decyzję o zdigitalizowaniu zbiorów departamentu rybołówstwa i oceanów w celu, jak to określono, zaoszczędzenia pieniędzy podatników. Procesowi digitalizacji poddano mniej niż 6 proc. zbiorów, a resztę, w tym dokumenty, dzienniki okrętowe i inne podobne zabytki, pochodzące jeszcze z XIX w., wyrzucono lub spalono. Zaoszczędzona suma wyniosła ok. 400 tys. kanadyjskich dol.

Czytaj też: Czym jest Światowe Archiwum Arktyczne?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną