W zeszłym tygodniu szef brytyjskiego więziennictwa zaproponował, by zabójców dziecka zwolnić, gdy osiągną pełnoletność – za kilka miesięcy. Ich sprawa wstrząsnęła i podzieliła mieszkańców Zjednoczonego Królestwa.
Wszyscy piją
W poszukiwaniu motywów zbrodni policja, pracownicy socjalni, psychologowie i psychiatrzy zbadali środowisko rodzinne młodocianych zabójców. Matka Roberta, Ann Thompson, miała w momencie tragedii niecałą czterdziestkę, jej ojciec był kierowcą ciężarówki, bił córkę od wczesnego dzieciństwa, najczęściej po pijanemu. W święta Bożego Narodzenia w domu ustawiano choinkę, jedzono indyka; co niedzielę w odświętnych ubraniach rodzina chodziła do kościoła. Ann wyszła za mąż za równolatka, elektryka, w swoje osiemnaste urodziny. Małżeństwo trwało siedemnaście lat; mąż odszedł zostawiając ją z szóstką synów dla starszej od siebie o 18 lat kobiety, ale Ann, jak twierdziła, kochała go mimo wszystko – pracował, zarabiał, dzieci radziły sobie w szkole. Owszem, pił, ale w Liverpoolu piją wszyscy. Kobiety też. Pijackie sceny są więc stałym elementem wychowania dzieci w środowiskach takich jak dom Thompsonów.
Drugim leitmotivem okazało się znęcanie chłopców między sobą, starszych nad młodszymi. Roberta dręczyła para Malcolm i Brian; gdy urósł na tyle, by móc odreagować swoje udręki, zaczął znęcać się nad najmłodszym bratem Michaelem. Czy matka i inni członkowie rodziny tego nie widzieli? Oczywiście, że widzieli. Ale Ann uważała, że robiła dla synów, ile mogła. Dziadkowie dawali do zrozumienia, że Ann nie życzyła sobie ich pomocy wychowawczej.