Klasyki Polityki

To była zaplanowana rzeź

Pogrzeb rodziny Jaremowiczów zamordowanej przez ukraińskie bojówki 11 listopada 1944 r., Żezawa, pow. Zaleszczyki, woj. Stanisławów Pogrzeb rodziny Jaremowiczów zamordowanej przez ukraińskie bojówki 11 listopada 1944 r., Żezawa, pow. Zaleszczyki, woj. Stanisławów Ośrodek Karta w Warszawie
Co tak naprawdę stało się w 1943 roku na Wołyniu? Opowiada o tym. prof. Grzegorz Motyka, znawca polsko-ukraińskich stosunków.
Zdjęcie zamordowanej przez nacjonalistów ukraińskich rodziny Rudnickich z wioski Chobultowa, gmina Mikulcze, 12 km od Włodzimierza WołyńskiegoEAST NEWS Zdjęcie zamordowanej przez nacjonalistów ukraińskich rodziny Rudnickich z wioski Chobultowa, gmina Mikulcze, 12 km od Włodzimierza Wołyńskiego

Rozmowa ukazała się w tygodniku POLITYKA w lipcu 2013 roku.

Rozmowa z prof. Grzegorzem Motyką o przebiegu zdarzeń, ich podłożu, liczbie ofiar, rozkazodawcach i współczesnych sporach polsko-ukraińskich o wzajemne winy.

Marian Turski, Jagienka Wilczak: – Ustalmy na początek, skąd się wzięła ta data: 11 lipca 1943 r.? Jakie fakty spina?
Grzegorz Motyka: – Dla mnie jest to data symboliczna – tego dnia oddaje się hołd wszystkim ofiarom tzw. antypolskiej akcji UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii), która rozpoczęła się 9 lutego 1943 r., a zakończyła 18 maja 1945 r. Od Parośli do Borodycy – to pasmo krwawych napadów na polskie wioski, których kulminacja nastąpiła właśnie 11 lipca 1943 r. Tego dnia, jak oceniają historycy, napadnięto na 99 miejscowości. Potem były kolejne masakry: lipiec–sierpień 1943 r. to najbardziej krwawe miesiące antypolskiej akcji UPA. Co ważne, kulminacja napadów 11 lipca od dawna jest dla historyków dowodem, że etniczne czystki miały zorganizowany charakter.

Doskonale zdaję sobie sprawę ze złożoności konfliktu polsko-ukraińskiego. Wojna polsko-ukraińska z lat 1918–19, akcja Wisła po drugiej wojnie światowej... W naszej wspólnej historii często bywało tak, że to Ukraińcy byli ofiarami. Ale w wypadku zbrodni wołyńskiej czy wołyńsko-galicyjskiej mówimy o mordzie popełnionym na ludności polskiej. Jest to chyba ostatnie wydarzenie historyczne, którego ocena tak mocno dzieli Polaków i Ukraińców, stając się wręcz problemem politycznym. Jeśli podchodzę z pewną nieufnością do prób umieszczania antypolskich czystek w kontekście polityki narodowościowej II RP i operacji Wisła, to dlatego, że niekiedy trudno oprzeć się wrażeniu, iż mamy do czynienia z próbą usprawiedliwienia masowych zbrodni.

Mówimy o brutalnych mordach na ludności cywilnej, sąsiadach. Czy nie jest tak, że po wkroczeniu Niemców na Ukrainę, po mordach na Żydach, było już na to wyraźne przyzwolenie?
Historycy wymieniają kilka przyczyn tych wydarzeń: niesprawiedliwa wobec mniejszości narodowych polityka II Rzeczpospolitej, która sprawiła, że nacjonalizm łatwiej znajdował poparcie. Ukraińcy obawiali się, iż w wypadku powrotu polskiej państwowości znów staną się obywatelami drugiej kategorii. Kolejna przyczyna: wyznawana przez członków OUN (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów) ideologia integralnego nacjonalizmu, zakładająca, że przyszłe państwo ukraińskie ma być jednorodne narodowo. W ten światopogląd była też wpisana daleko idąca zgoda na użycie przemocy. Wreszcie kontekst drugiej wojny światowej, która zburzyła porządek społeczny, osłabiając struktury władzy. Sowieci, a potem Niemcy doprowadzili do upadku moralności społecznej; śmierć stała się czymś codziennym. Po Zagładzie Żydów na Wołyniu w latach 1941–42 (rozstrzelano wówczas 150–200 tys. osób) pozostał już tylko krok do pomysłu, by zrobić to samo z Polakami.

Po klęsce Wehrmachtu pod Stalingradem kierownictwo OUN (Stepana Bandery, czyli OUN-B) postanowiło zademonstrować aliantom zachodnim, że prowadzi walkę z Trzecią Rzeszą. Dlatego powstały oddziały partyzanckie, które podjęły działania przeciwko Niemcom, Sowietom, ale i polskiej ludności. Zaczęły one działania na Wołyniu, bo tam niemiecka władza administracyjna była najsłabsza, a zarazem brutalne rządy Ericha Kocha sprawiały, że akcje UPA mogły liczyć na poparcie mieszkańców. W Galicji Wschodniej reżim okupacyjny był łagodniejszy, a sympatie germanofilskie znacznie większe (pamiętano o czasach monarchii austro-węgierskiej); entuzjastycznie powitano tam np. decyzję o formowaniu dywizji SS Galizien, która powstała w tym samym czasie co UPA.

Niektórzy pytają: jak to się stało, że sąsiad mógł pójść na sąsiada? Otóż rzeź wołyńska nie była jakimś spontanicznym buntem chłopów. W tym wypadku mówimy o zorganizowanej zbrodni. Od pierwszego do ostatniego napadu za antypolską czystką stali członkowie OUN-B i UPA, świadomie mobilizujący chłopów i mordujący siekierami po to, aby właśnie stworzyć wrażenie wybuchu chłopskiej żakerii. Chodziło o to, aby przerazić Polaków, ale też ukryć fakt, że jest prowadzona zorganizowana, nowoczesna czystka etniczna.

UPA mobilizowała chłopów pod przymusem, choć zapewne część z nich nie miała większych oporów przed udziałem w mordach. Część jednak miała. Znany jest przypadek Ukraińca, który uratował polską rodzinę i na jej oczach został przymusowo zmobilizowany przez oddział UPA. Wieczorem, po powrocie do domu, opowiedział, że został zaprowadzony do sąsiedniej wsi, gdzie kazano mu – grożąc w wypadku odmowy rozstrzelaniem – siekierą zabijać zgromadzonych już tam Polaków.

Ustalmy fakty dotyczące chronologii i geografii wydarzeń. Gdy rozmawiamy o zbrodni wołyńskiej, jaki obszar mamy na myśli?
Chodzi o przedwojenne województwa: wołyńskie, tarnopolskie, stanisławowskie, lwowskie – po Brzozów i Lubaczów – oraz część województwa lubelskiego, powiaty hrubieszowski, chełmski, tomaszowski. Decyzja o przeprowadzeniu antypolskiej akcji w kierownictwie banderowskim zapadła w końcu 1942 r. OUN-Bandery zadecydowała wówczas, że w momencie przystąpienia do walk partyzanckich należy rozpocząć wypędzanie Polaków i Żydów pod groźbą śmierci ze wszystkich terenów, które nacjonaliści uważali za ukraińskie. Przy czym z góry zakładano, że część Polaków i Żydów, tzw. aktywnych, trzeba będzie zabić. Oczywiście, w przypadku ludności żydowskiej to było już w dużej mierze teoretyczne, bo Holocaust się dokonał czy dokonywał. Inaczej rzecz wyglądała w wypadku Polaków.

W lutym 1943 r. oddział UPA uderzył na posterunek niemieckiej policji we Włodzimiercu, a po jego rozbiciu przeszedł do niewielkiej polskiej wsi Parośle, wybijając tam 9 lutego całą polską ludność. Mordowano okrutnie, za pomocą siekier. Stąd moja hipoteza, że ten plan wypędzenia polskiej ludności banderowcy chcieli zrealizować poprzez punktowe wybicie w brutalny sposób polskich wiosek. Liczono na to, że przerażeni Polacy sami wyjadą.

Ale kiedy po kilku miesiącach okazało się, że część Polaków pozostaje w miastach, a inni tworzą bazy samoobrony, wówczas – w maju/czerwcu 1943 r. – zapadła decyzja: zabijamy całą polską ludność. Kulminacja napadów 11 lipca to efekt tego rozkazu. Antypolska czystka na Wołyniu trwała do początku 1944 r., ale jej brutalność sprawiła, że w łonie samych banderowców zaczęło rodzić się pytanie, czy nie jest ona zbyt brutalna i czy nie doprowadzi do skompromitowania ukraińskiej sprawy narodowej. I o tym, jak się wydaje, dość burzliwie debatowano na III Zjeździe OUN-B w sierpniu 1943 r. w Tarnopolskiem. W trakcie zjazdu zwyciężyła frakcja, która uznała, że to, co się stało na Wołyniu, należy zaakceptować. Więcej, należy przeprowadzić antypolską akcję również w Galicji Wschodniej, choć w tym wypadku zamiast eksterminacji polskiej ludności zamierzano – zgodnie z planem z końca 1942 r. – „jedynie” wypędzić ją pod groźbą śmierci. OUN-B w Galicji Wschodniej już w drugiej połowie 1943 r. przystąpiła do eksterminacji tzw. polskiego aktywu (księży, nauczycieli, leśników). W kolejnym etapie napadano na wybrane polskie wioski, przede wszystkim te, w których istniała silna samoobrona. W kwietniu 1944 r. przystąpiono tu już do masowej akcji wypędzania Polaków. Pomimo oficjalnych rozkazów UPA, zalecających zabijanie „tylko” mężczyzn, przebieg antypolskiej akcji nierzadko był tak okrutny, że nawet niektórzy nacjonaliści nieśmiało sugerowali, by wstrzymać dalsze napady. Jeden z działaczy OUN tak uzasadniał podobną propozycję: „uważam, iż osiągnęliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy. Czy z Galicji wyjedzie jeszcze 1000 Polaków mniej czy więcej, nie gra już roli”.

Dopiero po wejściu Armii Czerwonej pojawiły się pierwsze rozkazy UPA nakazujące wstrzymanie antypolskich czystek, bo stało się jasne, że te nie mają politycznego sensu, skoro Sowieci tak samo traktują AK, jak i UPA. Pomimo to mordy trwały do początku 1945 r. – szczególnie wiele było ich np. na przełomie 1944–45 r. w województwie tarnopolskim. Akcja, którą za Mariuszem Zajączkowskim uważam za ostatnią w łańcuchu napadów prowadzonych w ramach zorganizowanej antypolskiej operacji, odbyła się 18 maja 1945 r. w Borodycy na Lubelszczyźnie. Trzy dni później w tym regionie ukraińskie i poakowskie podziemie zawarło zawieszenie broni (rok później doszło nawet do dwóch wspólnych akcji przeciwko komunistom).

Czy może pan wskazać, czym się różniła OUN-B od OUN-M?
OUN powstała w 1929 r. i od początku zarysował się w niej podział na starych, byłych oficerów ukraińskiej Armii Galicyjskiej (Halickiej), i młodzież, która w wojnie polsko-ukraińskiej już nie wzięła udziału i wychowała się w duchu sprzeciwu wobec II RP. W 1940 r. ten konflikt pokoleniowy doprowadził do podziału organizacji na dwie, od nazwisk przywódców – Andrija Melnika (OUN-M) i Stepana Bandery (OUN-B). Ta ostatnia była bardziej radykalna i to ona dzierżyła rząd dusz w Ukrainie Zachodniej. Miała większe poparcie i była reżyserem antypolskiej czystki.

Z punktu widzenia polskiego, kto był gorszy – OUN czy UPA?
Były dwie Ukraińskie Powstańcze Armie. Pierwsza, stworzona w 1942 r. przez Tarasa Bulbę Borowcia, nawiązywała do formacji petlurowskiej, która w latach 20. walczyła z Sowietami o niepodległość Ukrainy. Banderowcy, gdy zaczęli tworzyć własne oddziały partyzanckie na początku 1943 r., dokonali wrogiego przejęcia najpierw nazwy, a później też całej formacji. Odziały Bulby Borowcia były rozbrajane, a jego żona została nawet zamordowana przez banderowców (on sam potępił antypolskie czystki).

Czy zachował się rozkaz wymordowania Polaków?
Dokumentacja potwierdzająca zorganizowany charakter zbrodni wołyńsko-galicyjskiej jest zaskakująco bogata. Mówię tu zarówno o dokumentach własnych OUN i UPA (choć duża część najbardziej tajnych rozkazów nie przetrwała – na jednym z ocalałych można znaleźć adnotację: po przeczytaniu spalić), jak i zeznaniach schwytanych członków ukraińskiego podziemia. Warto wspomnieć w tym miejscu o ważniejszych znanych materiałach.

Z dokumentu znajdującego się w Państwowym Archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy dowiadujemy się, że jesienią 1942 r. zapadła decyzja, że Polacy i Żydzi będą wypędzeni pod groźbą śmierci. Z zeznań składanych przed sowieckimi śledczymi przez wysokich rangą członków OUN wiemy o sporach w środowisku tej organizacji związanych z działaniami UPA na Wołyniu. Po zderzeniu z relacjami i raportami upowskich oddziałów z napadów na polskie wsie wyłania się z nich w miarę całościowy obraz sytuacji. Zachowała się nawet wypowiedź Romana Szuchewycza z lipca 1944 r., który na zebraniu Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej (miała ona być w założeniu ponadpartyjnym ciałem kierującym walką UPA, choć w rzeczywistości była tworem fasadowym zdominowanym przez banderowców) stwierdził wyraźnie, że na Wołyniu nastąpiła „likwidacja polskiej ludności” i że w Galicji Wschodniej prowadzona jest akcja wysiedleń pod groźbą śmierci.

W jakich archiwach znajduje pan te dokumenty?
Ukraińskich, polskich, rosyjskich, białoruskich. Niestety, nie wszystkie są dostępne dla badaczy. W dodatku są często rozproszone, trzeba więc cierpliwie przeglądać wiele teczek i odnajdywane w nich pojedyncze informacje mozolnie układać w całość. Bardzo cenne dokumenty widziałem w Państwowym Archiwum Federacji Rosyjskiej. Niestety, część z nich pozostaje tajna. Z dostępem do materiałów w rosyjskich archiwach jest znacznie gorzej niż na Ukrainie.

Skąd niezgoda Ukraińców na podawaną przez polskich historyków liczbę, że na Wołyniu poniosło śmierć z rąk UPA 100 tys. ofiar?
Cóż, nie jest łatwo zmierzyć się z winami własnego narodu... Poza tym po ukraińskiej stronie właściwie nie prowadzi się badań historycznych dotyczących tej problematyki. W ukraińskich statystykach praktycznie nie można odróżnić tego, co było dziełem samoobrony i oddziałów AK, od działań niemieckich grup pacyfikacyjnych. A jeśli nawet wiadomo, że akcja była dokonana siłami miejscowej administracji okupacyjnej, to z kolei pozostaje niejasne, czy sprawcami byli sami Niemcy, czy też pomagała im sformowana przez nich polska policja. Bez wątpienia na Wołyniu w szeregach policji pomocniczej podległej Niemcom znalazło się ok. 1,5–2 tys. Polaków. Jednak ja oraz wielu polskich historyków uważamy, że jeżeli chcemy rzetelnie zbadać konflikt polsko-ukraiński, to nie możemy zbrodni popełnianych przez polskich policjantów (choć, rzecz jasna, należy je opisać i potępić) dopisywać do polskiego rachunku, lecz traktować jako winy niemieckie. Bo w końcu te pacyfikacje były wykonywane na rozkaz Niemców. Żeby być dobrze zrozumianym: to samo dotyczy zbrodni popełnionych przez ukraińskich policjantów.

A na czym opierają wyliczenia polscy historycy?
Polskie wyliczenia są oparte na badaniach prowadzonych od dołu – poprzez cierpliwe liczenie ofiar wioska po wiosce, oraz od góry – gdy próbuje się uchwycić przepływy ludności związane z wysiedleniami, deportacjami, wyjazdami na roboty przymusowe itp. Zestawia się te dane z istniejącymi statystykami i spisami. Pokazują one, że liczba ok. 100 tys. ofiar jest jak najbardziej wiarygodna i kolegom ukraińskim nie udało się do tej pory jej podważyć. Jeśli już, to raczej może się okazać, iż większe, niż sądzimy, były ukraińskie straty na Wołyniu. Ale to nie jest tak, jak sugerują badacze ukraińscy, że my nie badamy wypadków, kiedy to Polacy dopuszczali się brutalnej zemsty. Wręcz przeciwnie, składamy mozolnie wszystkie kolejne fragmenty puzzli. Niebawem ukaże się rozprawa doktorska Mariusza Zajączkowskiego, który w oparciu o dokumenty ukraińskie pokazuje, ilu Ukraińców zginęło np. na początku 1944 r. na Lubelszczyźnie, kiedy to oddziały polskiego podziemia spaliły ponad 20, w większości prawosławnych, wiosek. Zabito wtedy najprawdopodobniej 1100 ukraińskich cywilów.

Czy mógłby pan wymienić główne postaci dramatu i je scharakteryzować?
Przede wszystkim wielki nieobecny, czyli Stepan Bandera. Choć był w tym czasie uwięziony w niemieckim obozie Sachsenhausen i nie mógł wydawać rozkazów prowadzenia czystek, to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością możemy powiedzieć, że je później akceptował i autoryzował. Na pewno nigdy się od nich nie odciął. Nie możemy nie uwzględnić faktu, że pomysły na przeprowadzenie antypolskiej czystki pojawiały się jeszcze przed wojną.

Na Wołyniu osobą najbardziej odpowiedzialną za mordy jest Dmytro Klaczkiwski, ps. Kłym Sawur, szef wołyńskiej OUN-B i UPA. To on od początku kierował antypolską czystką, a wiosną 1943 r. wydał rozkaz totalnej eksterminacji polskiej społeczności Wołynia. W Galicji Wschodniej za przebieg antypolskiej akcji z całą pewnością odpowiada dowódca UPA Roman Szuchewycz, ps. Taras Czuprynka. Nie wiemy, czy współpracował on z Klaczkiwskim przy organizacji rzezi przed sierpniem 1943 r. Wiadomo, że je latem 1943 r. zaakceptował jako szef całej OUN i dowódca UPA. Bezpośrednio dowodził oddziałami UPA i koordynował uderzenia przeciwko Polakom w Galicji dowódca UPA Zachód Wasyl Sydor, ps. Szełest, który był podkomendnym Szuchewycza jeszcze z czasów wspólnej służby w niemieckim batalionie Nachtigall, utworzonym w 1941 r. I jeszcze jedna osoba, którą warto tutaj przywołać – szef Służby Bezpieczeństwa OUN Mykoła Arsenycz, ps. Mychajło.

Wszyscy oni zginęli w walce z Sowietami. Kłym Sawur w lutym 1945 r. pod Równem, wydany przez jednego ze schwytanych dowódców UPA Jurija Stelmaszczuka – Rudego, który ciężko chory na tyfus, przesłuchiwany przez NKWD zdradził miejsce pobytu swojego przełożonego (co i tak mu nie pomogło, został rozstrzelany w 1945 r.). W 1949 r. w Gorganach zginął Szełest w walce z wojskami MGB (Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego). W marcu 1950 r. w obławie pod Lwowem zginął Szuchewycz. Natomiast Arsenycz zginął w 1947 r. koło Brzeżan, otoczony przez wojska MGB, w bunkrze, gdzie przebywał razem z żoną.

A kogo wymieniłby pan po stronie polskiej?
Po stronie polskiej odpowiedzialność była rozproszona, rozłożona na poszczególne okręgi – w końcu Polacy głównie reagowali na działania UPA. Można tu przywołać nazwiska dowódców AK, Wołyńskiej i Galicyjskiej: płk. Kazimierza Bąbińskiego – Lubonia, zastąpionego później przez Jana Kiwerskiego – Oliwę, oraz płk. Władysława Filipkowskiego – Jankę. A także Kazimierza Banacha, delegata rządu na okręg wołyński. Trzeba mieć świadomość, że polskie podziemie stanęło w 1943–44 r. przed ogromnym dylematem. Zgodnie z ogólnymi planami przygotowywało się ono najpierw do wywołania powstania powszechnego, a potem przeprowadzenia akcji Burza, słusznie skądinąd uważając, że największym zagrożeniem dla utrzymania Wołynia i Galicji Wschodniej w polskich granicach nie jest UPA, tylko Sowieci. W związku z tym starało się ograniczyć działania przeciwko Ukraińcom do koniecznej samoobrony, by zachować jak najwięcej sił na moment nadejścia frontu. W Galicji Wschodniej polscy narodowcy ostro za to krytykowali dowództwo AK, uznając, że faktycznie osłabia ono samoobronę.

Jakie są punkty zbieżne i rozbieżne historyków polskich i ukraińskich w omawianych kwestiach?
Zdaniem ukraińskich historyków, najprościej mówiąc, Polaków zginęło mniej, a Ukraińców więcej; próbują oni podważyć wiarygodność polskich szacunków strat. Kolejna sporna kwestia dotyczy genezy wydarzeń. Po stronie ukraińskiej jest, na przykład, rozpowszechniony pogląd, że rzeź wołyńska była odpowiedzią, wręcz zemstą za to, co Ukraińców spotkało przedtem na Lubelszczyźnie i Chełmszczyźnie. W książce „Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła” starałem się udowodnić, że co prawda Ukraińcy cierpieli na Chełmszczyźnie, ale masowe mordy Polaków na Ukraińcach miały tam miejsce dopiero po rozpoczęciu rzezi na Wołyniu. Wszyscy polscy historycy mają na ten temat podobny pogląd. Tak uważał Ryszard Torzecki jeszcze na początku lat 90., do tego poglądu przychyla się dziś przedstawiciel najmłodszego pokolenia historyków Mariusz Zajączkowski.

Następna sprawa: na ile zbrodnia wołyńska miała zorganizowany charakter? Po ukraińskiej stronie często pojawia się hipoteza, że w 1943 r. doszło do wybuchu antypolskiego buntu społecznego. Dopiero później do akcji włączyła się UPA i przekształciła żakerię w polsko-ukraińską wojnę, w trakcie której obie strony popełniły podobne zbrodnie. Zaznaczę od razu, iż ta teoria jest całkowicie oderwana od faktografii: ja od kilkunastu lat szukam wioski, która spontanicznie chciała dokonać zbrodni na sąsiadach Polakach, i gdziekolwiek udało mi się odtworzyć przebieg wydarzeń, to zawsze okazywało się, że za mordami stali banderowcy. Wreszcie wiele emocji wywołuje kwestia oceny polskiego odwetu. Na Ukrainie często stawia się znak równości pomiędzy działaniami polskiego i ukraińskiego podziemia, co po części przynajmniej przekłada się na spór o to, czy można ukraińskie czystki nazwać ludobójstwem czy nie.

Po polskiej stronie, choć historycy ze sobą dyskutują, a nierzadko wręcz ostro siebie krytykują, wszyscy, od Lucyny Kulińskiej do Jana Pisulińskiego i od Czesława Partacza po Andrzeja Leona Sowę – od prawicy do lewicy – wszyscy powiedzą, że znaku równości pomiędzy działaniami UPA a polskiego podziemia postawić nie można. Bo po ukraińskiej stronie miała miejsce zorganizowana odgórnie czystka etniczna na ogromnym terytorium kilku województw. A Polacy podobnej operacji zwyczajnie nie przeprowadzili (wszystkie wypadki odwetu miały jedynie lokalny charakter).

Może warto też powiedzieć o stosunku ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego do rzezi.
Metropolita Andrzej Szeptycki zachował się w sposób niezwykle przyzwoity w przypadku zagłady Żydów. Przez cały 1942 r., jeśli można tak powiedzieć, prowadził krucjatę w obronie życia, apelował o poszanowanie piątego przykazania Dekalogu (najbardziej znanym przejawem tej akcji był słynny list „Nie zabijaj”). Chciał w ten sposób zapobiec włączeniu się greckokatolickich Ukraińców w Zagładę. Równolegle stworzył siatkę greckokatolicką ratującą osoby pochodzenia żydowskiego.

Jeśli chodzi o konflikt polsko-ukraiński, to stanął on twardo na stanowisku, że nie wolno zabijać niewinnych, ani Polaków, ani Ukraińców, nie wydał wszakże oświadczenia, w którym napiętnowałby antypolskie czystki UPA. Czy nie zdawał sobie sprawy z grozy sytuacji polskiej ludności? Bo z całą pewnością nie sympatyzował z banderowcami i był wobec nich krytyczny. Znane jest jego posłanie z 1944 r., w którym protestował przeciwko dzieleniu katolików obu obrządków. Kiedy w Galicji Wschodniej rozpoczynała się antypolska akcja UPA – było to ewidentne potępienie banderowskich metod. Odnoszę jednak wrażenie, że Szeptycki nie chciał stawiać kropki nad i w obawie, by Polacy nie wykorzystali jego słów przeciwko Ukraińcom w momencie, kiedy alianci podejmowaliby decyzję, do kogo ma należeć Lwów.

Niestety, niewiele wiemy o postawach zwykłych księży greckokatolickich. Wśród kilku tysięcy kapłanów było na pewno kilkunastu czy kilkudziesięciu, którzy poszli bardzo daleko w swoim poparciu dla UPA. Paru trafiło nawet jako kapelani do leśnych oddziałów, zresztą wbrew woli metropolity Szeptyckiego. Z kolei przynajmniej kilkunastu kapłanów mocno zaangażowało się w pomoc Polakom, ratując im życie. Trzeba też wspomnieć o kilkudziesięciu greckokatolickich księżach, którzy czasem za rzeczywiste związki z podziemiem, ale znacznie częściej z powodu zastosowania zasady zbiorowej odpowiedzialności – zginęli z ręki polskiego podziemia.

Z historii UPA, w którą wpisany jest Wołyń, próbowano uczynić mit założycielski niepodległej Ukrainy…
Bardzo żałuję, że w ukraińskiej historiografii nie przemyślano historii UPA pod kątem liberalno-demokratycznych wartości. Próbował to podjąć Jurij Kyryczuk, ale przedwcześnie tragicznie zmarł. Chciał on krytycznie zanalizować historię UPA, potępiając w niej to, co zasługuje na potępienie, a jednocześnie zachować to, co budzi przynajmniej pewien szacunek, a więc walkę o niepodległość toczoną z Niemcami i Sowietami. Dziś w ukraińskiej historiografii na ogół bierze górę linia hagiograficzna, która pokazuje członków UPA jako spiżowych bohaterów, bez żadnej skazy, a niekiedy przybiera postać wręcz humorystyczną.

Czy jest możliwe wytworzenie takiej empatii po obu stronach, żeby znaleźć się na poziomie relacji Niemcy–Francuzi, może nawet Polacy–Niemcy, gdzie mamy listę rozbieżności, ale gdzie jest jednak możliwość wspólnych badań?
Polaków i Ukraińców – w moim przekonaniu – dzieli dziś nie tyle trudna historia, co problem oceny zbrodni wołyńskiej, zwłaszcza oceny moralnej. W gruncie rzeczy relacje między Polakami i Ukraińcami są bardzo życzliwe, z czego można tylko się cieszyć.

Badania Muzeum II Wojny Światowej pokazują, że wbrew opinii szerzonej przez środowiska kresowe w polskim społeczeństwie wiedza o zbrodni wołyńskiej jest duża. Stąd oczekiwanie, że antypolskie czystki zostaną opisane w podręcznikach szkolnych. W Polsce rozpoczyna się właśnie debata, jak taki zapis ma wyglądać. Przedsmak przyszłych sporów na ten temat możemy dostrzec w dyskusjach, z jakimi mieliśmy do czynienia w Senacie i Sejmie w związku z przygotowywanymi uchwałami z okazji 70-lecia zbrodni wołyńsko-galicyjskiej. To właściwie taki skondensowany zarys tej znacznie szerszej publicznej debaty podręcznikowej. Nie mają racji ci, którzy uważają, że taką dyskusję można powstrzymać lub odłożyć na później. Prowadzi to wyłącznie do wzmocnienia poglądów skrajnych. Mogę tylko wyrazić nadzieję, że w podręcznikach znajdzie się wyważony opis tego, co się wówczas stało.

Grzegorz Motyka – dr hab., prof. ISP PAN, członek Rady IPN, znawca stosunków polsko-ukraińskich w XX w. Napisał m.in. „Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947” – książka otrzymała Nagrodę Historyczną POLITYKI za 2011 r.

Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną