Według posła Palikota większość rodaków nie może cierpieć z powodu utrudnionego dostępu do śmiercionośnych narzędzi. Europa po czarnej serii strzelanin w szkołach i miejscach publicznych, których sprawcami byli przeważnie młodzi desperaci (Niemcy, Finlandia, Holandia, Belgia) zastanawia się właśnie jak zaostrzyć przepisy dotyczące dostępu do broni. U nas odwrotnie – liberalizujemy.
Komisja „Przyjazne Państwo” miała upraszczać przepisy, ułatwiać prowadzenie biznesów, zwalczać biurokrację. Sukcesów nie odniosła, zabrała się więc za temat zastępczy – z bronią każdemu łatwiej żyć. Prawdopodobnie skierowanie nowelizacji ustawy do laski marszałkowskiej wywoła gorącą debatę, która zepchnie na dalszy plan właśnie toczące się dyskusje. Na przykład tę o sprawie hazardu, o zagrożeniach związanych z kryzysem gospodarczym, o rosnącym bezrobociu.
Wygląda na to, że właśnie taki cel ma nowy pomysł. Trochę hucpiarskiej bezczelności (o narodowym cierpieniu z powodu braku dostępu do broni), trochę rzekomej troski o samopoczucie nieuzbrojonych Polaków, szczypta demagogii (rzekomo „spora grupa obywateli domagających się liberalizacji przepisów”) i mamy niezły bigos. A w tle zacierają ręce lobbyści od produkcji i handlu bronią, stowarzyszenia strzeleckie i ... gangsterzy dla których otwiera się nowa całkiem legalna forma zyskownej działalności.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że sprawa ułatwień w dostępie do broni – jeżeli zapowiedzi posła Palikota przekształcą się w czyny - będzie w przyszłości tematem dociekań sejmowej komisji śledczej. Kto lobbował, na jakim cmentarzu, z kim i za ile. Cudów nie ma, ta strzelba musi przecież kiedyś sama wystrzelić.