Klasyki Polityki

Rozkładana Grecja

Ateny – na ulicach miasta nie było tylu bezdomnych i żebrzących od czasu ostatniej wojny domowej. Ateny – na ulicach miasta nie było tylu bezdomnych i żebrzących od czasu ostatniej wojny domowej. Yiorgos Karahalis/Reuters / Forum
Jak Grecy radzili sobie w największym kryzysie, jaki objął ich kraj.
Siedzibę Narodowego Banku Grecji otaczają rusztowania. Czas na gruntowny remont...LOUISA GOULIAMAKI/AFP/EAST NEWS Siedzibę Narodowego Banku Grecji otaczają rusztowania. Czas na gruntowny remont...
53 proc. Greków boi się, że drugi pakiet ratunkowy przyniesie kolejne bolesne reformy, które wpędzą kraj w jeszcze większą recesję.Yiorgos Karahalis/Reuters/Forum 53 proc. Greków boi się, że drugi pakiet ratunkowy przyniesie kolejne bolesne reformy, które wpędzą kraj w jeszcze większą recesję.

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w listopadzie 2011 r.

Ludzie nie chcą pić gorzkiego lekarstwa. Kuracja jest jednak konieczna.

Sporo – 485 euro – ale Kostas tłumaczy, że to nie jest zwykły stolik. Po uniesieniu blatu całość zamienia się w biurko, a jak dodatkowo rozłoży skrzydła na boki, przy obiedzie zmieści się spora rodzina. Trzy w jednym. Czy się sprzeda? Wszystko inne przestało schodzić, więc stoły to dla niego ostatnia nadzieja. Inaczej będzie musiał zamknąć sklep i warsztat na przedmieściach Aten, które prowadzi od 35 lat. Owszem, nieraz bywało krucho, ale nigdy nie było tak ciężko jak teraz. Od początku kryzysu sprzedaż spadła o 70 proc. Z trudem wystarcza na pensje dla dwóch pracowników i bankowe kredyty. – Moi najlepsi klienci to biedniejsza klasa średnia, urzędnicy z niewielkimi, ale stałymi dochodami, dla których kupno każdego mebla było inwestycją na lata. Teraz oszczędzają każdy grosz – opowiada Kostas.

Bo albo już im podziękowano, albo są na czarnej liście. A pozostali, których zwolnienia ominą, i tak zarabiają co najmniej 20 proc. mniej niż dotychczas i boją się, że ich pensje jeszcze spadną. Odchudzenie niewydolnej administracji to jedna z flagowych reform greckich władz – w ciągu trzech lat z ponad 700 tys. Greków zatrudnionych na państwowych posadach pracę straci co trzeci.

Puste witryny

Oprócz urzędników i emerytów to właśnie właściciele niewielkich sklepów i rodzinnych firm najbardziej odczuwają skutki kryzysu. Niemal na każdej ulicy widać puste witryny po zamkniętych interesach, a w najbliższym czasie z rynku ma zniknąć kolejnych 53 tys. sklepów. – Godzinami nad tym siedzi – mówi Elefteria, żona Kostasa, gdy ten oprowadza po sklepie pierwszego tego dnia klienta. – Sam wymyślił ten stolik, sam go zrobił i chce go jak najszybciej skończyć. Chodź, wypijemy przy nim kawę. Zobaczysz, czy jest wygodnie.

Kostas widzi w nowym stoliku pomysł na kryzys: ludzi coraz częściej nie stać na wynajmowanie mieszkań, wracają do rodziców. A tam jest przecież ciasno. Będą potrzebować rozkładanych wersalek i foteli, łóżek ze skrzyniami na pościel i ubrania, sprytnych stolików. Elefteria: – On ciągle liczy na cud, ale ja już zrozumiałam, że to koniec. Koniec naszego sklepu i koniec pewnego stylu życia, do którego przywykliśmy tu w Grecji przez ostatnich 30 lat. Koniec z jedzeniem w tawernach i wakacjami na wyspach. Ale wolę o tym nie myśleć. Przestałam oglądać wiadomości i nie ganiam już na protesty. Po pracy chodzę popływać.

Wielu ateńczyków ogarnia podobne zrezygnowanie. Jeszcze dwa lata temu tak potężny zamęt polityczny z pewnością wyprowadziłby ich na ulice. Dzisiaj na tych ulicach widać jedynie korki i słychać dźwięk klaksonów. Dymisja premiera i egzotyczna koalicja do niedawna jeszcze zażartych wrogów to najwyżej temat przygodnych rozmów w autobusach, metrze czy kawiarniach. Nowy premier? Rząd jedności narodowej? Przyspieszone wybory? A co to zmienia? Wszystko już postanowione. To jest rząd Brukseli, Berlina i Paryża, nie nasz. O wszystkim decydują Merkel i Sarkozy. Grecy zaczepiani na ulicy nie bardzo są chętni do rozmowy. Wymigują się brakiem czasu, spieszą się. – Kryzys? Nie, dziękuję. – Podnoszą brwi w geście, który tu oznacza odmowę, i odchodzą.

Zegarmistrz w centrum Aten, z niewielkim radiem przy uchu, czeka, aż ogłoszą, kto zostanie nowym premierem: – Co mam powiedzieć? Sam nie wiem, co z nami będzie. Czy nowy rząd będzie lepszy od starego? Zmienią się twarze, a polityka zostanie ta sama. Właściciel butiku z biżuterią: – Nie chcę rozmawiać o kryzysie. Nie mam nerwów. Czy ludzie jeszcze kupują złoto? – Lepiej nie pytaj.

Bolesny pakiet

53 proc. Greków boi się, że drugi pakiet ratunkowy przyniesie kolejne bolesne reformy, które wpędzą kraj w jeszcze większą recesję. Za pakietem jest jedynie 18 proc. badanych. 64 proc. poważnie obawia się utraty pracy w następnym roku. Widmo niekontrolowanego bankructwa nadal straszy wielu Greków, dlatego starają się ratować oszczędności. Jak tylko były już premier Jeorios Papandreou zapowiedział referendum, z bankowych kont ubyło 1,5 mld euro. A to tylko połowa tego, co Grecy podjęli we wrześniu i październiku. Od początku roku banki zubożały o 21 mld euro.

Rośnie liczba samobójstw i liczba bezdomnych. Kolejki po darmowe jedzenie są coraz dłuższe. Punkty dożywiania ma już prawie każda biedniejsza dzielnica w mieście. Coraz częściej można zobaczyć tam Greków, choć do niedawna w kolejkach stali niemal wyłącznie nielegalni imigranci z Afryki i Azji. Posiłki przygotowuje grecka Cerkiew i kilka pozarządowych organizacji, ale ich środki są ograniczone. Rośnie spożycie antydepresantów, a psychoterapeuci mają czas obfitych żniw – od początku kryzysu liczba ludzi, którzy szukają pomocy specjalistów, wzrosła o 30 proc. Dlatego grupa kilkunastu psychologów zorganizowała w Salonikach program bezpłatnych porad. Najczęściej przychodzą mężczyźni, których męczy niepewność i którym coraz trudniej utrzymać rodziny.

Na ulicach Aten nie było tak wielu żebraków od czasów wojny domowej. Co chwilę podchodzą, proszą o papierosa, 20 centów albo coś do jedzenia. Kilku rozlokowało się na głównym placu miasta – placu Konstytucji, tuż pod parlamentem, gdzie jeszcze kilkanaście tygodni temu prawie codziennie trwały starcia z policją i wielotysięczne demonstracje. Oburzeni mieli tu swoje obozowisko. Rozwiesili plakaty, grała muzyka, trwały wykłady i polityczne debaty. Ale służby oczyszczania miasta na polecenie mera tak wysprzątały plac, że dziś nie ma po tym wszystkim śladu.

Byliśmy tylko reakcją, odpowiedzią na bezduszną politykę stosowaną wobec społeczeństwa – twierdzi Aggelis Pouliasis. Mówi, że kawiarnię, w której siedzimy, nie tak dawno otaczały namioty. Obok było centrum kontaktów z mediami i punkt pierwszej pomocy. Zamawia herbatę. Ma 37 lat, jest grafikiem komputerowym i choć jego sytuacja jest relatywnie lepsza niż wielu innych Greków, z poczucia solidarności popierał cały ruch. Na plac przychodził codziennie. – Nadal mam z tymi ludźmi kontakt, piszemy do siebie maile, informujemy się o lokalnych demonstracjach. Czy znów zaprotestują masowo? – Nie wydaje mi się. Myśmy nasze zadanie wykonali. Pokazaliśmy, że nie zgadzamy się, by koszty kryzysu ponosili najbiedniejsi, że rządząca elita też powinna się dorzucić. Jak hiszpańscy Indignados czy Amerykanie na Wall Street czekamy na to, co wykiełkuje z ziarna, które pomagaliśmy zasadzić. Nadchodzi naprawdę wielka zmiana. Systemowa. A póki co – jakoś trzeba żyć.

Terapia szokowa

Niedaleko placu Konstytucji znajduje się siedziba jednego z największych związków zawodowych – ADEDY. Zrzesza 350 tys. pracowników budżetówki. Sekretarz generalny Ilias Iliopoulos siedzi w wielkim skórzanym fotelu i zaprasza do środka. Czasu mamy niewiele, bo w kolejce już czeka ekipa telewizji japońskiej. – Wolność, sprawiedliwość, duma, walka, precz z okupacją, nie poddamy się, nie pozwolimy, by spekulanci wykupili naszą ziemię, porty, lotniska i fabryki. Nie chcemy lichwiarskich pożyczek od trójki [MFW, UE, EBC]. Niech nam pozwolą, to sami spłacimy cały dług, choćby to miało zabrać i 30 lat – wyrzuca z siebie.

Koniec przydzielonego czasu. Do biura wchodzą Japończycy. Na szczęście asystentka sekretarza jest bardziej konkretna: w tym roku związek zorganizował już 30 strajków i protestów, ale to nie koniec. Kalendarz kolejnych jest właśnie domykany, bo trwają rozmowy z pozostałymi centralami związkowymi i partiami, które nie weszły do koalicyjnego rządu (komuniści i radykalna lewica). Wspólnie nie zgadzają się na drugi pakiet ratunkowy i program ekspresowej prywatyzacji. Najbliższy strajk generalny chcą zorganizować w dniu debaty nad nowym budżetem, a kolejny w rocznicę obalenia wojskowej dyktatury.

Do końca listopada każdy, kto jest właścicielem domu lub mieszkania, powinien dostać rachunek za energię. A na nim dodatkowy podatek, który będzie obowiązywał przez trzy lata. Im nieruchomość większa, młodsza i w lepszej okolicy, tym podatek wyższy (maksymalnie 20 euro za metr kw.). W sumie ma to dać 3 mld euro. Na zapłatę jest 40 dni. Kto nie zapłaci, zostanie bez prądu. – My jakoś uciułamy, ale co mają powiedzieć emeryci i bezrobotni? – Kostas i Elefteria jeszcze nie dostali rachunku. Czekają. Obstawiają jakieś półtora tysiąca euro. Dużo, ale to dlatego, że liczy się i sklep, i niewielki domek.

Pójdą na to dwie moje pensje – Elefteria od 23 lat pracuje w szpitalu, bada krew. Dostaje 786 euro na rękę. A jeszcze niedawno zarabiała 1200. Klient, któremu Kostas pokazywał swoje wynalazki, niczego w końcu nie kupuje i wychodzi. Choć stolik mu się podobał. Stał przy nim chwilę i nawet poprosił, żeby go rozłożyć.

Czytaj także: Rozmowa z dr. Thanosem Dokosem, dyrektorem Centrum Polityki Europejskiej ELIAMEP

Polityka 47.2011 (2834) z dnia 16.11.2011; 2011; s. 54
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama