Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pytania pozostają

Komentarz na temat raportu MAK

Przedstawiony dziś w Moskwie raport MAK w sprawie przyczyn katastrofy polskiego rządowego Tu – 154 M daje wiele odpowiedzi, choć także pozostawia wiele pytań.

Ten lot nie powinien się odbyć, to wiadomo. Katastrofie można było zapobiec już w Warszawie, po prostu nie wylatując do Smoleńska, ze względu na fatalną pogodę. Ale taka możliwość nie wchodziła w grę; szkoda. Jak twierdzi raport, którego zadaniem było ustalenie przyczyn technicznych samolotu, piloci byli źle wyszkoleni, w dodatku demonstrowali lekceważenie dla dyscypliny i procedur, co zawsze kończy się tragicznie, bo procedury i przepisy w lotnictwie są pisane krwią pilotów. Procedury i przepisy w trakcie tego lotu łamano z wielką nonszalancją. Także w tym momencie, kiedy w kokpicie znalazł się dowódca Wojsk Powietrznych gen. Błasik.

Generał miał we krwi niewielki procent alkoholu, bo pewnie do posiłku podanego na pokładzie wypił kieliszek czegoś mocniejszego. Zdaniem raportu, obecność zwierzchnika działała stresująco na pilotów. Ale również ignorowano ostrzeżenia systemu TAWS, używano wysokościomierza barometrycznego, czyli niewłaściwego w tym momencie. Błędne przekonanie o wysokości na jakiej znajduje się samolot i to aż o 180 metrów, ze względu na omyłkowe - tego nie wiemy i już się nie dowiemy - przestawienie wysokościomierza przez załogę. Samolot zniżał się za szybko, pilot szukał ziemi na siłę, choć ze względu na pogodę, gęstą mgłę nie mógł jej zobaczyć. Zgodnie z raportem MAK ostateczną decyzję o lądowaniu podejmował kapitan: podjął złą decyzję. Nie powinien był dolatywać do lotniska Siewiernyj w Smoleńsku, nie powinien tam się znaleźć. Po drodze był Mińsk i Witebsk, a także Moskwa. Można pytać, dlaczego polski MSZ, kierownictwo 36 Pułku Lotnictwa nie uzgodniło wcześniej na podstawie jakich przepisów działają piloci, znajdując się na terenie przestrzeni powietrznej Federacji Rosyjskiej.

MAK wypunktował błędy po stronie polskiej, także brak znajomości języka rosyjskiego przez członków załogi, przede wszystkim nawigatora. Język rosyjski znał jedynie kapitan samolotu, to za mało, to nie jego zadaniem było prowadzenie rozmów z wieżą w Smoleńsku. Nie było też lidera, z którego zrezygnowała strona polska, utrzymując, że załoga zna rosyjski. Nie wiem, dlaczego zgodzili się na to Rosjanie, łamiąc swoje przepisy. Ukraińcy choćby nie zezwalają na lądowanie na lotnisku innym niż komunikacyjne międzynarodowe bez takiego specjalisty na pokładzie, kilkakrotnie byłam tego świadkiem.

Nie ma w raporcie MAK rozważań na temat zachowania obsługi lotniska: zdaniem MAK to, co działo się w wieży ani stan urządzeń na lotnisku w Smoleńsku nie miały wpływu na rezultat czyli katastrofę Tu 154. Nie przeanalizowano i nie ustosunkowano się do rozmów kontrolerów lotów w Smoleńsku, ani ich telefonicznych kontaktów z Moskwą. Nie wiemy dlaczego. Lot nie był wojskowy, nie miał celów wojskowych, był lotem międzynarodowym nieregularnym, z pasażerami na pokładzie, tak go kwalifikuje MAK, twierdząc, że w takim przypadku to pilot decyduje o lądowaniu. Polska strona nie zgadza się z takim stanowiskiem.

Fakt, że do prezentacji doszło niespodziewanie, bez wiedzy polskiego premiera oraz akredytowanego przy MAK Edmunda Klicha jest okolicznością niezrozumiałą. Czy Rosjanie celowo zlekceważyli polskie władze, przyczyniając się do kolejnego zamieszania na polskiej scenie politycznej? Można się domyślać, że MAK nie jest instytucja tak niezależną, żeby w tak ważnej kwestii decydować samodzielnie. Cała sprawa może pogorszyć relacje polsko – rosyjskie, które, jak się wydawało po katastrofie, zbliżyły się do sąsiedzkiej normalności. Cała sprawa, i raport i okoliczności jego ogłoszenia pozostawiają niedosyt. Pewnie długo nie uda się tego zmienić.

Z pewnością metoda plastrów żółtego sera o której mówią fachowcy rozważając przyczyny katastrof lotniczych jeszcze raz okazała się słuszna: każdy plaster ma chronić przed nieszczęściem. Jeśli się zdarzy, że dziury ustawią się na jednej linii - wydarza się to najgorsze, śmierć.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną