Klasyki Polityki

Kolejność przeżywania

3 miesiące. Tyle mieli żyć więźniowie z pierwszego transportu do Auschwitz

Transport wyjechał o świcie z więzienia w Tarnowie – wagonami 3 klasy, po 12 ludzi w przedziale, w ciszy i duchocie. Transport wyjechał o świcie z więzienia w Tarnowie – wagonami 3 klasy, po 12 ludzi w przedziale, w ciszy i duchocie. Fabrizio Sciami / Flickr CC by SA
Są młodzi i zdrowi, więc mają przed sobą ze 3 miesiące życia. Na wolność wyjdą przez komin krematorium. Taką przyszłość przepowiadano 728 pierwszym więźniom w Auschwitz.
Roman Trojanowski (88 lat, numer obozowy 44) w mieszkaniu w Krakowie. Jest prawnikiem. Na fot. także: wakacyjne zdjęcie z 1939 r. oraz fragment wojennego pamiętnika (nie obejmuje on czasu spędzonego w Auschwitz).Piotr Małecki Roman Trojanowski (88 lat, numer obozowy 44) w mieszkaniu w Krakowie. Jest prawnikiem. Na fot. także: wakacyjne zdjęcie z 1939 r. oraz fragment wojennego pamiętnika (nie obejmuje on czasu spędzonego w Auschwitz).

Pociąg

Fritzsch kończy powitanie, schodzi z krzesła. Ma doświadczenie z obozami. Właśnie przyjechał z Dachau po siedmiu latach pracy w kompanii karabinów maszynowych, a potem w cenzurze. Przy stołach trwa ewidencja więźniów. Każdy dostanie numer wypisany na kartoniku. – Ja nie wierzę – mówi 121. – Mamy XX wiek. Niemcy to naród, który wydał tylu zacnych ludzi. Nic złego nie zrobiłem – dlaczego mam żyć 3 miesiące? Ile ma złotych zębów? Na co umierali w jego rodzinie? – dopytuje rejestrator. Numeracja startuje od 31. Pierwsza trzydziestka zajęta przez niemieckich kryminalistów, którzy teraz poganiają, biją, wrzeszczą, rejestrują nowych. – Tylko tak straszą – uważa 44. – To długo nie potrwa. Niech się tylko ruszy Anglia.

Ten transport wyjechał o świcie z więzienia w Tarnowie – wagonami 3 klasy, po 12 ludzi w przedziale, w ciszy i duchocie. Więźniowie nie wiedzieli, dokąd ich wiozą. Na dworcu w Krakowie słyszeli marsze z patefonów i wiwaty. Żandarmi z transportu kazali im zapamiętać 14 czerwca 1940 r. – dzień, w którym upadł Paryż. – Ziemia się pod nami zapadła – mówi 118. Pociąg ruszył na zachód, ludzie szeptali, że jadą do pracy do Rzeszy. Skład zatrzymał się na bocznicy w Auschwitz. Pod budynkiem Polskiego Monopolu Tytoniowego czekali już esesmani z karabinami. Na ich widok spokojni żandarmi z transportu dostali ostrogi. Wyrzucali ludzi z wagonów. 243 leżał, dostał kopa w pierś, pejczem w szyję, zrywał się, biegł, przeskakiwał leżących. Potem więźniowie stali w dziesięcioszeregach. Ubrania mieli porwane. Chłopakowi obok 243 łzy z krwią kapały na koszulę. – Do roboty jedziemy, a tak nas witają? – dziwił się 243.

Polityka 24.2010 (2760) z dnia 12.06.2010; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Kolejność przeżywania"
Reklama