Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nie święci garnki lepią

Prof. Zoll o sprawie Piesiewicza

Prof. Andrzej Zoll Prof. Andrzej Zoll Iwona Burdzanowska / Agencja Gazeta
Trudno znaleźć ludzi krystalicznie sprawiedliwych. Wszyscy jesteśmy ułomni – o sprawie Piesiewicza mówi nam były rzecznik praw obywatelskich i były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll.

Grzegorz Rzeczkowski: „Super Express” opublikował w Internecie filmy, które w mocno niekorzystnym świetle przedstawiają senatora Piesiewicza. Na ich podstawie padają zarzuty, że zażywał narkotyki. Redakcja tabloidu tłumaczy, że upubliczniła filmy, bo wyborcy mają prawo wiedzieć, na kogo głosują. Czy zgadza się Pan z tą argumentacją?

Andrzej Zoll: Pytanie, czy wyborcy muszą wiedzieć wszystko. Czy tajemnice sypialni, prywatnego życia mają znaczenie w życiu publicznym? Dla wyborcy ważne jest to, co związane z jego działalnością – by godnie i mądrze pełnił swój mandat. Tymczasem Krzysztofowi Piesiewiczowi z punktu widzenia działalności publicznej nic nie można zarzucić. Senatorem jest od lat, w tym czasie wielokrotnie i mądrze występował w parlamencie. Niewątpliwie też przyczynił się bardzo istotnie do zwycięstwa demokracji w Polsce, w czasach opozycji był jednym z najodważniejszych adwokatów. Pamiętam bardzo dobrze, jak bronił chociażby działaczy Konfederacji Polski Niepodległej. Jego prywatność, czy nam się to podoba czy nie, powinna być od sfery publicznej oddzielona. Nic nam do tego, co robi w swoim domu. To sprawa jego sumienia i etyki. A to już inna rzecz.

Ale Krzysztof Piesiewicz jest adwokatem, parlamentarzystą, co oznacza, że bierze udział w tworzeniu prawa. Jeśli rzeczywiście posiadał narkotyki, znaczy, że je złamał.

Tak, złamał, oczywiście jeśli posiadał narkotyki. To niedobrze. Jeśli to miało miejsce, byłoby niewątpliwie naganne. Ale weźmy 560 parlamentarzystów, pomnóżmy przez te siedem kadencji po 1989 roku. Nie wiem, czy z tej liczby znajdzie się tych dziesięciu sprawiedliwych, którzy nie naruszyli prawa. Wszyscy jesteśmy ułomni. Nie chcę, by uważano mnie za osobę tolerancyjną wobec łamiących prawo, ale chcę tylko powiedzieć, że nie święci garnki lepią.

Oprócz kwestii prawnych, są jeszcze etyczne. Czy można powiedzieć, że Krzysztof Piesiewicz kogokolwiek uraził, zawiódł?

To bardzo trudne pytanie. Niewątpliwie pan Piesiewicz przez swoją działalność publiczną stał się osobą kształtującą pewne wzorce. Był dla wielu wzorem postępowania. Moim zdaniem z punktu widzenia działalności publicznej może tym wzorem pozostać. Oczywiście pojawia się wątpliwość, czy to, co zostało ujawnione nie burzy obrazu całości. Człowiek wszakże jest jednością i rzeczywiście w tym przypadku mamy do czynienia z pewnym załamaniem tego obrazu. Osobiście chciałbym dalej patrzeć na Krzysztofa Piesiewicza jak na osobę publiczną, która zrobiła dla Polski bardzo dużo dobrego. Jeśli ta sprawa miałaby przerwać jego działalność publiczną, to byłaby wielka szkoda.

Czy w ogóle można wyznaczyć granice między tym, co prywatne, a tym co można upubliczniać w przypadku parlamentarzystów i urzędników państwowych?

Sfera prywatności osób publicznych jest na pewno węższa niż zwykłego pana Kowalskiego. Samo określenie „osoba publiczna” oznacza, że dużo możemy o niej wiedzieć. Ale dużo nie znaczy, że wszystko. Jest pewien świat intymny, w który nie powinniśmy wchodzić. Tak jak w tym przypadku.

Co najbardziej pana, profesora prawa i byłego rzecznika praw obywatelskich, razi w tej sprawie?

Niewątpliwe takie bardzo brutalne obnażenie prywatnej sfery życia senatora. Oczywiście ta sfera z uwagi na jego publiczną działalność jest ograniczona, ale jednak jest. Dlatego takie obnażenie jest zanadto daleko idące.
Te kwestie reguluje artykuł 14 Prawa prasowego. Pozwala on na publikowanie informacji dotyczących życia prywatnego osób publicznych, ale tylko takich, które wiążą się z ich działalnością publiczną. Wymaga też uzasadnienia interesem społecznym. W tym przypadku nie widzę, by te warunki zaistniały. Gazeta wyrządziła mu wielką szkodę.

Czy w ogóle miała prawo publikować te filmy?
Moim zdaniem nie. Zbyt silnie wkroczyła w życie prywatne pana Piesiewicza. Naruszona została jego sfera prywatności.

Czy pana zdaniem może zostać za to ukarana?

Nie widziałbym w tym działaniu przestępstwa redaktora odpowiedzialnego za opublikowanie filmów. To ewentualnie problem cywilnej odpowiedzialności za naruszenia dóbr osobistych.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną