Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nieznane fakty ze sprawy Barbary Blidy

Barbara Blida na polu golfowym w 2001 roku Barbara Blida na polu golfowym w 2001 roku Krystyna i Aleksander Rabij/Press Photo / Reporter
Przedstawiamy mało znany epizod dotyczący udziału w tzw. sprawie Blidy Grzegorza Ocieczka (byłego wiceszefa ABW z czasów rządów PiS). Według świadków był on jednym z bliskich znajomych Barbary Kmiecik, której aresztowanie w 2005 roku doprowadziło dwa lata później do niefortunnego zatrzymania, które skończyło się samobójstwem Blidy.

Peportaż Piotra Pytlakowskiego i Sylwestra Latkowskiego, autorów filmu i książki o sprawie Blidy „Wszystkie ręce umyte”.

Sprawa Blidy zaczęła się w 2005 r., kiedy do aresztu trafiła Barbara Kmiecik (zwana na Śląsku Alexis), bizneswoman prowadząca firmę zajmującą się budownictwem i handlem węglem. Zarzucono jej próbę wyłudzenia pieniędzy od kilku śląskich przedsiębiorstw. Miała oferować pomoc w załatwieniu z budżetu państwa odszkodowań za tzw. szkody górnicze. W zamian domagała się odpowiedniej prowizji. Jednak proponowała swoje usługi firmom, którym już przyznano takie odszkodowania, tyle tylko nie zostały o tym jeszcze powiadomione. Kmiecik trafiła po prostu na świeżo umieszczoną w internecie listę przedsiębiorstw, którym należą się te pieniądze.

Początkowo nie przyznawała się do winy, nie obciążała też innych osób. W tym czasie do organów ścigania zgłosił się jednak były poseł SLD Ryszard Zając, niegdyś współpracownik Barbary Kmiecik. Miał do niej pretensje. Uważał, że nie wywiązała się ze zobowiązań finansowych wobec niego. Zeznał, że pani Kmiecik opowiadała mu o łapówkach, jakie wręczała prezesom i dyrektorom państwowych spółek węglowych i kopalń.

Wśród osób, którym miała wręczać pieniądze, byli też politycy. Zając wymieniał szereg nazwisk osób uwikłanych w naganne kontakty z Alexis (głównie z SLD, ale też np. Zbigniewa Wassermanna z PiS). Na tej liście była Barbara Blida, niegdyś posłanka Sojuszu. Barbara Kmiecik miała jej rzekomo przekazać 80 tys. zł na łapówkę dla dyrektora Rudzkiej Spółki Węglowej. Za ten prezent oczekiwała, że Blida pomoże jej w umorzeniu odsetek od niespłaconych w terminie zobowiązań wobec tej spółki węglowej.

Nie wiemy, dlaczego katowiccy prokuratorzy podjęli akurat ten wątek (a nie zajęli się np. relacjami Alexis z innymi politykami). Możemy jedynie domniemywać, że spodziewali się, iż śledztwo będzie rozwojowe, a wątek Blidy otworzy drzwi prowadzące do ważniejszych w polityce nazwisk. Istotne też jest, że wyjątkowo blisko wątku pań Kmiecik i Blidy, był w tamtym czasie jeden z prominentnych na Śląsku prokuratorów, późniejszy wiceszef ABW - Grzegorz Ocieczek. Dotarliśmy do zeznań świadków, które mówią, iż był on bliskim znajomym Barbary Kmiecik. A mimo to - choć powinien był - nie wyłączył się z działań w sprawie, która jej dotyczyła.

1.

Barbara Kmiecik zmieniła taktykę, kiedy dowiedziała się, że w areszcie zamknięto także jej córkę i że to samo grozi mężowi. Zaproponowano jej, że jeśli zacznie mówić, prokuratorzy rodzinę zostawią w spokoju. Zagwarantują też nadzwyczajne złagodzenie kary. Wtedy przerwała milczenie.

Wyjaśnienia Kmiecik były chaotyczne. Często zmieniała ich treść, coś dodawała, o czymś zapominała. Nie przedstawiała żadnych dowodów potwierdzających przytaczane fakty. Prokuratorzy - pomimo starań - też takich dowodów nie znaleźli. Dyrektor Rudzkiej Spółki Węglowej zaprzeczył, jakoby miał dostać pieniądze za umorzenie odsetek. Nie domagał się ich, w ogóle nie zajmował się sprawą odsetek od pani Kmiecik. Z dokumentów wynikało zresztą, że odsetek nie umorzono.

A mimo to zaplanowano zatrzymanie Barbary Blidy. Miała zostać doprowadzona do prokuratury i poddana konfrontacji z Barbarą Kmiecik i dyrektorem spółki węglowej. To zwykła czynność prokuratorska, nie wymagająca doprowadzenia. Wystarczyłoby zwykłe wezwanie w określonym dniu i o danej godzinie. Zresztą w ten właśnie sposób zaproszono do udziału w czynnościach śledczych dyrektora Rudzkiej Spółki Węglowej. Nie został zatrzymany, a jedynie wezwany. Czynności zaplanowano na 25 kwietnia 2007 r.

2.

Kilka minut po szóstej rano do domu państwa Blidów zastukali agenci ABW. Grupą dowodził por. Grzegorz S. Troje funkcjonariuszy weszło do mieszkania, dwoje pozostało na zewnątrz. Mieli za zadanie sfilmować wejście ekipy i potem wyjście, już razem z zatrzymaną. Nagranie miało służyć promocji pracy ABW w mediach. Inaczej mówiąc, dostałyby je wszystkie stacje telewizyjne do wykorzystania w audycjach informacyjnych jako główny news dnia. Wiadomo też, że 25 kwietnia miały się odbyć przynajmniej dwie konferencje prasowe. Jedna w Katowicach i druga w Warszawie. Prawdopodobnie w jednej z nich wziąłby udział ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Tematem numer jeden byłoby niewątpliwie zatrzymanie Barbary Blidy, czyli sukcesy rządu PiS w rozbijaniu mafii węglowej i lewicowego układu politycznego, który żerował na malwersacjach węglem.

Akcja nie przebiegła jednak po myśli autorów jej scenariusza. Barbara Blida poprosiła o zgodę na skorzystanie z łazienki. Weszła tam razem z agentką ABW. Po kilku minutach padł strzał. Według oficjalnej wersji pani Blida popełniła samobójstwo strzelając do siebie.

3.

Podczas realizacji filmu dokonaliśmy eksperymentu. Pomagał nam konsultant, ekspert do spraw broni. Rozmawialiśmy też z innymi ekspertami. Kąt pod jakim kula weszła w ciało ofiary, praktycznie wykluczał naturalne ułożenie dłoni trzymającej rewolwer. W ten sposób nikt nie próbuje się zastrzelić. Ręka trzymająca broń była wykręcona w ekwilibrystyczny sposób. Według ekspertów prawdopodobne jest, że ktoś wykręcał dłoń Barbary Blidy. Być może próbował wyrwać jej rewolwer i w czasie tej szamotaniny padł śmiertelny strzał.

Potwierdzają tę hipotezę wydarzenia, które potem nastąpiły. Agenci ABW złamali wszystkie procedury postępowania w takich sytuacjach. Pod wymyślonym pretekstem polecili jedynemu świadkowi, mężowi ofiary, wyjść z domu i na zewnątrz oczekiwać na wezwaną karetkę pogotowia. Dzięki temu zostali w domu sami, bez jakiejkolwiek kontroli. Nie wiemy, co w tym czasie robili. Później okazało się, że na broni nie było odcisków palców (zostały usunięte?), a badania rąk agentów ABW nie wykazały obecności śladów powystrzałowych.

Nie mogły wykazać, bo funkcjonariusze wbrew przepisom umyli dłonie. Potem gorączkowo gdzieś telefonowali, wymieniając się aparatami telefonicznymi. Dlatego nie można było ustalić, kto z nich, do kogo i po co telefonował.

4.

Krótko po tragicznym zdarzeniu w domu Blidów pojawił się wiceszef ABW Grzegorz Ocieczek. Ten były katowicki prokurator awansowany został do warszawskiej centrali ABW przez swojego przyjaciela, Bogdana Święczkowskiego, ówczesnego szefa tej instytucji. Obaj zaliczali się do najbliższego Zbigniewowi Zbiorze kręgu osób najbardziej zaufanych. Ocieczek przejął dowodzenie akcją.

Potem twierdził, że nic nie wiedział o myciu rąk przez podwładnych i o zacieraniu śladów. Więc co tam robił? I czy tylko przypadek zrządził, że akurat w tym czasie przebywał w Katowicach, a nie w Warszawie?

5.

Na podstawie relacji samego Ocieczka i Święczkowskiego, oraz chronologii zdarzeń odtworzonych przez eksperta dr Michała Gramatykę można przyjąć, że Grzegorz Ocieczek przebywał na dworcu w Katowicach przynajmniej od godz. 6.20. Tam dostał wiadomość, że Barbara Blida postrzeliła się.

Pociągi z Katowic do Warszawy w 2007 r. odjeżdżały w godzinach porannych, równo co godzinę: 5.00, 6.00, 7.00. Dlaczego świetnie znający ten rozkład, mieszkający na co dzień na Śląsku Grzegorz Ocieczek, był na dworcu 20 minut po odjeździe swojego pociągu? I czekał na ten, który miał odjechać za 40 minut? Czy czekał na sygnał od funkcjonariuszy, którzy byli w domu Blidów, o przebiegu akcji? Tak podejrzewa większość członków sejmowej komisji śledczej, badającej sprawę Barbary Blidy.

Jest jeszcze jedna wątpliwość. Bogdan Święczkowski mówi (patrz: rozmowa z Bogdanem Święczkowskim), że Ocieczek po raz drugi zatelefonował do niego z dworca i poinformował, że Barbara Blida nie żyje. Dlatego szef ABW nakazał swemu zastępcy, aby tym bardziej pojechał do mieszkania Blidów. Tymczasem Grzegorz Ocieczek przynajmniej od godz. 7.15 był już w tym mieszkaniu, a zgon pani Blidy stwierdzono dokładnie 10 minut później.

Wątpliwości związanych z rolą odegraną w tej sprawie przez Grzegorza Ocieczka jest więcej (patrz: rozmowa z Barbarą Kmiecik). Okazuje się, że Ocieczek dobrze znał męża Barbary Kmiecik, a – jak twierdzi sama Kmiecik – także i ją, bo był stałym gościem w jej stadninie (patrz: relacja Ronalda Cybulskiego, byłego dyrektora stadniny koni i obiektu gastronomiczno-hotelowego w Chruszczbrodzie, należącego do Barbary Kmiecik). Skoro tak, to nie powinien brać udziału w żadnych czynnościach, dotyczących tej sprawy.

6.

Grzegorz Ocieczek najpierw mówi (patrz: rozmowa z Grzegorzem Ocieczkiem), że w stadninie pani Kmiecik był wyjątkowo jeden jedyny raz. Potem pamięć mu się odświeża i przypomina sobie więcej wizyt. Między innymi miał się tam bawić w czasie Sylwestra.

Nie wypiera się znajomości z Ronaldem Cybulskim, twierdzi jednak, że jego wizyty w stadninie koni były wyłącznie towarzyskie i nie miały korupcyjnego tła. Zawsze za siebie płacił. Ale Cybulski twierdzi, że było inaczej.

Skoro Barbara Kmiecik była dla śledczych wiarygodnym świadkiem, dlaczego nie uznać za takiego jej byłego pracownika Ronalda Cybulskiego? Chyba, że prokurator w stanie spoczynku zachował rachunki za swoje pobyty w Chruszczobrodzie.

7.

Analogia ze sprawą Barbary Blidy narzuca się sama. Tam zarzuty zbudowano bez żadnych dowodów, jedynie na podstawie opowieści jednej osoby. Wypominano prezenty jakie Barbara Blida miała dostawać od Barbary Kmiecik. Zbigniew Ziobro podczas niedawnych zeznań przed komisją śledczą mówił wręcz o sponsorowaniu Blidy przez Alexis. Gdyby zastosować podobne standardy, Grzegorz Ocieczek powinien też mieć postawione zarzuty, przynajmniej natury etycznej, dyskwalifikujące go jako prokuratora. Przecież jest dowód w postaci relacji Ronalda Cybulskiego. A jednak brał udział w czynnościach wokół zatrzymania Barbary Blidy.

Grzegorz Ocieczek i Bogdan Święczkowski są dzisiaj prokuratorami prokuratury krajowej w stanie spoczynku. Ocieczek ma 41 lat, Święczkowski 40. Pobierają pełne apanaże prokuratorskie, jakby nadal pełnili swoje obowiązki. Święczkowski został ostatnio radnym śląskiego Sejmiku Wojewódzkiego.

Część z przytoczonych relacji i fragmenty rozmów znajdą się w filmie „Wszystkie ręce umyte”, który program II TVP wyemituje 1 grudnia o godz. 20.55, zaś w całości w książce pod tym samym tytułem, która właśnie weszła do księgarń.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną