Podwórka, skwerki, skrawki przestrzeni pomiędzy domami i ulicami. Niewielkie, ale liczne. Gdy skręcić z wyłożonej kostką bauma ulicy albo zajrzeć za odmalowane fasady, odkrywa się chaos. Stojące pośrodku podwórek rozwalone śmietniki, doczesne szczątki tapczanów, telewizorów, ram okiennych. Rozjeżdżone błoto i bezładnie zaparkowane samochody. Kruszejące, betonowe bryły garaży, pokryte liszajami farby. I gdzieś między tym wszystkim jakiś bluszcz, pnąca róża pod oknem, klomb w pomalowanej oponie, oddzielony siatką czy płotkiem kawałek, gdzie kwitną dalie, stoi plastikowy stolik pod parasolem – ślady tęsknoty za uporządkowaną, przyjazną przestrzenią.
„Przestrzeń stworzona przez człowieka może doskonalić ludzkie uczucia i ludzką percepcję” – napisał prof. Yi-Fu Tuan w książce „Przestrzeń i miejsce”. W zaprojektowanym środowisku ludzie lepiej uświadamiają sobie, kim są i jak powinni się zachowywać, niż wówczas, gdy otacza ich dzika natura. Kiedyś budowanie było aktem religijnym, ustanawianiem świata wśród chaosu, rodzajem pierwotnego tekstu, w którym przekazywana jest tradycja i koncepcja rzeczywistości. Gdy nie było książek i formalnej nauki, architektura była podstawowym kluczem do zrozumienia rzeczywistości.
„W zamysłach rozwoju architektury śledzimy wzrost ludzkich możliwości odczuwania, patrzenia i myślenia. Nieostre uczucia i pojęcia wyjaśniają się wobec obiektywnych obrazów. Być może ludzie nie uświadamiają sobie w pełni znaczenia »spokoju«, dopóki nie zobaczą proporcji greckiej świątyni na tle błękitu nieba ani znaczenia »silnej, witalnej energii«, nie oglądając barokowej fasady, czy wreszcie ogromnej wielkości, dopóki nie zobaczą monumentalnej budowli. Ale, możemy znów spytać, czyż natura nie dostarcza mocniejszych obrazów?