Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Z odbezpieczonym granatem

Jak Palikot walczy o władzę w PO

Między Grzegorzem Schetyną a Januszem Palikotem zazwyczaj iskrzy Między Grzegorzem Schetyną a Januszem Palikotem zazwyczaj iskrzy Stefan Maszewski / Reporter
Janusz Palikot toczy z Grzegorzem Schetyną coraz ostrzejszą wojnę o władzę w PO.
Zdarzają się jednak chwile odprężeniaDarek Redos/Reporter Zdarzają się jednak chwile odprężenia

Niedawno zgodzili się na zawieszenie broni, ale raczej to cisza przed jeszcze większą burzą.

Pierwsze ważne stanowisko partyjne Janusz Palikot objął w październiku ubiegłego roku, gdy został jednym z wiceszefów parlamentarnego klubu Platformy. O partyjnej pozycji Palikota świadczy to, że dostał najmniej głosów ze wszystkich wiceprzewodniczących. Gdyby nie osobiste zaangażowanie premiera Donald Tuska i niedawnego wicepremiera Grzegorza Schetyny, to być może w ogóle by nim nie został. Janusz Palikot nie jest ulubieńcem posłów PO. - Grzesiek myślał, że gdy zrobi z Palikota swego zastępcę, to zapanuje nad nim, ucywilizuje i sprawi, że ten przestanie go podgryzać – mówi jeden z ministrów Platformy.

Trzy miesiące temu odchodzący z rządu Grzegorz Schetyna zastąpił na stanowisku szefa największego klubu parlamentarnego Zbigniewa Chlebowskiego, którego podtopiła afera hazardowa. Pomagać miało mu ośmiu wiceprzewodniczących, reprezentujących ważniejsze frakcje i interesy w PO. Pięć minut po wybraniu Janusza Palikota na prestiżowe stanowisko wiceprzewodniczącego klubu, było już wiadomo, że walka dopiero się zaczyna. Tuż po glosowaniu poseł z Lublina przeszedł do natarcia. Powiedział kolegom, że choć Grzegorz Schetyna próbował go utrącić z prezydium klubu na różne sposoby, to okazał się bezsilny. Stanowisko objął na przekór szefowi klubu.

- To jego oświadczenie było zupełnie bez sensu, bo przecież wiedzieliśmy, że jest całkiem inaczej – mówi jeden z ministrów PO. – W ten sposób Palikot zapowiedział kontynuowanie walki i dalsze podgryzanie Schetyny.

Gwiazda happeningów

Polityczny sukces Janusz Palikot zawdzięcza zniknięciu Zyty Gilowskiej, która przez wiele lat była liderem PO w Lublinie. W 2005 roku okazało się, że z pieniędzy jej biura poselskiego opłacany był syn i synowa posłanki. W PO zawrzało. Gilowską oskarżono o nepotyzm i zagrożono sądem koleżeńskim. Ówczesna posłanka PO nie czekała jednak na wyrok i zrezygnowała z dalszej działalności w partii.

Była wówczas nie tylko szefem prężnego regionu lubelskiego, ale też wiceprzewodniczącą Platformy. Wtedy rozpoczęły się poszukiwania kogoś, kto lubianą, popularną i charyzmatyczną działaczkę mógłby zastąpić. Wybór padł na Janusza Palikota, znanego dotychczas ze swoich biznesowych przedsięwzięć. Wydawało się, że trudno będzie mu wypełnić pustkę po popularnej Zycie Gilowskiej.

Gdy jesienią 2005 roku Janusz Palikot po raz pierwszy zostawał posłem, był karny, zdyscyplinowany i znał swoje miejsce w szeregu. Gwiazdą medialną stawał się powoli, dzięki organizowanym przez siebie politycznym happeningom.

Z anonimowości wyrwał się wiosną 2007 roku, gdy na konferencji programowej Platformy paradował w koszulce „jestem gejem”. Janusza Palikota pokazywały wówczas wszystkie stacje telewizyjne. W wywiadach tłumaczył, że w ten właśnie sposób chciał wstawić się za mniejszościami seksualnymi. Tej samej wiosny stanął jeszcze raz na przeciwko kamer telewizyjnych. W jednej ręce trzymał pistolet, w drugiej silikonowego penisa. I znów stał się bohaterem wieczornych serwisów.

Był to czas, gdy Janusz Palikot odnalazł sposób, by zainteresować sobą Polskę. Zrozumiał, że trzeba być kontrowersyjnym, by trafić na czołówki tabloidów i do serwisów telewizyjnych. Kolejną kadencję rozpoczynał już jako gwiazda telewizyjna i polityczny celebryta.

- Janusz pokazywał posłom badania z których wynikało, że jest już w piątce najbardziej rozpoznawalnych polityków Platformy – wspomina jeden z posłów. – Co z tego, jak nie przekładało się to na jego polityczną pozycję. Był tylko jednym z 206 posłów Platformy.

Koledzy z klubu twierdzą, że w kolejnej kadencji Sejmu Janusz Palikot postanowił swoją medialną popularność przekuć na pozycję w partii. Nigdy nie ukrywał swoich ambicji. Mówił, że chciałby być szefem lub wiceszefem partii, choć na początek gotów był się zgodzić na jakieś stanowisko ministerialne. Wspominał też o funkcji sekretarza generalnego partii.

Jak Janusz poszedł na wojnę

Kłopot w tym, że funkcję tę od lat pełnił Grzegorz Schetyna, który Tuskowi towarzyszy od początku lat 90 – tych. To jeden z najbardziej zaufanych ludzi premiera. Numer dwa w Platformie. To właśnie on, jeszcze pół roku temu, był typowany na następcę Tuska – i rządzie, i w partii.

Palikot założył, że atak na lidera wzmocni jego pozycję w klubie parlamentarnym.

- Janusz wykalkulował sobie, że na konflikcie ze Schetyną zbuduje własną pozycję – mówi poseł PO. – Poszedł na wojnę z Grześkiem, bo wydawało mu się, że skoro porwał się na najmocniejszego człowieka partii, sam będzie postrzegany jako jego alternatywa.

Już po wyborach 2007 roku Palikot zaczął publicznie wytykać Schetynie, że jest tylko wykonawcą poleceń Tuska i że swoją pozycję zbudował na uległości wobec niego. Wytykał mu brak charyzmy i jego wulgarny język, co było o tyle nie fair, że wicepremier bardzo nad sobą pracował i nawet jego przeciwnicy zauważyli zmianę zachowania.

Gdy wiosną ubiegłego roku o konflikcie między Palikotem i Schetyną zaczynają pisać opiniotwórcze gazety, poseł z Lublina bagatelizuje problem: „Moje rzekome konflikty z Grzegorzem Schetyną to jedynie pomruki zadowolonego z siebie zwierza w obliczu sjesty po zabiciu i spałaszowaniu ofiary polowania (czyli PiS-u)” – pisze na swoim blogu.

Jednak kilka dni później przeprowadza kolejny frontalny atak na wicepremiera, gdy okazało się, że posłem z Lublina interesuje się prokuratura. Istniała obawa, ze jego fundusz wyborczy wspomagały martwe dusze. Palikot próbuje przekonać dziennikarzy, że w kłopoty wpędził go Grzegorz Schetyna. Schetyna, zdaniem Palikota, czuje już oddech rywala na plecach, więc zaczyna się bronić. Śledztwem przeciwko posłowi z Lublina, wicepremier rzekomo chce go osłabić przed decydującą walką o przywództwo w partii.

Janusz Palikot mówił tak, choć nie był i nie jest żadnym przywódcą w PO. Trudno mu też przypisać jakiekolwiek sukcesy, poza medialnymi. Nawet komisja Przyjazne Państwo nie może jak na razie pochwalić się większymi osiągnięciami.

Ale gdy następnego dnia „Dziennik” opisał konflikt między celebrytą a sekretarzem generalnym, Palikot był wyraźnie zadowolony. Po raz pierwszy dziennikarze zauważyli, że może stać się realnym zagrożeniem dla człowieka nr 2 w partii.

„Tekst o mojej rywalizacji z premierem Schetyną o przywództwo w partii wart jest każdych pieniędzy! – pisze na swoim blogu. - Czyni on przecież ze mnie człowieka pretendującego do najważniejszych stanowisk w państwie. Stokrotne dzięki!”

Szeregowy poseł PO mówi: - Dla mnie ten spór był od początku pozbawiony głębszego pretekstu. Nic za tym nie stało oprócz ambicji dwóch facetów, którzy chętnie by się prali po mordzie.

Byle bliżej premiera

Gdy wybuchła afery hazardowej w Platformie dominowało poczucie, że Grzegorz Schetyna zawalił sprawę. Jako szef MSWiA nie upilnował Mariusza Kamińskiego z CBA, który od miesięcy przygotowywał prowokację przeciwko premierowi.

- Grzesiu nas zawiódł – mówili wtedy posłowie Platformy. Janusz Palikot uznał, że przeciwnik jest już tak słaby, że wystarczy go tylko lekko pchnąć, by się przewrócił. Doszedł do wniosku, że to najlepszy moment by zająć jego miejsce.

- Rachuby Palikota zawiodły, bo Schetyna nigdy nie był na bocznym torze – mówi jeden z posłów. Nadal miał najlepszy kontakt ze strukturami w terenie, posłami i senatorami. I nadal ma bezpośrednie dojście do szefa partii – czyli Tuska. – Wróci do gry, gdy oczyści się przed komisją śledczą - dodaje poseł.

Na co teraz liczy Palikot? Że będąc lojalnym wobec Tuska zasłuży na jego względy i znajdzie się dla niego miejsce w bliskim otoczeniu premiera. Palikot aspiruje do czegoś, co moglibyśmy nazwać Dworem 2.0. Po upadku Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego rozsypał się tzw. Dwór 1.0, czyli najbliższe zaplecze współpracowników premiera. Tusk teraz będzie szukał następców, więc posła z Lublina może zaliczyć do swoich sprzymierzeńców.

- Kiedyś Grzegorz wypuszczał Palikota na Rokitę, gdy toczył z nim boje – opowiada jeden z wieloletnich działaczy PO.– A teraz dla Janusza najważniejszy jest Donald. Postanowił zmienić pana i w taki sam sposób, jak kiedyś atakował Rokitę, teraz napada na Schetynę.

Na początku stycznia Janusz Palikot przeprowadził kolejny atak na lidera. W jednym z wywiadów nazwał Schetynę utuczonym hipopotamem i osobą upokarzaną przez Tuska, która powinna dowieźć, że nadaje się na przywódcę partii. Bo według Palikota największym marzeniem szefa klubu PO jest bycie premierem i szefem Platformy. Czy Schetyna się sprawdzi na tym stanowisku?

- Powiem brutalnie: tylko wtedy możesz dać sobie radę [na takim stanowisku], gdy krew i sperma ciekły ci po twarzy – odpowiedział poseł dziennikarzom.

Nawet dla próbującego zachować spokój Schetyny, publiczne wypowiedzi jego zastępcy przekroczyły już granicę smaku. – Dostanie w ucho – powiedział szef klubu Platformy, znoszący do tej pory ze spokojem inwektywy Palikota.

- Grzesiek od dawna wie, że nic nie wyszło z jego planu ucywilizowania Palikota, bo przy każdej okazji ten mu wrzuca kolejne kamyczki do ogródka – mówi jeden z ministrów Platformy. – Ale nic już z tym nie może zrobić. Zaciska jedynie zęby. Wie, że nie może się teraz pozbyć rywala. Byłaby z tego zbyt duża awantura.

Topór zakopany. Na chwilę?

W połowie stycznia prezydium klubu uznało, że Palikota trzeba rozbroić. Jego zaciekłe ataki stają się groźne już dla samej partii. Zamiast grać na partię, gra na samego siebie i bardziej słucha swoich speców od PR, niż władzy partyjnych.

- Jemu nie przeszkadza, że zdobywa swoją popularność kosztem Platformy – mówi jeden z posłów który uczestniczy w posiedzeniach prezydium klubu.- Żeby istnieć medialnie gotów jest poświęcić interesy partii. Jego prywatne wojny osłabiają Platformę.

Z Januszem Palikotem prezydium przeprowadziło kilka rozmów dyscyplinujących, które zakończyły się sukcesem. Od dwóch tygodni między szefem klubu, a wiceszefem panuje zawieszenie broni – obaj zgodzili się, że ta walka przekracza już zdrowy rozsądek i osłabia partię. Jeśli potrwa dłużej, to być może doprowadzi PO do takiej sytuacji, że nie będzie już o co rywalizować.

Zawieszenie broni ma potrwać aż do majowego kongresu Platformy Obywatelskiej. Na kongresie nie będą bezpośrednio rywalizować między sobą. Schetyna będzie ubiegał się o stanowisko sekretarza generalnego partii (musi go wskazać szef partii, czyli Donald Tusk). Natomiast Palikot chce zostać wiceprzewodniczącym PO. Trzeba wiedzieć, że to dopiero pierwszy stopień drabiny hierarchii, którą chce pokonać.

Ale żeby sprawować publiczne funkcje Janusz Palikot musi pozbyć się wizerunku medialnego oszołoma. Dlatego zależy mu na pewnym ociepleniu.

- Chciałby, żeby postrzegano go już jak Stańczyka, a nie jak błazna – mówi jeden z posłów, który powątpiewa by udało się go utrzymać pod kontrolą aż do maja.

Twierdzi, że poseł Palikot jest jak odbezpieczony granat w partyjnej kieszeni. W każdej chwili należy spodziewać się eksplozji. Wtedy pozostanie już tylko wiara, że eksplozja nie rozerwie partii.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną