Na 9.00 rano w środę, 28 lipca 2010 r., przed oblicze komisji śledczej do sprawy śmierci Barbary Blidy zaproszono Jarosława Kaczyńskiego. Dziesięć dni wcześniej tego samego oczekiwano od Zbigniewa Ziobry, byłego ministra sprawiedliwości w rządzie PiS. Nie stawił się, bo pojechał do sądu w Sosnowcu. Uzasadniał, że jako strona sosnowieckiego procesu (został pozwany przez Grzegorza Schetynę za słowa, jakie wypowiedział o byłym wicepremierze, dziś marszałku Sejmu: „ciemna postać tego rządu” i „człowiek od brudnych zadań”) chciał zadawać pytania świadkowi Bogdanowi Święczkowskiemu, byłemu szefowi ABW. Pytań nie zadał, bo świadek nie stawił się; już wcześniej poinformował sąd, że w tym czasie będzie przebywał na urlopie.
Jest mało prawdopodobne, aby Zbigniew Ziobro, przyjaciel Święczkowskiego, o tym nie wiedział. Wszystko wskazuje na to, że chciał uniknąć przesłuchania przez komisję do sprawy Blidy przed zeznaniami byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego? Ważne dla niego było, by wiedzieć, co jego szef opowie komisji o przebiegu narady w Kancelarii Premiera poprzedzającej zatrzymanie Barbary Blidy wiosną 2007 r. Musiał mieć świadomość, że różnica w ich wyjaśnieniach mogłaby stać się podstawą do postawienia mu zarzutu składania fałszywych zeznań.
Kruche dowody
Narada u premiera na temat tak zwanej mafii węglowej i kwestii postawienia zarzutów Barbarze Blidzie to jeden z kluczowych momentów w tej historii. Według jednego z jej uczestników, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Janusza Kaczmarka, odbyła się 3–4 tygodnie przed wejściem ABW do domu państwa Blidów (nikt nie pamięta dokładnej daty, ponieważ było to jedno z poufnych, niestenografowanych spotkań, które odbywały się nieregularnie).