Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Maraton śledczy

Wywiad z Bartoszem Arłukowiczem o pracy komisji

Bartosz Arłukowicz Bartosz Arłukowicz Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta
Przed komisją hazardową zeznają kluczowi świadkowie. O kulisy pracy śledczych zapytaliśmy jej wiceprzewodniczącego, posła Bartosza Arłukowicza.

W sumie posłowie chcą przesłuchać 14 świadków, w tym głównych bohaterów tzw. afery hazardowej: Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego. To od ich nieetycznych kontaktów z lobbystami z branży hazardowej zaczęła się cała sprawa. Ponadto przed komisją staną: były szef CBA Mariusz Kamiński, były wicepremier Grzegorz Schetyna, szef doradców premiera Michał Boni oraz sekretarz kolegium do spraw służb specjalnych Jacek Cichocki.

Obecność tak znaczących świadków, z czego kilku bezpośrednio związanych z rządem Donalda Tuska, skupi uwagę mediów na pracach komisji. Wśród posłów śledczych widać wyraźnie, że role zostały już podzielone. PiS zapewne będzie próbować wykazać, że mamy do czynienia z wielką aferą. SLD ma nadzieję, że zeznania świadków osłabią Platformę, zaś przedstawiciele PO zepchnięci zostaną do defensywy. Bo też i każdy z posłów w komisji reprezentuje interesy partii, która go do niej delegowała.

O poglądy lewicy na tę sprawę, planach i kulisach pracy śledczych zapytaliśmy związanego z SLD posła Bartosza Arłukowicza.

Grzegorz Rzeczkowski, POLITYKA.PL: Kamiński, Cichocki, Chlebowski, Drzewiecki, Schetyna, Boni i jeszcze ośmioro innych świadków. Wszyscy mają być przesłuchani w ciągu najbliższych kilkunastu dni. Szykuje się niezły maraton.

Bartosz Arłukowicz: Rzeczywiście spory. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że wcześniej prace komisji bardzo się ślimaczyły. Teraz, kiedy przechodzimy do świadków strategicznych, to ich liczba jest wręcz zastraszająca. A do tego w dokumentach są braki, dochodzą też cały czas nowe, np. notatka wiceministra finansów Jacka Kapicy, która ujrzała światło dzienne podczas jego przesłuchania.

Jak to wpływa na prace komisji?

Widać, że rząd nie sprzyja komisji. Dzieje się to wbrew zapowiedziom Donalda Tuska, który mówił, że chce jak najszybszego wyjaśnienia tej afery. Gdyby chciał, to takie rzeczy by się nie zdarzały.

Czyli?

Choćby to, że nie wszystkie dokumenty trafiają do nas na czas. Pięć tomów akt dotyczących prac nad ustawą hazardową z kancelarii premiera dotarły do nas dopiero tydzień temu, i to godzinę przed rozpoczęciem przesłuchań. Więc jak można się do takiego przesłuchania przygotować? Jak się z nimi zapoznać?

A kiedy powinniście dostać te dokumenty?

Parę tygodni temu. Komisja została powołana 4 listopada, a mamy drugą połowę stycznia. Są też problemy z dokumentami z ABW.

To znaczy?

Po prostu nie dostajemy dokumentów źródłowych z ABW i prokuratury, tylko np. niewiele przydatne analizy. A tylko dzięki materiałom źródłowym można wyciągać wnioski, a przede wszystkim – wyjaśnić te aferę. Tymczasem brakuje dużej ich części.

Jak dużej?

Nie potrafię tego określić. Spodziewam się, że niektórzy ze świadków, którzy złożą zeznania w tym tygodniu, będą musieli zostać przesłuchani jeszcze raz. Choćby dlatego, iż mimo że już kilka dni temu dostaliśmy billingi osób zamieszanych w aferę, to pan przewodniczący Sekuła nie podpisał wniosku o ich odkodowanie. W końcu dokument adresowany do szefa Kancelarii Sejmu sam musiałem podpisać. Na dzień przed początkiem przesłuchań.

I to wygląda Panu na obstrukcję? Może Mirosław Sekuła miał powody, by zwlekać?

Staram się oceniać fakty. A fakty są takie, że pan przewodniczący niepotrzebnie zwlekał, a dopiero ja, jako jego zastępca, wniosek podpisałem.

PO nie jest szczególnie chętna do tego, by ta komisja pracowała sprawnie. Pytanie: czy tego chce sam premier, czy też jego partyjni koledzy nie chcą spełnić jego życzenia, by jak najszybciej zakończyć prace? Innego wytłumaczenia nie ma, skoro mieliśmy do czynienia już z taką obstrukcją, że świadkowie byli odsyłani bez przesłuchania, bo członkowie komisji z PO, którzy ich wezwali, nie mieli do nich pytań. Tak było z byłym posłem SLD Ryszardem Maraszkiem, którego powołał poseł Sławomir Neumann. Pan Maraszek jechał przez całą Polskę tylko po to, by złożyć przysięgę, dowiedzieć się, że nie ma do niego pytań i wrócić do domu. To o czym to świadczy?

Do tego wciąż zmieniane są listy świadków. Przedstawiciele Platformy właśnie wykreśliła innego byłego posła Sojuszu Mieczysława Czerniawskiego i posłankę PiS Aleksandrę Natalli – Świat, których sami wcześniej zgłosili. Temu towarzyszy oczywiście cała procedura, co jest dość czasochłonne. My się zajmujemy takimi rzeczami, tylko nie wyjaśnianiem sprawy.

O co pan zapyta świadków w nadchodzących przesłuchaniach? Po kolei…

Jak pan trafnie zauważył, zapytam świadków. Dlatego teraz nie będę o tym mówił.

Może więc pomogę. Kamińskiego o genezę akcji w sprawie hazardu i dlaczego za rządów PiS CBA nic nie zrobiło, choć miało sygnał od premiera Kaczyńskiego, że z ustawą hazardową dzieje się coś złego.

W tego typu pytaniach będą się specjalizowali posłowie Platformy Obywatelskiej.

Jacka Cichockiego zapewne zapyta Pan o to, dlaczego wiceminister Kapica dostał polecenie napisania nowych założeń do ustawy hazardowej już 3 sierpnia, a więc dwa tygodnie przed tym, nim premier oficjalnie dowiedział się o aferze od szefa CBA.

Wątek jest zadziwiający, niewiele jednak osób zwróciło na niego uwagę podczas zeznań wiceministra Kapicy. 12 sierpnia wpłynęły dokumenty z CBA zawiadamiające o tym, że wokół ustawy hazardowej dzieje się coś dziwnego, dwa dni później premier zaznajomił się z tymi materiałami i spotkał się z szefem Biura Mariuszem Kamińskim. Tymczasem 3 sierpnia najbliższy współpracownik szefa rządu Michał Boni, po spotkaniu z premierem, nakazał Jackowi Kapicy, który był wówczas na urlopie, by w trybie pilnym rozpoczął prace nad całkiem nową ustawą hazardową. Dlaczego? Przecież poprzednia ustawa, nad którą Kapica pracował od wielu miesięcy, była właściwie gotowa. Wystarczyło tylko wyrzucić z niej napływające kolejne uwagi opóźniające proces legislacji i ustawa mogłaby spokojnie wejść w życie. Procedura legislacyjna trwa zwykle długo… Więc skąd pomysł o pisaniu nowej ustawy?

W interesie lobbystów z branży hazardowej było, aby wprowadzenie dopłat od wygranych na automatach nastąpiło jak najpóźniej. Trzeba więc pilnie wyjaśnić, dlaczego minister Kapica, będąc na urlopie, dostał rozkaz pilnego zajęcia się ustawą. Zastanawia mnie jeszcze jedno - czemu Michał Boni nie polecił mu, by wrócił do Warszawy, ale wewnętrzną pocztą wysłał niezbędne materiały. Z czymś podobnym nie spotykamy się zbyt często.

Ale skąd premier miałby wiedzieć wcześniej, przed zawiadomieniem od Kamińskiego, że CBA interesuje się pracami nad ustawą hazardową?

Nie wiem czy wiedział. To trzeba ustalić. W Polsce mamy kilka służb specjalnych.

Ale to by znaczyło, że na przykład ABW śledziło poczynania CBA. Trąci absurdem.

To pan powiedział. Wyjaśnienia wymaga jeszcze jedno – dlaczego po rozmowie z Mariuszem Kamińskim premier wezwał najpierw Mirosława Drzewieckiego, następnie Zbigniewa Chlebowskiego, a dopiero na końcu, 26 sierpnia Jacka Kapicę? Logicznie rozumując, to przecież od niego powinien zacząć, bo to on miał największą wiedzę na temat tego, co dzieje się wokół ustawy i kto się nią interesuje.

Mariusz Kamiński twierdzi, że w ten sposób ostrzegł uwikłanych w aferę polityków PO, a premier – co brzmi całkiem logicznie – że po prostu rozmawiał z nimi by dowiedzieć się, jaki był ich stopień zaangażowania w prace nad ustawą.

Ale dlaczego nie zaczął od Kapicy, który wiedział o tej ustawie najwięcej? Wyjaśnienie afery z przeciekiem jest moim zdaniem tak samo istotne jak afery hazardowej. Bo w przypadku tej pierwszej zawiodły instytucje państwa, które powinny strzec tajemnic służb specjalnych. Zadziwia to, że po spotkaniach premiera z Drzewieckim i Chlebowskim prawie urywają się bezpośrednie kontakty z lobbystami, Ryszard Sobiesiak wycofuje córkę z konkursu na wysokie stanowisko w Totalizatorze Sportowym tłumacząc to tym, że siedzi tam CBA i KGB. To trzeba pilnie wyjaśnić.

Przejdźmy do Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego. Pierwszego zapyta pan pewnie o powody lobbowania na rzecz Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska, a drugiego o przyczyny, dla których jako minister sportu zrezygnował z dopłat do hazardu.

Moim zdaniem Chlebowski nie jest głównym bohaterem całej tej sprawy.

To kto?

Dzisiaj tego nie wiem. Wiem, że Zbigniew Chlebowski był tylko zapłonem, który wywołał całą tą aferę. Świadczy o tym jego nieodpowiedzialne zachowanie. Przecież on musiał nie mieć żadnego instynktu samozachowawczego, skoro jako szef największego klubu parlamentarnego był w takiej zażyłości z ludźmi od hazardu. Tak nie zachowują się osoby rozgrywające tego typu afery. Na pewno jest kilka osób, których rolę trzeba wyjaśnić – Mirosław Drzewiecki, jego współpracownik z ministerstwa sportu Marcin Rosół, a także byli wicepremierzy: Przemysław Gosiewski i Grzegorz Schetyna.

A świadkowie wywodzący się z SLD? Wobec nich też będzie pan taki surowy?

Oczywiście. Zapewniam, że im również będę zadawał niewygodne pytania.

Szef komisji Mirosław Sekuła mówi o przełomowych dniach dla jej prac. Pan też tak uważa?

Nie zakładam przełomu. Zakładam postęp. Najbliższe przesłuchania z całą pewnością posuną prace komisji do przodu, ale przełomowe byłyby wtedy, gdyby zostały przeprowadzone na podstawie rzetelnej i pełnej dokumentacji. Moim zdaniem przełom mogą przenieść dopiero zeznania złożone przez premiera.

Czy nie przecenia pan znaczenia Donalda Tuska, podobnie do polityków PiS twierdząc, że to premier ponosi największą odpowiedzialność za całą aferę?

Nie, uważam tylko, że dla wyjaśnienia afery hazardowej kluczowe może być znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego Jacek Kapica dostał polecenie rozpoczęcia prac nad całkiem nową ustawą. Liczę na to, że premier udzieli nam odpowiedzi na nie.

Kiedy będzie zeznawał?

Jeszcze nie wiadomo. Daliśmy Donaldowi Tuskowi wolną rękę w wyborze terminu. Wolałbym, aby nastąpiło to jak najpóźniej, gdy będziemy już po przesłuchaniach najważniejszych świadków.

28 lutego powinniście państwo zakończyć prace. Ale na dotrzymanie tego terminu nie ma szans.

Oczywiście, że nie ma. Choćby właśnie dlatego, że nie mamy dokumentów. Gdybyśmy je mieli, choćby był ich nawet kontener, w maju moglibyśmy skończyć.

Więc co się stanie 28 lutego?

Nie wiem, to zależy od PO, która jest sędzią w swojej sprawie. Mają większość, więc mogą stwierdzić, że komisja skończyła prace i przegłosują swój raport zrzucając całą winę na PiS i SLD. Koniec, kropka.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną