Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Premier wali ślepakami

Wojny z kibolami ciąg dlaszy

Wojna z kibolami nabiera rozmachu, rząd serwuje im zakaz, oni dalej skandują swoje hasła. Nadeszła pora na demonstrację siły, do akcji ma wkroczyć policja.

Donald Tusk chce, aby policja nie musiała czekać na wezwanie organizatora meczu piłkarskiego, ale sama decydowała, kiedy wejść na stadion. Po pierwsze, to wyraźny sygnał, że premier nie darzy zaufaniem klubów, które mogą z niejasnych powodów zwlekać z takim wezwaniem. Po drugie, darzy zaufaniem policję. Według nowych zasad policja będzie mogła przerywać mecz nie tłumacząc nikomu motywów swojej decyzji.

Przed laty, to policyjne oddziały prewencji pilnowały porządku podczas meczów piłkarskich. Sama ich obecność prowokowała kibiców do awantur. Był to jeden z powodów, dla których twórcy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych uznali, że funkcjonariuszy trzeba trzymać od stadionu na odległość. Brali też pod uwagę wysokie koszty policyjnej obsługi widowisk sportowych.

Nie wiem, czy premier sam wpadł na koncept z udzieleniem policji nowego zadania. Może ktoś mu to podsunął, ale nie sądzę, aby doradca był policjantem. Każdy gliniarz wie przecież czym grozi interwencja w rozemocjonowanym tłumie i jak działa na agresywnych kibiców widok policyjnych mundurów. Premier sam jest kibicem, bywa m. in. na meczach Lechii Gdańsk, więc bez wątpienia wie, że to nie zadymy na stadionach stanowią dzisiaj problem, ale bójki i ustawki poza arenami zmagań sportowych. Tam potrzebna jest policja, tam należy używać oddziałów potrafiących uśmierzać rozróby. Twierdzę, że członkom kibicowskich bojówek takie posunięcie rządu jest wyjątkowo na rękę. Policja zaangażowana w pilnowanie porządku na stadionie nie będzie w stanie czuwać nad bezpieczeństwem obywateli z dala od niego. Kibole bez dodatkowego stresu ustawią sobie widowiskową bójkę z dala od trybun i załatwią porachunki po męsku, a przy okazji porachują kości przypadkowym przechodniom. Taka sytuacja jest możliwa, ba wielce prawdopodobna, dla wszystkich, niestety nie dla premiera.

Premier podejmuje ofensywę z użyciem broni szybkostrzelnej. Pomysłami wali jak seriami z kałasznikowa, ale czy trafia do celu? Jemu wydaje się, że tak, ale publiczność dostrzega, że przestrzeliwuje. Na razie w wojnie, jaką wydał chuliganom ze stadionów, nie zasłużył na odtrąbienie zwycięstwa.

 

 

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną