Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prosimy nie wierzyć

Smoleńskie teorie spiskowe

Leszek Zych / Polityka
Przez cały tydzień od tragedii w Smoleńsku na ulicach narastała atmosfera żałoby. W tym samym czasie w Internecie narastała aura spisku.

Wypadek w Smoleńsku nie zaskoczył internautów. Kilka godzin po tragedii powtarzają jak mantrę słowa szesnastolatki, która na długo wcześniej opublikowała na jednym z forów słowa: „W kwietniu tego roku ogłoszona będzie żałoba narodowa”. Szybko pojawiają się głosy, że za przepowiednią kryje się jakiś szwindel, że może serwis, na którym widniała, podmienił datę publikacji. To rodzaj rozgrzewki przed tym, co nastąpiło później.

10 kwietnia o tragedii wiadomo wciąż niewiele. Media powtarzają: była mgła, możliwy jest błąd pilota. Lecz internauci już na tym etapie wiedzą więcej: mgła nie dość, że się pojawiła, to pojawiła się błyskawicznie – i tak samo znikła. Dowodem jest rozmowa mieszkańca Smoleńska z żoną zacytowana na forum smolensk.ws: „żona twierdzi, że przejeżdżała w pobliżu miejsca wypadku godzinę wcześniej i żadnej mgły nie było!”.

Na forach dyskusyjnych pojawiają się pierwsi eksperci: „Rosjanie mają od kilkudziesięciu lat perfekcyjnie opanowaną sztukę wywoływania deszczu przy pomocy jodku srebra”. Których z kolei gaszą eksperci starsi i bardziej doświadczeni: „Sztuczną mgłę na potrzeby wywoływano już dawno, choćby w 1942 r. do zamaskowania położenia okrętów”. A gdy na portalu Niezalezna.pl odzywa się pierwszy głos zwątpienia: „No i mamy już kilka teorii spiskowych, strach pomyśleć co wymyślicie przez najbliższy tydzień”, pojawia się też pierwszy głos oburzenia na wątpiącego: „To nie jest jeden człowiek – to grupa dyżurnych agentów moskiewskich uważnie czytających nasze wpisy i odpowiednio na nie reagujących. Może nawet siedzą w ambasadzie moskiewskiej”.

Od pierwszych godzin winni są – w myśl kiełkujących teorii – Rosjanie. Pojawia się informacja, że nie zezwolili na lądowanie w Smoleńsku swojego samolotu transportowego godzinę wcześniej, co wprawdzie podkopuje wersję nagłej mgły, ale tym bardziej kieruje podejrzenia na Rosjan. Mogli chcieć się pozbyć politycznego lidera regionu albo nawet – jak wskazują niektórzy – dwóch liderów. „Norwegowie podają, że Jarosław (Kaczyński) też miał lecieć, ale ze względu na chorą matkę został. Czyli zamachowcy wiedzieli, że mają szansę ubić dwóch i grać swój scenariusz” – można przeczytać w komentarzu na Niezalezna.pl.

Pojawiają się pierwsze wersje wydarzeń. Najdelikatniejsza to zestrzelenie samolotu rakietą ziemia–powietrze. Opowiada o niej na YouTube przebrany w kominiarkę rosyjski tropiciel UFO występujący tu jako RuslanBrovkin. W ciągu kolejnych godzin wrzuci do Internetu jeszcze dwa filmy z kolejnymi tropami. To męczący dzień dla miłośników tajemnic. A przecież to dopiero początek.

Film, który wstrząsnął siecią

Jest problem z ofiarami. Nikt ich nie widział, co rodzi okrutne przypuszczenia, że w Smoleńsku wcale nie rozbił się samolot z prezydentem na pokładzie. Zaplanowana – przez Rosjan, bo to wciąż główni bohaterowie spekulacji – katastrofa mogła się zdarzyć gdzie indziej, w ustronnym miejscu, w którym byłoby łatwo dobić ofiary, gdyby ktoś przeżył. Natomiast w Smoleńsku rozbił się samolot bliźniak – bez pasażerów, odpowiednio spreparowany, by zostawić po sobie mnóstwo kawałków. Bo z ich ilością internauci też mają problem. „Dziwne jest to, że szczątki samolotu rozrzucone są na odległość 1 km od miejsca katastrofy, choć leciał tuż nad drzewami” – zastanawia się serwis globalnaswiadomosc.com.

Ale jest i druga teoria, mówiąca o dobijaniu ofiar na smoleńskim lotnisku. W końcu Reuters podał zaraz po katastrofie, że trzy osoby przeżyły, polski MSZ też o tym wspominał. Potem wiadomość zdementowano, ale na serwisie YouTube zdążył się już pojawić amatorski film z miejsca tragedii. Nakręcony telefonem komórkowym, z bardzo kiepskim dźwiękiem, pokazuje palące się fragmenty maszyny. Kolejni widzowie dostrzegają na nim – pośród gałęzi – uciekających, a potem dobijanych pasażerów, snajpera, słyszą strzały. Internautka podpisująca się jako Małgorzata M kadry z filmu z zaznaczonymi przez siebie ofiarami publikuje w Internecie. Internauci biorą się za tłumaczenie ledwie słyszalnych głosów. Szczytem jest dwusekundowy zapis audio zamieszczony w serwisie wrzuta.pl, opatrzony przez autora transkrypcją: „To jest prezydent?” (tu słychać strzał).

Ma to być dowód na zabicie prezydenta przez rosyjskie służby specjalne. Trudno stwierdzić, że w analizowanym fragmencie padają takie słowa. Ale że nie padają – jeszcze trudniej.

Protestuje młody tłumacz rosyjskiego. Dowodzi, że to tylko rutynowa akcja rozganiania gapiów – a strzały są oddawane w powietrze. Ale czy tłumacz może być wiarygodnym źródłem? W końcu zna rosyjski, a wszyscy ci, którzy rosyjski znają, mogą być podejrzani. A jeśli to w ogóle nie były strzały? Teoria spiskowa nie upada nawet wtedy. Wręcz przeciwnie. „KGB zamordowało ich po cichu, chociażby bronią z tłumikiem itd., a dla nas puścili film tak oficjalnie o tym mówiący, żeby nas wyśmiać” – kolejny komentarz na Niezalezna.pl. Dyskusji o strzałach nie utnie nic i nikt. Tym bardziej że śledztwo prokuratorskie może trwać miesiącami. Amerykanie od dziewięciu lat siedzą nad minutowym filmem, zastanawiając się, czy 11 września samolot uderzył w ścianę Pentagonu, trudno więc, by polscy teoretycy spisku już dzień po katastrofie mieli pewność, czy to gałązka, czy może lufa pistoletu. „Dobry spisek ma to do siebie, że nie można go dowieść” – mawiał Jerry Fletcher, grany przez Mela Gibsona bohater filmu „Teoria spisku”.

Kilka dni później pojawi się zresztą najlepsze paliwo dla teorii spiskowej – sieć obiegnie wiadomość o rzekomej śmierci autora filmu, którym miał być Andriej Mendierej. Według doniesień – przez nikogo niepotwierdzonych, ale za to bardzo licznych – został kilkakrotnie ugodzony nożem, a potem odłączony w szpitalu od respiratora. Film w oryginalnej wersji znikł, ale skopiowano go dziesiątki razy i obejrzały go dziś miliony osób. „Będzie się go analizować przez lata, jak film Zaprudera z Dallas” – dzieli się trafną uwagą bloger z salon24.pl.

Między tropicielami zabójców Kennedy’ego a tropicielami zamachowców w Smoleńsku jest jednak różnica. Ci drudzy mają dostęp do tych samych materiałów źródłowych co telewizja czy prasa, bo i te korzystają w podobnych sytuacjach z relacji amatorów. Mają też sprzęt, który pozwala zmontować film, poprawić dźwięk, a stopklatki opatrzyć komentarzami – zwykły komputer osobisty. I kanał publikacji – Internet to bowiem dobre miejsce dla mediów obywatelskich, a dla zwolenników spisku – jeszcze lepsze.

Prawda przyszła z Rumunii

Po weekendzie wychodzą gazety, ale zamiast uciąć teorie spiskowe, tylko podgrzewają atmosferę. „Nasz Dziennik” publikuje rozmowę z Arturem Górskim z PIS. Słowa „Nikogo nie dopuszczono do wraku, a dziennikarzom, którzy czekali na przylot samolotu, rekwirowano taśmy z nagraniami, kasowano zdjęcia fotoreporterom, a komórki w niektórych sieciach nagle straciły zasięg” przemawiają do wyobraźni. Co znaczy fakt, że komórki straciły zasięg – nie do końca wiadomo. Ale na pewno jest źle.

„Rosjanie mnie odciągnęli. Wpadłem w błoto. Pytali, kim jestem. Zażądali kasety” – relacjonuje z kolei Sławomir Wiśniewski, montażysta z TVP, w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Te słowa budują atmosferę grozy – w końcu rosyjska Federalna Służba Ochrony na miejscu tragedii była szybciej niż Polak, choć ten przybiegł z położonego blisko hotelu. Internauci znają powód: próbowano coś zatuszować.

Najszerszym echem odbiją się jednak inne słowa Wiśniewskiego (który widział miejsce katastrofy lotniczej na Kabatach) z wywiadu dla TVP Info: „To jednak nie był taki widok jak po zwykłym wypadku lotniczym”. Jeśli nie był zwykły, to znaczy, że był niezwykły, niewiarygodny, niewytłumaczalny, a stąd już tylko mały logiczny krok do tego, by dostrzec w tym misternie obmyślony plan. To, co powiedział montażysta, tropiciele spisku wykorzystają do naturalnej w tych warunkach racjonalizacji – wymyślą kolejne wersje wydarzeń, porządkując sobie świat.

Pismo „Wieści Witebska” przynosi zdjęcia Rosjan, którzy już po wypadku, a jeszcze przed przyjazdem premiera Putina na miejsce tragedii, montują nowe żarówki w oświetleniu pasa startowego. Dla polskich internautów to dowód zaniedbania, ale wersja zamachu Rosjan staje się na chwilę mniej oczywista.

Tylko na chwilę jednak, bo z Bałkanów za chwilę ma nadejść prawdziwa bomba. To rewelacje z rumuńskiej agencji Romanian Global News, szybko podchwycone (już po angielsku) w gruzińskiej Pirweli News, a rozwinięte na portalu zwolenników niepodległości Kaukazu Kavkazcenter. Według tej wersji, Smoleńsk to morderstwo z premedytacją – „międzynarodowi terroryści z FSB zamordowali polskiego prezydenta bronią elektromagnetyczną”. Broń ta może zakłócać funkcjonowanie wszelkich maszyn i urządzeń elektrycznych, jak dowiedziała się agencja Romanian Global News ze źródła w polskim MON. Katastrofa, w której zginęli – według RGN – niemal wszyscy nastawieni antyrosyjsko członkowie polskiej elity politycznej, mogła być wynikiem specjalnej operacji rosyjskich służb specjalnych. Nigdy jeszcze tylu wrogów Rosji nie znalazło się naraz w jednym samolocie, więc były oficer KGB Putin nie mógł po prostu przegapić takiej okazji. Skąd to wiadomo? RGN powołuje się na „anonimowe źródło w NATO”.

Nikt nawet nie próbuje dementować tych doniesień – może dlatego, że od „źródła w NATO” trudniejsze do zweryfikowania jest tylko „anonimowe źródło w NATO”. A nad wyraz operatywna firma, która dotarła do tajemniczych informatorów w NATO i w polskim MON, nie ma żadnych zagranicznych korespondentów. To zaskakująco mała „światowa agencja” – zatrudnia ledwie osiem osób, swoje depesze publikuje tylko po rumuńsku, nie figuruje w internetowych książkach telefonicznych. Polska ambasada wie o niej tyle, że jest prywatnym, lokalnym przedsiębiorstwem i na miejscu nikt się na nią nie powołuje.

Inne rewelacje przynosi strona Polskaweb przedstawiająca się jako portal polski w języku niemieckim. Wyróżnia ich – jak piszą – „obiektywny research, skrupulatne opracowanie danych, publikacje na najwyższym poziomie, nowa jakość pracy dziennikarskiej”, a tworzą „wielojęzyczni redaktorzy z Polski i Niemiec”. Wszystkich wielojęzycznych redaktorów cechuje dość oryginalna niemczyzna i całkowita anonimowość.

Pierwsze domniemanie Polskaweb: „Rosjanie właściwie nie planowali katastrofy, tylko szykanę. Chcieli nielubianemu polskiemu prezydentowi dać po nosie. Dlatego kontroler lotów na wieży w Smoleńsku miał zapewne polecenie, by utrudniać lądowanie, udawać, że nie rozumie pilota. Nie wiadomo zresztą, czy do tego nie był jeszcze pijany. Ktoś mu zresztą szeptał zza pleców, co ma odpowiadać”. Kto słyszał ten szept? Polskaweb.

Ale to jeszcze nic. Polskaweb słyszała także (i widziała), co się dzieje na pokładzie samolotu, gdy kontroler lotów „zgodnie z planem” kieruje polski samolot na lotnisko zastępcze w Moskwie lub Mińsku: „Drugi pilot Tupolewa poszedł do kabiny pasażerskiej i poinformował tam swego zwierzchnika, dowódcę polskich sił powietrznych, o sytuacji pogodowej w Smoleńsku i zaleceniach kontrolera lotów. Generał przekazał wiadomość Lechowi Kaczyńskiemu. Ten wydał rozkaz lądowania”. Resztę historii znamy.

Wkracza New World Order

W połowie tygodnia po katastrofie pojawiają się nowe, autorskie wersje teorii podsuniętej przez rumuńską agencję. Jedna z nich mówi o rosyjskim samolocie Tu-22 typu P, który miał rzekomo przelatywać nad Smoleńskiem na krótko przed prezydenckim Tupolewem. „To samoloty do walki radioelektronicznej. Ich broń pozwala na aktywne przechwytywanie sygnałów radiowych oraz na zakłócanie pracy urządzeń pokładowych innych samolotów. Czy to nie dziwne, że nasz pilot nie był w stanie odczytać wysokości swojego samolotu?” – pisze Ania na forum TVN24.pl. Jak zwykle wszystko formułowane jest w postaci pytań. „Paranoik od wyznawcy teorii spiskowych różni się jedną rzeczą: na końcu zdania ten pierwszy stawia wykrzyknik, a drugi znak zapytania” – piszą Marek i Wojciech Wareccy w tekście na stronie Polityka.pl.

W komentarzach mówiących o spisku ważne jest to, by w krótkim czasie znalazły się na dziesięciu różnych forach. Po chwili trudno nawet zidentyfikować pierwotnego autora teorii. „Elektromagnetyczna broń pulsacyjna jest w stanie usmażyć elektronikę na pokładzie pasażerskich samolotów” – zauważa Filip Stankiewicz, którego obszerny tekst „To mógł być zamach. Największe wątpliwości”, zbierający dane o różnych teoriach związanych z katastrofą w Smoleńsku, trafi na łamy wielu serwisów i portali – od newsweek.pl (w jego społecznościowej części), przez wolnemedia.net, po portalpomorza.pl. Stankiewicz zwraca uwagę, że rosyjscy przywódcy nie musieliby działać wspólnie. „Miedwiediew do niedawna uważany za marionetkę, od 4 miesięcy wykazuje się coraz większą samodzielnością. Wywalenie bez konsultacji z Putinem 18 generałów milicji, całego zarządu więziennictwa i połowy szefostwa prokuratury – to było wypowiedzenie wojny. (...) Zatem mogłoby to być nie tylko wymierzone w Polskę, ale elementem wewnętrznej rozgrywki w Rosji”.

„Ale oczywiście nie można wykluczyć wyeliminowania Prezesa NBP w celu wprowadzenia w Polsce waluty euro” – spekuluje dalej Stankiewicz. To cień nowej teorii, mówiącej o tym, że zamach jest dziełem NWO – New World Order – mgławicowego spisku międzynarodowej finansjery i tajnych stowarzyszeń, które chciały się pozbyć nie prezydenta, tylko prezesa NBP. Tangerine na stronie prawda.xlx.pl pisze: „Przypominam o nieśmiałych doniesieniach mediów na temat złotówki i decyzji Skrzypka o kontrolowanym obniżaniu jej wartości celem wzmocnienia rodzimej gospodarki (kosztem gospodarki krajów euro)”. „Kartele bankowe miały swoje plany, nie będzie im tu jakaś Polska ich krzyżować” – dodaje Tangerine.

Na wieść o ingerencji NWO (w XXI w. to skrót bardziej elektryzujący niż UFO) przyjeżdża do Polski jedna z najbardziej znanych tropicielek tej organizacji, Jane Burgermeister. Blogerka znana z walki przeciwko zmowie koncernów farmaceutycznych nagrywa swoje filmowe wystąpienia na ulicach przygotowującego się do uroczystości żałobnych Krakowa. Przypomina o rzekomych strzałach z broni i teorii dobijania ofiar. „Większość ludzi na miejscu podejrzewa, że polski rząd maczał palce w wypadku prezydenckiego samolotu” – pisze na swoim reaktywowanym przy okazji smoleńskiej tragedii blogu birdflu666.wordpress.com.

Wiele stron zaangażowanych w tropienie teorii spiskowych związanych ze świńską grypą teraz relacjonuje to, co się dzieje w Polsce. Popularny polski blog Grypa666 publikuje złowrogie obwieszczenie: „Uwaga: Pojawiają się możliwe fałszywki, obliczone na zaognienie emocjonalizmu Polaków: teksty, wideo oraz grafika. Należy wyłączyć TV i radio (w przypadku spisku medialnego główne narzędzie manipulacji nastrojami). Nie brać udziału w spontanicznych zbiorowiskach”.

Media też spiskują

Internautów wzburza fakt, że media wyciszają się i koncentrują na relacjach ze sprowadzania zwłok ofiar i uroczystościach pogrzebowych. Coś tu jest nie tak. „Z reguły media zachowują się odwrotnie. Ciągle wyciągają jakieś newsy-sensacje” – zauważa ktoś na stronie prawda.xlx.pl.

Globalnaswiadomosc.com zestawia ze sobą teksty z różnych portali i stron stacji radiowych. „Konkurujące ze sobą serwisy przekazują dokładnie te same teksty. Czyżby ktoś je dla nich odgórnie pisał? (...) Czyż nie jest to dowód na centralne sterowanie sprawą i próbę kontrolowania przekazów medialnych?”. Autorzy nie zauważają, że w tym wypadku to naturalne, bo wszystkie cytowane portale korzystały z serwisu Polskiej Agencji Prasowej.

Dotąd krytykowano media za dezinformację. Teraz wśród błędów szuka się klucza pozwalającego zajrzeć za kulisy katastrofy. Odnotowująca rekordową oglądalność globalnaswiadomosc.com grzmi: „Fałszywe informacje mediów w pierwszych 2 dniach po katastrofie nie mogły być powodowane tylko chaosem i nie mogły być zwykłą pomyłką”. W tych dniach prawda wydaje się mało wiarygodna, ale w pomyłki – jak się okazuje – też trudno uwierzyć.

W Salonie24 pojawia się nawet hipoteza sugerująca to, że media działały w zmowie z zamachowcami – znów wywiedziona z pierwszych doniesień o wypadku. Internauta Drapek opowiada tu swoją wersję wydarzeń, opartą właśnie na pierwszych doniesieniach medialnych. „Plan zamachowców był pewnie taki, że do Smoleńska polecą dwa Jaki. Pierwszym polecą dziennikarze i ten wyląduje szczęśliwie na dowód, że to dobra maszyna. Ten z prezydentem się rozbije z uwagi na mgłę. Przy takim starym samolocie to zrozumiałe. Prezydent zapewne miał się dowiedzieć na lotnisku, że Tu-154 ma usterkę i nie może lecieć. Wsiadłby do Jaka na pewno, bo alternatywy nie było, a przecież dziennikarze polecieli, to i on może. Plan nie wyszedł, bo pierwszy Jak się popsuł. Tego nie przewidziano. Zamachowcy, którzy byli w Smoleńsku, poradzili sobie i z Tupolewem, ale było trudniej... Informacja o katastrofie, którą przekazano rzecznikowi MSZ, a ten podał ją do TVN, była przygotowana wcześniej i była dostosowana do planu, że Prezydent poleci Jakiem” – tu pojawia się link do pierwszych doniesień TVN24, w których rzeczywiście pojawiała się nazwa samolotu Jak-40.

Kolejne pytanie zadaje Janosik101. Wrzuca na YouTube film z Wiktorem Baterem mówiącym, że pierwsze informacje o tragedii dostał od polskiej delegacji o 8.40 naszego czasu. „Skąd wiedział o katastrofie na 16 minut przed katastrofą?” – pyta zaniepokojony Janosik101.

Media pieczętują narodowy niepokój. W „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego pojawia się roztrzęsiony młody człowiek złapany gdzieś na Krakowskim Przedmieściu. „Splot wiedzy, jaką mi dostarczono, moich doświadczeń, mojej rodziny, przeżyć, historii, nie pozwala mi uwierzyć, że to mógł być przypadek” – mówi łamiącym się głosem. „Wszystkie dotychczasowe doświadczenia wskazują, że było zupełnie inaczej. Że wszystko było zaplanowane i doprowadzone w stu procentach do efektu. Że KGB to naprawdę są poważni ludzie”. „Ja bym chciał wierzyć, że to był wypadek” – komentuje w studiu TVP prof. Zdzisław Krasnodębski.

Nazajutrz „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zwraca uwagę, że coraz więcej Polaków wierzy w teorie spiskowe. W tym samym czasie nad Europą zaczyna krążyć chmura pyłu wulkanicznego, która blokuje lotniska na całym kontynencie i przyjazd zachodnich delegacji, a najbardziej dzikie teorie trafiają do nas właśnie z Niemiec. Kopp Verlag, tamtejsze wydawnictwo wyspecjalizowane w ezoteryce i teoriach spiskowych, ma już swoją wersję wydarzeń: „cały ten pył wulkaniczny z Islandii, który sparaliżował lotniska to ściema. Nikt nie zwrócił bowiem uwagi na fakt, że na niebie nad Europą trwają manewry lotnicze NATO Responce Force/NRI Ardent 2010 – z udziałem Niemiec, Francji, Polski, Turcji. Manewry mają być testem sytuacji, jaka nastąpiłaby w wypadku ataku na obiekty jądrowe w Iranie. A lotnictwo wojskowe działa przecież swobodniej, gdy w powietrzu nie pęta się tyle cywilnego tałatajstwa”...

Gonitwa hipotez

Po tygodniu trudno już odróżnić tych, którzy na poważnie snują spiskowe teorie, od tych, którzy z nich żartują. Internauci wyszukują informację o wypadku Tu-204 pod Moskwą na dwa tygodnie przed katastrofą w Smoleńsku. Samolot ten leciał tylko z załogą na pokładzie, nikt nie zginął. Pod starymi informacjami o tym zdarzeniu pojawiają się nowe komentarze: „Była to próba generalna. A na Polskiego Prezydenta był zamach. Ruscy maczali palce jak nic, teraz udają pokornych”. Czy to poważnie, czy tylko żartem? A teoria o bombie w jednej z trumien przywiezionych do Polski (przez wzgląd na powagę sprawy nie wnikajmy w szczegóły) – tylko po to, by wysadzić wszystkie władze państwowe i jeszcze międzynarodowych gości? Czy za ponury żart uznać pytanie ojca dyrektora Radia Maryja o to, kto wypuścił dwie kaczki nad plac Piłsudskiego w dniu ceremonii żałobnych? Albo cytowaną tu i ówdzie trzecią tajemnicę fatimską: „Będą mówić o pokoju na świecie, ale kara nadejdzie. Ważna osoba zostanie zabita, co wywoła wojnę”.

Po żałobnym tygodniu w teoretyzowanie włączają się profesjonalne media. Łukasz Warzecha na łamach „Faktu” powtarza niektóre z pytań pojawiających się na forach internetowych. „Jak to możliwe, że polskie służby nie zabezpieczały w Smoleńsku lądowania samolotu?” – pyta. Na antenie TVP Warzecha dodaje: „To my powinniśmy być dysponentami tego śledztwa i to my powinniśmy decydować o tym, w czym możemy pomóc Rosjanom”, a na blogu publikuje 23 pytania o tragedię pod hasłem „Zamach – słowo tabu”. Skromniejsza jest „Rzeczpospolita”, która drukuje zestaw 10 hipotez – w tym wersję mówiącą o ataku elektronicznym rozregulowującym aparaturę pokładową. Rosyjski Ił-76, który miał problemy z lądowaniem w Smoleńsku przed naszym Tupolewem, miałby wybrać inne lotnisko, bo, jak czytamy w dzienniku, „już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie”.

W Internecie pojawia się pytanie o udział w tragedii Amerykanów, którzy będą eksplorować złoża polskiego gazu łupkowego. Są próby wplątania w spisek Żydów (rabin Schudrich mógł się znaleźć na pokładzie prezydenckiego samolotu, gdyby nie to, że lot wypadł w szabat), a nawet zakonu iluminatów. Data 10.04 daje w końcu po zsumowaniu cyfr piątkę – jednoznaczny dowód zaangażowania w sprawę tego tajnego stowarzyszenia. Mowa też o lucyferianach, a właściwie lucyferiańskich hakerach – tych samych, którzy rzekomo zaatakowali stronę internetową Jane Burgermeister.

Nawet jeśli zachowamy zdrowy rozsądek, nie przestaniemy płynąć na fali spisków. Dlaczego? Bo sam fakt rozpętywania teorii spiskowych został uznany za efekt spisku. Otóż Rosjanie – jak donosi życzliwy internauta na prawda.xlx.pl – chcą nas „obarczyć winą za wywołanie III wojny światowej”. A najpierw – byśmy to my, nakarmieni odpowiednio teoriami spisku, tę wojnę wywołali.

Nawet ten tekst zaowocuje przynaj-mniej jedną nową teorią, którą jeszcze w dniu druku można będzie przeczytać w Internecie. I jeśli napiszę teraz: „Prosimy nie wierzyć”, to tylko podgrzeję przypuszczenia. Bo skoro prosimy, to najwidoczniej na czymś nam zależy...

Współpraca H. Hartwig

Polityka 18.2010 (2754) z dnia 01.05.2010; Kraj; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Prosimy nie wierzyć"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną