Inwazja Nikodemów
Karierowicze II RP. Nikodem Dyzma nie wziął się znikąd. Fachowców zastępowali „zaufani”
Czytelników katowickiego dziennika „Polonia”, wydawanego przez Wojciecha Korfantego, zaintrygowała wiosną 1930 r. debiutancka powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Nosiła tytuł „Ostatnia brygada”, co było aluzją do powszechnie używanego określenia „czwarta brygada”. Tak nazywano karierowiczów, którzy zaczęli dominować w obozie sanacyjnym tak skutecznie, iż udawało im się odsuwać od stanowisk nawet legionowych weteranów z trzech istniejących niegdyś brygad. Mostowicz napisał o nich rymowankę parodiującą pieśń „My, Pierwsza Brygada”. Zaczynała się ona:
„Nie trzeba nam od mas uznania,
Ni waszych serc, ni waszych braw.
Nam trzeba coś do całowania
I na to mamy pełnię praw”.
Kogo i w co zamierzali całować bohaterowie piosenki, słuchacze domyślali się bez podpowiedzi. Podobnie rzecz się miała z aluzjami odnajdowanymi w powieści. Jej bohaterem był Andrzej Dowmunt, który dorobiwszy się fortuny w Afryce, wrócił do Polski. Jak streszcza w biografii Tadeusza Dołęgi-Mostowicza „Parweniusz z rodowodem” Jarosław Górski, ów „był silnym pełnym energii i przedsiębiorczości Polakiem, takim jakich według endeckiego wyobrażenia było nam trzeba, aby móc budować silną politycznie i gospodarczo ojczyznę”. Ale Dowmunt zderzył się z rzeczywistością kraju rządzonego przez „ostatnią brygadę”, gdzie zmiany na lepsze okazywały się niemożliwe. Opowieść o nim mogła się kojarzyć z osobą Korfantego.
Sławny przywódca trzeciego powstania śląskiego okazał się w niepodległej Polsce znakomitym biznesmenem. Był udziałowcem kilku banków, zasiadał w radzie nadzorczej Banku Wzajemnych Ubezpieczeń „Vesta” w Poznaniu. Należały do niego dzienniki „Rzeczpospolita” i „Polonia”.