Palikot i dopalacze dominują w mediach w ostatnich dniach. Nie zabrakło i takich komentarzy, w których kwestie te łączono w jedną, choćby porównując Palikota do dopalacza. Czy rzeczywiście poseł z Lublina - z niemałymi ambicjami politycznymi - ma szansę zaistnieć w nowej roli i zamieszać na polskiej scenie politycznej, czy też to tylko halucynacje, odurzenie złudnym poczuciem siły, po których czeka go dotkliwy ból głowy? Nasi publicyści różnią się w ocenach ostatnich poczynań i zapowiedzi Janusza Palikota oraz szans tworzącego się wokół niego ruchu politycznego.
Hasła przedstawione przez Palikota na sobotnim zjeździe jego sympatyków w Sali Kongresowej nie zaskoczyły. Janina Paradowska pisze na swym blogu, że nie usłyszała nic, czego wcześniej Palikot nie ogłaszałby wcześniej w mediach. Również Adam Szostkiewicz nie dostrzegł fajerwerków podczas kongresu, zauważa natomiast, że część z przedstawionych postulatów to „powtórka z PO”. Szostkiewicz ma ambiwalentny stosunek do programu Palikota – przyjmuje niektóre z haseł, resztę jednak odrzuca.
Natomiast Daniel Passent na swym blogu uważa, że prezentowany przez Palikota program wart jest dyskusji, a niektóre postulaty zasługują na poparcie (za słuszne uznaje choćby proponowanie zmian w relacjach: państwo-Kościół, co premier bagatelizuje). Przy tym odnotowuje jednak, że wśród haseł Palikota zabrakło takich, które odnosiłyby się do gospodarki i polityki socjalnej. Znalazły się za to te, z których przeziera populizm czy demagogia.
Najbardziej krytyczny w ocenach inicjatywy Palikota zdaje się być Edwin Bendyk, który w blogu „Anty-matrix” zarzuca lubelskiemu posłowi „intelektualny populizm” i brak oryginalności – począwszy od zapożyczenia nazwy dla swojego ruchu od fundacji Jarosława Lipszyca, skończywszy na mało zaskakujących, oklepanych hasłach.
Sam kongres wrażenia na naszych publicystach nie zrobił. Janina Paradowska ocenia go krytycznie: „Palikot jako mówca nie porywał, a i jego charakteryzacja była tym razem fatalna, tak jakby stracił swój wdzięk. Oprawa, jak i przemówienia części mówców sobotniego zjazdu nie zachwyciły Adama Szostkiewicza. Jednak Daniel Passent zwraca uwagę na „fakt, że kilka tysięcy ludzi zjechało do Sali Kongresowej, że po raz drugi – po nocnym spotkaniu na Krakowskim Przedmieściu – skrzyknęli się za pomocą Internetu, że wreszcie głośno zabrzmiały postulaty wolnościowe i obywatelskie”, co według niego „ma duże znaczenie z w zapyziałej i zdominowanej przez siły konserwatywne ojczyźnie”.
W ocenach szans powodzenia przedsięwzięcia Palikota blogerzy naszego serwisu są raczej zgodni. Passent nie daje mu wielkich szans, bo trudno zbudować ruch polityczny, a docelowo partię, wokół jednego człowieka (w dodatku za jego pieniądze). Również Jacek Kowalczyk nie wróży inicjatywie Palikota powodzenia w obecnym systemie partyjnym, wyraża jednak nadzieję, że dzięki działaniom Palikota Tusk przestanie być tak zachowawczy. Natomiast Edwin Bendyk przyrównuje ruch Palikota do szwedzkiej Partii Piratów, która - mimo medialnej popularności - w prawdziwych wyborach parlamentarnych poniosła klęskę. Publicysta pisze o ruchu Palikota, że to „mikropolityczny remix, z którego niewiele wynika”. Według niego nie zaszkodzi on PO, prędzej mało aktywnemu SLD, który nie wykazuje specjalnego zainteresowania i inicjatywy w podnoszonej w ostatnim czasie tematyce. Adam Szostkiewicz życzy zaś powodzenia Palikotowi i tego, by nie zmarnował szansy, „dla zdrowia sceny politycznej”.
Skutki tego „dopalacza” dla zdrowia polskiej polityki przyjdzie nam jednak ocenić dopiero za jakiś czas.