Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prokurator rozgrzesza nienawiść

Kibole mogą czuć się bezpieczni

Okazuje się, że w Polsce w majestacie prawa można śpiewać sobie piosenki o „pierd… Żydach” i wzywać publicznie, by kogoś posłać „do gazu”. Osoby o czarnym kolorze skóry można zaś przyrównywać do małp.

Taki wniosek płynie z decyzji krakowskiej prokuratury o odmowie ścigania tutejszych kiboli, którzy jesienią 2008 r. podczas derbów Wisły i Cracovii nie szczędzili sobie wzajemnie takich właśnie zachowań. Prokuratura nie uznała bowiem tego za znieważanie czy nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym lub rasowym, a jedynie za zwyczajowe formy wyrażania niechęci do drugiego klubu. Może i naganne, ale – jak czytamy w uzasadnieniu umorzenia śledztwa – nie stanowiące przestępstwa.

Z historii tej płynie i drugi wniosek: otóż rodzimy wymiar sprawiedliwości wciąż nie radzi sobie ze ściganiem przejawów antysemityzmu, rasizmu oraz wrogości wobec mniejszości narodowościowych czy seksualnych. Dość wspomnieć prawnicze wygibasy, jakich przed laty dokonywali stołeczni tym razem prokuratorzy, by zamieść pod dywan sprawę kolportowania antysemickich publikacji w ulokowanej w podziemiach warszawskiego kościoła Wszystkich Świętych Księgarni Patriotycznej Antyk. Albo przytoczyć przypadek z Poznania, gdzie miejscowi radni PiS zostali uniewinnieni z zarzutu poniżenia homoseksualistów przez zrównywanie ich skłonności z pedofilią, zoofilią i nekrofilią – sąd stwierdził bowiem, że opinia publiczna podobnie ocenia homoseksualizm... Można też powołać się na procesy rodzimych narodowców, demonstrujących z rękami uniesionymi w faszystowskim „Sieg hail” w Myślenicach i na Górze Świętej Anny i dylematy składów sędziowskich, czy aby nie są to rzeczywiście, jak twierdzą oskarżeni, pozdrowienia rodem z cesarstwa rzymskiego.

Pytanie, z czego wynika bagatelizowanie przez policję, prokuratorów i sędziów takich zachowań? Chyba nie z umiłowania idei wolności słowa i przekonań. Raczej ze zwykłego lenistwa lub oportunizmu (zwłaszcza, jeśli sprawa dotyczy polityków i organizacji partyjnych czy Kościoła). Czasem może z nieuctwa i wynikającej z niego nieznajomości doświadczeń płynących z historii. Niekiedy też, o zgrozo, rolę może grać i to, że funkcjonariusze państwa zwyczajnie podzielają tego rodzaju myślenie i ogląd świata.

Co więc trzeba zrobić, żeby zostać w Polsce skazanym za znieważanie lub nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym czy rasowym albo związanym z orientacją seksualną? I co musi się stać, żeby wymiar sprawiedliwości uznał, iż nie można traktować takich czynów jako „znikomo szkodliwych społecznie”?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama