Klasyki Polityki

Język z głowy

„Tak, a nawet nie” prezydenta Wałęsy to jest nic w porównaniu do „słów z głowy” głównego ekonomisty Banku Zachodniego WBK.

Nie chcę nikogo demoralizować, ale ludzie potrafią wyprawiać takie cuda językiem, że nawet starszy pan, co to z niejednym językiem (polskim i obcym) miał do czynienia, się rumieni. Słucham sprawozdania z festiwalu muzyki sakralnej w Paradyżu, a tam wysłanniczka Programu II Polskiego Radia mówi, że Francuz Alexis Kossenko to „zwierzę fletowe”. Tak powiedziała: „zwierzę fletowe”. Sprawy sakralne staram się weryfikować w „Tygodniku Powszechnym”. I tym razem się nie zawiodłem. Z korespondencji „W Paradyżu, czyli w raju” dowiadujemy się istotnie, że Kossenko to „fletowy szaleniec”. W finale wykonano Bacha. „Ten polifoniczny traktat lipski kantor pisał wbrew modom...” – czytamy i z powodu braku jednego przecinka, nie wiemy, czy lipski był traktat, czy kantor? Ale mniejsza o kantora, najważniejsze, iż – jak pisze „Tygodnik” – była to „Muzyka w raju”. Nie wiem, jak Państwo, ale ja wpadłbym na chwilę do raju, wybierałem się tam nawet na weekend w piątek 17 września. Po drodze czytałem najczęściej cytowany dziennik w III RP. Na pierwszej stronie obowiązkowa porcja złych wiadomości pod tytułem „Polska nie stosuje 257 gospodarczych ustaw europejskich. Gorzej tylko na Słowacji”. Na stronie drugiej kolejna gorzka pigułka: „Inflacja. Polska na szarym końcu”. Gorzej tylko na Słowacji, Węgrzech i w Estonii. Kartkujemy dalej, a tu nagle – grom z i tak już ciemnego nieba: „POLSKA STAJE SIĘ RAJEM” – głosi tytuł na cztery szpalty. A więc jednak – jesteśmy rajem, ale... dla Czeczenów. Dobre i to. Jak znam Czeczenów, to niedługo wszyscy będziemy w raju. Obok artykułu wypowiedzi na temat raju udziela (uwaga, uwaga!)... Jan Piekło, dyrektor instytutu Mosty na Wschód. Kiedy Piekło mówi o raju, to niech się schowa zwierzę fletowe.

W tejże „Rzepie”, w artykule „Zabójcza odsiecz”, czytamy: „Żadne nazwiska z ust głowy państwa nie padły”. Co w tym dziwnego? Jak mogły paść, skoro głowa głowy jest pusta? Zdaniem autora, prezydent wykazuje „regres mentalny do etapu z początku lat 90.”. „Regres mentalny do etapu” – to sztuka językiem nie z każdej głowy. Redakcja pisze, że autor jest „niezależnym publicystą z Krakowa”. Niezależnym – na pewno, ale od kogo? Zapewne od pustej głowy głowy państwa. Ale czy to jest wystarczająca kwalifikacja, żeby pisać do gazety?

Największej uciechy dostarczają nam jednak wypowiedzi ekonomistów. Jak wiadomo, mamy dwóch dyżurnych arabistów, dwóch socjologów, dwóch amerykanistów, ale za to najwięcej mamy ekonomistów. Komentują oni w gazetach bez zażenowania każdą hossę i bessę, każdą nominację i degradację, nie ma podwyżki ani obniżki, żeby jakiś główny ekonomista czy analityk nie dzielił się swoimi przemyśleniami. Cieszą się oni znakomitym samopoczuciem, nigdy się nie mylą, zawsze mieli rację, więc z reguły nie odwołują. Dotyczy to także dziennikarzy, w tym ekonomicznych, co mnie nie dziwi, gdyż w zamierzchłej historii przez wiele lat czołowym komentatorem „Polityki” do spraw RWPG (kto umie jeszcze dziś rozszyfrować ten skrót?) był kolega po polonistyce, autor pracy magisterskiej o Marii Konopnickiej. Cóż, Konopnicka też była samoukiem...

Główny ekonomista mówi na ogół, że „rynek odebrał decyzję dobrze” (albo źle). Jeszcze nominat nie zdąży wyjść z nową teką z Pałacu Namiestnikowskiego, a główny ekonomista już wie, jak zareagował rynek. Mało tego, główny ekonomista wie z góry, jak rynek zareaguje. Dlatego jest głównym. Gdyby główny ekonomista banku czy domu maklerskiego został głównym ekonomistą Rzeczypospolitej, to wiedziałby z góry, jak zareagują rynki i jak należy postąpić. Niestety, mamy o jednego głównego ekonomistę za mało. Nigdy nie jest tak, że główny ekonomista czegoś nie wie i przez skromność odmawia komentarza. „Pardon, nie wiem, więc nie będę zabierał głosu” – to nie dotyczy głównego ekonomisty.

Jeżeli główny ekonomista nie wie, co się zdarza, to wtedy mówi, że z jednej strony rynek zareaguje zwyżką, a z drugiej strony zareaguje spadkiem. Oto np. wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową mówi, że „z jednej strony” dane budzą optymizm, a „z drugiej strony poziom bezrobocia jest najwyższy”. (Ekonomista nie powie „bezrobocie”, tylko „poziom bezrobocia”, dla ekonomisty nie ma bezrobocia bez poziomu, tak jak dla matematyka nie ma rzędnej bez odciętej. W ekonomii jest poziom, nie ma natomiast pionu). „Z jednej strony – pisze główny ekonomista Banku Millennium – niepokoją rosnące ceny...”, za to „z drugiej pocieszające”, że wzrost cen jest niski.

„Tak, a nawet nie” prezydenta Wałęsy to jest nic w porównaniu do „słów z głowy” głównego ekonomisty Banku Zachodniego WBK. Powiada on, że ministerstwo mogło odwołać przetarg ze względu na dużą „poduszkę płynnościową”. Chcą Państwo wiedzieć, co się na tej poduszce odbywa? Proszę bardzo: odbywa się „wypychanie środków”, a nawet „odwrotny efekt wypychania”. (Wszystkie cytaty z „Rz”, oczywiście wyrwane wraz z językiem z kontekstu). Przepraszam za skojarzenie, ale cóż poradzić na to całe odwrotne wypychanie językiem z głowy na poduszce płynnościowej?

Ale to jeszcze nie koniec! Oto „Gazeta Wyborcza” zamieszcza artykuł głównego (innych już nie ma) ekonomisty BRE Banku pt. „Polityka pieniężna pokazuje ząbki”. Mamy więc już nie tylko język, ale i ząbki. Autor ubolewa, że „Rada znów zaskoczyła rynek, podnosząc stopy o 0,5 pkt”. Na poparcie swojego zaskoczenia główny ekonomista cytuje innego autora (z zespołem!), wspólnie przytaczają opinię jeszcze jednego ekonomisty: „Uhlig dowodzi, iż kontrfaktyczne prognozy opracowywane dla Stanów Zjednoczonych przy założeniu, iż w całym 2001 r. nominalne stopy procentowe pozostałyby na poziomie z końca 2000 r., prowadziłyby do konkluzji, iż pod koniec 2002 r. gospodarka amerykańska doświadczy 10-procentowej deflacji. Autor ten postuluje, aby prognozy sporządzane dla takiego horyzontu miały charakter prognoz bezwarunkowych, tj. takich, które zakładają, iż władze monetarne podejmują decyzje zgodne z regułą polityki pieniężnej”. Proste? A mówi się, że poziom mediów jest coraz niższy i w pogoni za sprzedażą równają w dół, ogłupiają czytelnika. Ja bym powiedział, że odwrotnie. Po ich lekturze człowiek ma głowę jak Kalecki do kwadratu. Na koniec gł. ekonom. ostrzega Radę, żeby nie prowadziła polityki za pomocą nieodpowiedniego instrumentarium, „bo wychodzi z tego niezły potworek”. Tak to ekonomiści z jednej strony pokazują ząbki, a z drugiej – robią potworki.

Po angielsku, zamiast „z jednej strony i z drugiej strony” mówi się „on the one hand” i „on the other hand”, czyli „na jedną rękę i na drugą rękę”. Zniecierpliwiony tym kiedyś prezydent Truman powiedział, że nie będzie więcej rozmawiał z ekonomistami, dopóki nie przyprowadzą mu takiego, który ma tylko jedną rękę. Poszukiwania trwają.

Polityka 40.2004 (2472) z dnia 02.10.2004; Passent; s. 111
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną