Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Idzie grypa

Rozmowa z dr. Pawłem Grzesiowskim, ekspertem w dziedzinie profilaktyki zakażeń
Marcin Rotkiewicz: – Rok temu wybuchła w Polsce panika z powodu tzw. świńskiej grypy. Tymczasem tegoroczny sezon grypowy zaczął się cicho i spokojnie. Rzeczywiście nic się nie dzieje?

Paweł Grzesiowski: – Panikowanie nigdy nie jest rozsądne, ale ta cisza w mediach i w środowisku medycznym mocno mnie niepokoi.

Dzieje się coś niedobrego?

Tak. W porównaniu z październikiem 2009 r. mamy w Polsce dwa razy więcej zachorowań na grypę. To oznacza, że wirus zaczął się szybko rozprzestrzeniać. W ubiegłym roku najwięcej przypadków grypy odnotowano w listopadzie, zatem bardzo możliwe, że i tym razem najwyższa fala zachorowań pojawi się jeszcze przed końcem 2010 r. To inaczej niż podczas „normalnych” sezonów grypowych, gdy najwięcej chorych mamy na przełomie stycznia i lutego.

Dane docierające z innych krajów europejskich wskazują z kolei, że znów najbardziej aktywny jest wirus odpowiedzialny za pandemię w 2009 r., czyli A/H1N1. Tego zresztą można się było spodziewać – po ubiegłorocznej pierwszej fali epidemii przychodzi druga. Wówczas dała się ona we znaki przede wszystkim dużym miastom, więc teraz zaatakuje także mniejsze skupiska ludzi.

Czyli znów grozi nam epidemia?

Jak najbardziej. Jeżeli liczba chorych podwaja się co tydzień, a tak właśnie się dzieje, to sytuacja jest naprawdę poważna.

Ile osób w Polsce może zachorować na grypę w tym sezonie?

Około 2 mln, ale ciężki przebieg może dotyczyć „jedynie” 1 proc., czyli ok. 20 tys. chorych.

Jest jeszcze coś niepokojącego?

Z powodu ubiegłorocznej awantury wokół szczepionek przeciw wirusowi A/H1N1 w tym roku mniej ludzi decyduje się na zastrzyk. A i tak zwykle szczepiło się u nas zaledwie kilka procent populacji. Trzeba pamiętać, że wirus A/H1N1, który wywołał rok temu pandemię i dziś znów krąży po Europie, bardzo przypomina wirusa słynnej hiszpanki z lat 1917–18. On także skutecznie atakuje osoby młode, a gdy za cel obierze sobie płuca, powoduje zagrożenie życia.

Ale tamta epidemia zabiła ok. 50 mln ludzi. Tymczasem w ubiegłym sezonie grypa spowodowała na całym świecie śmierć 18 tys. osób, a w Polsce 170.

Proszę nie zapominać o istotnej różnicy: w latach 1917–18 ludność Europy była wycieńczona krwawą wojną, a poziom ówczesnej medycyny trudno w ogóle porównywać z dzisiejszym. Choćby dlatego, że nie istniały szpitale z oddziałami intensywnej terapii, a więc m.in. respiratorami, zapasami leków antywirusowych czy antybiotyków. Dziś zapalenie płuc w większości przypadków można wyleczyć.

Czyli w 2009 r. uratowały nas respiratory i odpowiednie medykamenty?

Oczywiście! W skali całego świata na oddziały intensywnej terapii przyjęto z powodu grypy ok. 2,5 mln osób. 90 lat temu oni wszyscy byliby skazani na śmierć.

W takim razie chyba nie ma powodów, by tak się bać powrotu hiszpanki? Mamy nowoczesną medycynę, a u większości zakażonych grypa przebiega łagodnie.

Rzeczywiście, nie musimy obawiać się tysięcy zgonów, nawet jeżeli będziemy w tym roku mieli większą falę epidemii. Jednak kilkadziesiąt tysięcy osób może trafić do szpitali, kilka tysięcy będzie musiało zostać podłączonych do respiratorów, a kilkaset umrze. Będą zatem ofiary śmiertelne, a poza tym intensywna terapia sporo kosztuje. Epidemia bardzo utrudnia pracę służbie zdrowia, a czasami grozi jej paraliżem. A można by temu wszystkiemu, przynajmniej w bardzo dużym stopniu, zapobiec. Mamy w tym roku powszechnie dostępną, bezpieczną i tanią szczepionkę, która chroni przed trzema odmianami wirusa: dwiema, nazwijmy je zwykłymi, czyli powodującymi tzw. grypę sezonową, oraz przed pandemicznym wirusem A/H1N1.

Nie jest już trochę za późno na szczepienia?

Oczywiście najlepiej zrobić to we wrześniu, bo organizm potrzebuje ok. 2 tygodni, by wytworzyć odporność poszczepienną. Ale szczepić się można w każdym momencie, jeśli tylko nie ma przeciwwskazań. Na pewno powinny to zrobić osoby przewlekle chore na schorzenia układu oddechowego, krążenia, metaboliczne (np. cukrzycę), kobiety w ciąży oraz ludzie otyli. Nie wiadomo dokładnie dlaczego, ale ludzie ci częściej chorowali w ubiegłym roku na ciężką postać grypy i mieli powikłania. Tradycyjnie do grup ryzyka zalicza się także dzieci i osoby dorosłe z zaburzeniami odporności oraz wszystkich powyżej 65 roku życia.

Choć akurat rok temu relatywnie rzadziej chorowali seniorzy niż osoby młodsze. Szczegółowe badania wykazały, że we krwi wielu ludzi 60+ obecne są przeciwciała nabyte w dzieciństwie, gdyż wirus hiszpanki atakował kilka razy w pierwszej połowie XX w. i musieli się z nim zetknąć. Mamy zatem kolejny dowód, że ludzki układ odpornościowy posiada spore rezerwy, bo pamięć kontaktu z wirusem może przetrwać nawet dziesiątki lat.

Propagując szczepionki nie obawia się pan oskarżeń o pełnienie roli akwizytora koncernów farmaceutycznych?

A czy zalecanie przez lekarza choremu na cukrzycę zastrzyków z insuliny jest napędzaniem klientów producentom tego leku? Ja tylko informuję: mamy drugą falę epidemii wirusa A/H1N1, więc jeśli chcesz znacznie zmniejszyć ryzyko zachorowania na grypę i ewentualnych powikłań, to się zaszczep.

Poza tym, jeśli tak bardzo denerwuje kogoś, że koncerny na tych szczepionkach zarabiają, to wybudujmy w Polsce państwowe fabryki szczepionek. Skoro to taki złoty interes, to go zróbmy.

Ta niechęć nie bierze się znikąd. Koncerny farmaceutyczne w ubiegłym roku sprzedały za miliardy euro szczepionki na wirusa A/H1N1, które w końcu okazały się nieprzydatne, a kupiono je pod wpływem paniki. Niektórzy politycy w Brukseli wprost oskarżają Światową Organizację Zdrowia (WHO) o przedwczesne, a nawet zbyteczne ogłoszenie pandemii grypy oraz finansowe powiązania jej ekspertów z koncernami.

Zacznijmy od tego, że WHO słusznie ogłosiła pandemię. Ta organizacja nie ma jakiejś rady mędrców, która nagle i nie wiadomo dlaczego ogłasza stan zagrożenia. Wszystkie kryteria potrzebne do ogłoszenia pandemii zostały spełnione.

Po co w takim razie WHO straszyła, że na grypę może umrzeć nawet 7 mln ludzi?

To było niepotrzebne, ale do pewnego stopnia niezawinione przez WHO. Ubiegłoroczna epidemia pokazała, że na tego typu sytuacje nie jesteśmy przygotowani. Ta prognoza 7 mln zgonów powstała na bazie danych napływających z Meksyku. Tamtejsi eksperci informowali, że śmiertelność wynosi aż 1 proc., czyli w Polsce mielibyśmy 10 tys. zgonów. Okazało się tymczasem, że meksykański monitoring był słaby, a rzeczywista śmiertelność o wiele niższa.

WHO mogła naprawić swój błąd?

Częściowo tak – mogła ogłosić: „choroba nie jest aż tak groźna”, a więc mamy, powiedzmy, „pandemię z gwiazdką”. Warto jednak pamiętać, że w czerwcu 2009 r. nie dysponowaliśmy danymi, by studzić niepokój. Informacje z Meksyku budziły poważne obawy.

A co ze słynną szczepionką, którą kupiły m.in. Francja, Niemcy czy Włochy, a potem tego żałowały?

Potwierdziły się wcześniejsze przewidywania, że jeśli zaskoczy nas nowy wirus grypy, to jesteśmy bezradni, bowiem produkcja nowej szczepionki trwa pół roku. Szczepionki były dostępne dopiero od połowy października 2009 r., kiedy pierwsza fala zachorowań w wielu krajach już opadała.

Pewnie teraz mnie pan zapyta, czy należało te szczepionki kupować. Nie zasługiwałbym na dyplom lekarza, gdybym powiedział, że nie. Ale przede wszystkim należało je nabyć dla grup ryzyka. Musimy jednak przyznać, że w przypadku szalejącej już pandemii niewiele by pomogły, tym bardziej że odporność przeciw wirusowi pojawia się 2 tygodnie po zaszczepieniu. Np. Szwedzi rok temu zaszczepili się masowo już w trakcie trwania pandemii, ale nie wpłynęło to istotnie na zmniejszenie zachorowalności. Uważam jednak, że lekarz powinien dysponować wszelkimi skutecznymi metodami profilaktyki i terapii. Ileś istnień ludzkich mogłyby te szczepionki uratować, nawet późno wprowadzone.

Nie ma sposobów na szybszą produkcję szczepionek?

Są – zamiast na kurzych zarodkach wirusa hoduje się na tzw. liniach komórkowych, czyli na ludzkich bądź zwierzęcych komórkach namnażanych w laboratorium. Na razie jednak jest to droga metoda i dopiero wprowadzana do masowej produkcji.

A co z lekami przeciwwirusowymi?

Mamy dwa specyfiki drugiej generacji, oseltamiwir i zanamiwir, które są skuteczne. Jednak trzeba je podać najpóźniej 72 godziny od momentu zachorowania.

Mamy ich zapas w Polsce?

Tak, choć jego wielkość, z nieznanych przyczyn, nie została nigdy ujawniona. Media donosiły, że leków tych starczy dla 5 proc. Polaków.

Jakieś pozytywne lekcje z tych ubiegłorocznych doświadczeń wyciągnęliśmy?

Nie jest mi znany żaden oficjalny raport z podsumowaniem i wnioskami płynącymi z ubiegłorocznej pandemii. Nadal nie mamy dobrego systemu monitoringu grypy w podstawowej opiece zdrowotnej i w szpitalach. No i nie propaguje się szczepień. Nawet w grupie lekarzy i pielęgniarek szczepi się poniżej 20 proc. osób.

Dlaczego tak mało?

Bo do nich też dociera, zamiast rzetelnej informacji, cały ten szum informacyjny. W ubiegłym roku np. usłyszeli, że szczepionka przeciw wirusowi A/H1N1 jest groźna, bo zawiera rtęć i inne niebezpieczne składniki. To nieprawda, a najlepszym dowodem jest fakt, że zaszczepiło się nią miliony ludzi i nie ma żadnych danych o szkodliwości tych preparatów.

Grypa to nie jest jedynie problem medyczny, ale także sprawdzian, jak działa cały system ochrony zdrowia publicznego. I oczywiście, świadomości ludzi, w tym decydentów.

Jak w takim razie ocenia pan rolę mediów w trakcie ubiegłorocznej pandemii?

Początkowo fatalnie, bo siały panikę.

Pan sam trochę straszył, niemal codziennie występując w czasie ubiegłorocznej pandemii w specjalnym programie TVN24.

To nie było straszenie. Reakcje na ten program były bardzo dobre – wiele osób twierdziło, że informował i uspokajał. Nawet lekarzy.

Nie możemy nie wspomnieć w tej rozmowie również o politykach.

Wydarzenia sprzed roku po raz pierwszy coś mi uzmysłowiły, a nawet mnie przeraziły. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo polityka wnika dziś w obszar medycyny i nauki. Jak grypa może stać się przedmiotem różnych nieczystych rozgrywek. Najpierw bowiem opozycja waliła w rząd jak w bęben, że nie kupił szczepionek. Później rząd odtrąbił pogrom koncernów farmaceutycznych. Jestem pewien, że gdyby władze Francji czy Włoch rok temu nie kupiły szczepionek, to ci sami politycy, którzy dziś piętnują je za zmarnowanie publicznych pieniędzy, wysuwaliby oskarżenia o narażanie życia ludzi. Tak nie można. Należy zostawić grypę specjalistom i nie uprawiać na niej politycznego PR. Niestety, nie ma szczepionki przeciwko wirusowi PR.

rozmawiał Marcin Rotkiewicz

Dr n. med. Paweł Grzesiowski, członek Zarządu Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, do niedawna kierował Zakładem Profilaktyki Zakażeń i Zakażeń Szpitalnych w Narodowym Instytucie Leków w Warszawie.

Polityka 44.2010 (2780) z dnia 30.10.2010; Kraj; s. 28
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną