Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Bezsonność

Hakerski atak na PlayStation

Konsola PlayStation przeżywa największy kryzys w swojej kilkunastoletniej historii. Znacznie poważniejszy niż mogłoby wynikać z charakteru tej branży.

77 milionów użytkowników serwisu PlayStation Network od tygodnia nie ma dostępu do sieci rozrywki, którą zbudował dla nich japoński gigant Sony. W tym gronie jest około 300 tysięcy Polaków. PSN to wielki sklep internetowy z grami, społeczność i arena, na której odbywają się dniem i nocą rozgrywki sieciowe. Przez kilka pierwszych dni po zamknięciu usługi Sony informowało użytkowników o „przerwie konserwacyjnej”, potem wystosowało oficjalny komunikat mówiący o włamaniu hakerskim do PSN.

Z oświadczenia – spóźnionego, ale dość odważnego – wynika, że mogły zostać wykradzione osobiste dane milionów użytkowników, włącznie z adresami, hasłami i numerami kart kredytowych. Bez rozrywki można by było sobie jakoś poradzić, trudniej na pewno radzić sobie bez karty kredytowej.

Nie wiadomo wciąż, kto zaatakował PSN i w jakim celu. Wśród pierwszych podejrzanych znalazła się mgławicowa grupa Anonymous, która tropi i nęka korporacje ścigające hakerów łamiących ograniczenia dostępu do nowoczesnych technologii. A tak się składa, że Sony wytoczyło niedawno proces George’owi Hotzowi po złamaniu przez niego zabezpieczeń konsoli PlayStation 3.

Bardziej prawdopodobna jest jednak wersja mówiąca o tym, że włamania do systemu PSN dokonała po prostu jakaś przestępcza grupa handlująca danymi internautów i numerami kart kredytowych, najprawdopodobniej z przodującej w tej dziedzinie Europy Wschodniej.

Nie to jest jednak najciekawsze. Jeśli to jest zwykła kradzież, nie różni się zasadniczo od ataków na systemy ewidencji danych czy sieci bankowe. Trudno zresztą określić w tej chwili konsekwencje samego włamania. Znacznie ciekawsze mogą być skutki ponadtygodniowego już zamknięcia bardzo popularnego serwisu. Przedstawiciele Sony mówili o możliwości powtórnego uruchomienia usług PSN w okolicach 3 maja – to da przynajmniej dwutygodniową przerwę. Po czymś takim spora grupa użytkowników może się odwrócić od PlayStation Network i od samej konsoli.

Trudno przewidzieć inne skutki – odszkodowania dla firm produkujących oprogramowanie, których straty mogą sięgnąć zawrotnych rozmiarów, a nawet osłabienia potężnego przemysłu, który stoi za sieciowymi grami wideo. Trudno wreszcie wyobrazić sobie, co zrobią nałogowi gracze internetowi, którzy stracili dostęp do ulubionej rozrywki. Choćby miłośnicy futbolu – przerwa w usłudze zastała ich przecież w szczycie sezonu rozgrywek Champions League, które PlayStation od lat już sponsoruje, reklamując się podczas meczowych transmisji.

Sam – również jako użytkownik PSN – patrzę na sytuację z zaniepokojeniem niezwiązanym tylko z brakiem dostępu do rozrywkowych funkcji sieci firmy Sony. To, co się wydarzyło, jest bowiem ciekawą symulacją ogólnointernetowego krachu, który nie wydarzył się dotąd, ale którego nie można wykluczyć. Katastrofy, w wyniku której na dłużej niż parę godzin przestaje działać serwis, który ma jeszcze szersze zastosowanie i znacznie większe grono użytkowników.

Na przykład Wikipedia czy YouTube. A wreszcie Facebook. Może nawet Google. Po raz kolejny widać, że nie ma bezpiecznych sieci i w pełni chronionych stron. Jeszcze ciekawsze będzie natomiast to, w jaki sposób wielki koncern multimedialny będzie odbudowywał wizerunek po tej wpadce. Dwa lata temu porównywalny kryzys przeżywała Toyota, ściągająca wtedy do serwisów ponad osiem milionów samochodów z potencjalną usterką techniczną. Tutaj grono poszkodowanych ma pewnie trochę inny przekrój społeczny, ale za to jest dziesięciokrotnie większe.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną