Indiańskie zioło, polski pazur
Indiańskie zioło, polski pazur. Wielka moc vilcacory
Chorzy na raka widzą w nim nadzieję na zdrowie. Onkolodzy mają go za wytwór szalbierzy twierdząc, że raczej szkodzi, niż pomaga. Firmy promujące i pośredniczące w sprzedaży vilcacory czerpią zyski starczające także na pokaźne charytatywne gesty.
Onkologia nie lubi vilcacory, zwanej też kocim pazurem, bo preparat z Peru nie przeszedł badań klinicznych i nie jest zarejestrowany w Polsce, nie wiadomo, jak działa. Zdarza się, że odciąga pacjentów od szpitala, co powoduje u nich przerzuty nowotworu i utratę szansy na wyleczenie.
– Po trzydziestu pięciu latach pracy jako onkolog nie znam żadnego przypadku wyleczenia środkami naturalnymi – twierdzi profesor Marek Nowacki, dyrektor warszawskiego Centrum Onkologii.
Stronnictwo vilcacory oskarża onkologię o ciasnotę umysłową i przedstawia ludzi, którzy z pomocą peruwiańskich roślin wygrali z rakiem. Oferuje w ciągłej sprzedaży naturalne produkty – od odżywek do włosów po kuracje przeciw białaczce, rakowi i AIDS.
– Uważam, że niektórzy onkolodzy w dużej mierze są niedouczeni – mówi Roman Warszewski, gdański dziennikarz, współautor książki „Vilcacora leczy raka”.
Wystarczy kliknąć w odpowiednie pola na internetowych stronach londyńskiej firmy Andean Medicine Centre, pośredniczącej w sprzedaży „cudownego pnącza Inków”, żeby dostać paczkę z preparatem do domu. Można też zadzwonić do Londynu osobiście i porozmawiać z konsultantem o swojej chorobie. Wszystko po polsku.
Główny bestseller wydawnictwa
W sierpniu 1998 r.