Gimnastyka języka
Seplenienie, jąkanie, reranie. Polacy na gwałt potrzebują logopedów
W gabinecie logopedycznym w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Głuchych w Warszawie wisi na ścianie duże lustro. Było kiedyś najważniejszym elementem wyposażenia. – Dziś pacjenci nadal oglądają w nim ruchy języka i warg, co pomaga w samokontroli aparatu artykulacyjnego – tłumaczy Danuta Zielińska, która uczy mowy niesłyszących uczniów. – Ale ważniejsze stało się szersze spojrzenie na umiejętność porozumiewania się, na całe ciało i umysł. Zwracamy uwagę na umiejętność planowania wypowiedzi oraz napięcie różnych mięśni.
Współczesna logopedia wykorzystuje w coraz większym stopniu programy komputerowe, ale i tak nic nie zastąpi – podczas diagnozowania zaburzeń mowy lub prowadzonej już terapii – bezpośredniego kontaktu z nauczycielem i rehabilitantem. W tej podwójnej roli, nierzadko poszerzonej o psychologię, występują właśnie logopedzi. – Laicy kojarzą nas ze specjalistami, którzy zajmują się tylko wadami wymowy, ale to zbyt wąskie ujęcie – twierdzi dr Danuta Emiluta-Rozya, kierująca Zakładem Logopedii Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. – Zajmujemy się kształtowaniem językowego porozumiewania się, czyli rozumienia i tworzenia wypowiedzi słownych u dzieci, które tej pozornie łatwej umiejętności nie są w stanie opanować w sposób naturalny.
Powody mogą być różne: uszkodzenie narządu słuchu, zaburzenia pracy mózgu i rozwoju emocjonalno-społecznego, autyzm. Logopedzi pracują także z dorosłymi, którzy utracili zdolność językowego komunikowania się (często nie tylko w mowie, ale i w piśmie) z powodu udarów lub w przebiegu chorób układu nerwowego. W kręgu zainteresowania logopedów znalazły się również dysfagia (czyli zaburzenia połykania, którym można przeciwdziałać wzmocnieniem mięśni wykorzystywanych podczas artykulacji) oraz komunikacja wspomagająca i alternatywna, mająca nauczyć osoby niemówiące (np.