Opuszczone głowy, łzy w oczach, słowo „przepraszam” nie schodzące z ust, trener oddający się do dyspozycji zarządu – to obraz polskiej reprezentacji siatkarskiej po klęsce na mundialu. Nie tak miało być. Przed wyjazdem ma turniej do Włoch byli w świetnych humorach, w rozmowach zapewniali, że czują się mocni, że forma rośnie, że stać ich na walkę o medale, choć system rozgrywek ułożony przez gospodarzy w turnieju z myślą o tym, by ich reprezentacji nie stała się krzywda, mógł wydawać się pułapką. Po pierwszych meczach w grupie i zwycięstwach z Kanadą, Niemcami i Serbią dobre nastroje uległy wzmocnieniu, choć gołym okiem było widać, że są kłopoty z zagrywką, a Mariusz Wlazły, jeszcze nie tak dawno pierwsza strzelba reprezentacji, jest kompletnie bez formy.
Mecze z Brazylią i Bułgarią polscy kibice oglądali z rosnącym niedowierzaniem, bo tak słabo grającą reprezentację trudno sobie przypomnieć. Nie było zagrywki, mocnego ataku, bloku, był chaos i wzbierająca niemoc. Po spotkaniu z Brazylią zawodnicy tłumaczyli, że rywale rozbili ich zagrywką, ale jeśli jeden element siatkarskiego rzemiosła wystarczy, by sprowadzić Polaków na kolana, to jest czym się martwić. Klęski z Bułgarami już nie dało się wytłumaczyć niczym, tym bardziej, że rywale grali na swoim normalnym poziomie – solidnie, ale przewidywalnie, jeśli chodzi o pomysły rozgrywającego i bez błysku. Polacy rozsypali się po pierwszym secie i nie potrafili wziąć się z powrotem w garść.
Daniel Castellani postanowił zachować się honorowo i zadeklarował, że wszystkie winy bierze na siebie, a jeśli władze polskiej siatkówki postanowią go odwołać, to przyjmie tę decyzję z pokorą. Zawodnicy stoją za nim murem, co nie zmienia faktu, że będzie musiał gęsto się tłumaczyć, bo odpowiedzialność za przygotowanie zespołu spada na niego. W pierwszych chwilach po tym, jak stało się jasne, że trzeba pakować walizki, Argentyńczyk sprawiał wrażenie zaskoczonego obrotem wydarzeń i przyznał, że nie ma pojęcia, jak do tego doszło, bo zawodnicy byli w formie. Pytania, które cisną się na usta: jak to jest, że przed mundialem gramy z Brazylią pięć sparingów i nie potrafimy wyciągnąć z tych spotkań żadnych wniosków, oraz dlaczego na newralgicznej pozycji atakującego jest zawodnik – Wlazły – co do formy którego już przed mistrzostwami było wiele znaków zapytania. Sprowadzanie odpowiedzi do formułki, że zawodnicy przegrali mecze w głowach, jest zbyt proste.
Każda porażka to nauczka, a reprezentacja siatkarzy to grupa mężczyzn z charakterem, ambitnych i najwięcej wymagających od siebie. Ta klęska nikogo nie boli bardziej, niż ich samych. Już obiecali, że grzechy odkupią. Trzymamy za słowo.